REKLAMA

Rozumiem fenomen The Finals, ale boli mnie kierunek weteranów Battlefielda

Od kilku dni gramy ze znajomymi w The Finals - najnowszą strzelaninę FPS, dostępną za darmo na PC i konsolach. Mechanicznie gra to rarytas, dlatego tym bardziej boli mnie kierunek obrany przez weteranów Battlefielda.

Rozumiem fenomen The Finals, ale boli mnie kierunek weteranów Battlefielda
REKLAMA

Wroga drużyna pilnuje kasy. Zamiast warować w pomieszczeniu z sejfem, przedostaje się na dach, robi w nim dziurę i strzela do nieświadomych ofiar poniżej. Jak to bywa z camperami, są skuteczni do czasu. Kilka granatów i rakiet sprawia, że całe najwyższe piętro budynku zamienia się w ruinę. Destrukcja otoczenia, chociaż punktowa, wygląda kapitalnie. Co najlepsze, zniszczone ściany i sufity nie znikają. Zamiast tego walczymy o sejf, przeciskając się przez ruiny. Coś niesamowitego.

REKLAMA

Doskonale rozumiem, dlaczego The Finals szturmem wzięło rynek darmowych sieciowych strzelanin.

źródło: SteamDB

Pod względem mechaniki, technologii oraz możliwości gra jest palce lizać. Intensywnym starciom zespołów 3 na 3 na 3 towarzyszy miła oprawa, świetny punktowy system zniszczeń budynków, niezły system manipulacji otoczenia i naprawdę udany układ map. Do tego dochodzi poprawny model ostrzału, bardzo ciekawy zbiór gadżetów oraz unikalny patent na rozgrywkę, mieszający klasyczny tryb PvP z trybami extraction oraz king of the hill.

Kiedy gramy w The Finals na PS5, nie ma miejsca na nudę ani rutynę. Starcia trwające od kilku do kilkunastu minut zawsze są intensywne, zawsze wymagają kooperacji i zawsze każdy z nas bierze na siebie wielką porcję odpowiedzialności za sukces/porażkę. Jeśli ktoś lubi rywalizację na bardzo wysokim, bezpośrednim poziomie, The Finals będzie miodem na jego serce.

Dlatego naprawdę rozumiem fenomenalne wyniki generowane przez ten tytuł. Twórcy pochwalili się, że na samym Steam w The Finals jednocześnie grało ponad 240 000 użytkowników. To wynik, za który oddałby duszę niejeden wydawca sieciowych gier FPS. To również wynik, który osiąga produkcja mająca do zaoferowania coś więcej niż tylko darmową instalację. Ciepło przyjęta beta oraz oddolna poczta pantoflowa pracują na obciążenie serwerów tej gry.

Niby fajnie, ale kiedy gram w The Finals, boli mnie, że to nad tym pracowali weterani Battlefielda.

Za The Finals stoi Embark Studios - zespół deweloperów w dużej mierze złożony z weteranów gier FPS pracujących wcześniej dla szwedzkiego DICE. W strukturach Embarka znajdują się weterani serii Battlefield, wliczając w to osoby odpowiedzialne za świetnie przyjęte odsłony 3, 4 oraz 1. Branżowe plotki mówiły o wielu odejściach wywołanych frustracją tym, w jakim kierunku zmierzała ta seria. Frustracją uzasadnioną, biorąc pod uwagę jakość Battlefielda 2042 na premierę.

Dlatego po cichu liczyłem, że w Embark Studios pracują nad własnym Battlefieldem, wspartym japońskim kapitałem firmy Nexon. Innym pod względem nazwy, ale zawierającym elementy ukochane przez fanów: destrukcję otoczenia, duże mapy, podział na uzupełniające się klasy oraz jednoczesną walkę na lądzie, na wodzie i w powietrzu.

Kciuki za Battlefielda trzymałem nie tylko z powodu tego, że jestem fanem serii. Chodzi też o posuchę na rynku. Brakuje sieciowych strzelanin osadzonych we współczesnych czasach, w skali Battlefielda, z pojazdami oraz systemem zniszczeń. Co jednocześnie smutne i zabawne, na ten moment najlepszą nową produkcją tego typu jest kwadratowe Battlebit Remastered. Ekipa z Embark Studios mogła wejść w tę przestrzeń jak do siebie, grając na nosie EA i DICE.

Może to kwestia wieku. Może przesytu trendem. Boli mnie "ziomalskość" The Finals.

The Finals to kolejna produkcja w której zamiast realnego konfliktu zbrojnego mamy coś na kształt konkursu. Swoistego telewizyjnego show, ze spikerem oraz publicznością. Taka otoczka nie przemawia do mnie od dłuższego czasu. Do cna wyeksploatowało ją Apex Legends, a The Finals idzie jeszcze dalej.

Mamy więc tańce. Mamy emotki. Mamy bon moty trzymane pod przyciskami. Nie mogło zabraknąć "ziomalskich" skórek, których zdaje się nie łączy żaden motyw przewodni. Skórki na bronie, skórki na gadżety i granaty, nawet kruk albo kot na ramię: jest tutaj niemal wszystko, co napędza młodzieżowe darmowe gry multiplayer, battle royale i extraction ostatnich lat.

REKLAMA

Oczywiście biorąc pod uwagę świetny wynik wygenerowany przez The Finals wiem, że jestem w mniejszości i brzmię jak dinozaur. Moim problemem jest to, że pamiętam, jak przełomowy był Battlefield 1942, na jak wiele pozwalał Battlefield 2 oraz jak świetny był Battlefield 3. Najgorsze, że grając w The Finals, czuję duże doświadczenie producentów z grami FPS i tylko utwierdzam się w przekonaniu, że mogliby zaoferować świetną wojnę totalną.

No cóż, może za kilka lat.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA