REKLAMA

Każdy mój spacer to bolesne przypomnienie, że miasto nie jest przyjazne pieszym. Ale jest nadzieja

Wychodząc na spacer zdałem sobie sprawę, że na ręku nie mam zegarka mierzącego aktywność. Szybko się wróciłem, aby nie zaprzepaścić szansy na dobicie do zakładanej liczby kroków. Zanim oskarżycie mnie o zatracenie i podporządkowanie się technologii pozwólcie, że wyjaśnię, dlaczego inteligentny zegarek może pomóc zmienić to, jak będą wyglądały nasze miasta.

23.12.2023 08.55
spacery
REKLAMA

Od niedawna mieszkam w innej dzielnicy. Odkrywam sąsiedztwo na nowo zachwycając się miastem. Na ulice i kamienice nie patrzę już jako turysta, który jest w tej okolicy raz na jakiś czas, tylko jako ktoś, kto teraz jest u siebie. Poznaję więc zakamarki, skróty, a przede wszystkim daję się ponieść urokowi tych miejsc.

REKLAMA

Za każdym spacerem inaczej patrzę na budynki. Zerkając na nie z innej perspektywy dostrzegam coś, co umykało mi wcześniej. Ich postrzeganie różni się wieczorem w środku tygodnia, kiedy ulica jest pusta i cicha od tego, co widzę w sobotnie popołudnie, kiedy światło pada inaczej, a ja muszę zająć sobie inne miejsce, bo mieszkańcy chcą jak najszybciej pozałatwiać swoje sprawy. Wystarczy przejść na drugą stronę ulicy i już ma się inną perspektywę. Choćby to, że spadły wszystkie liście z drzew sprawia, że kamienica czy budynek w tle wyglądają inaczej.

Skoro już tyle spaceruję to łączę przyjemne z pożytecznym i sprawdzam, ile kroków dziennie wyrabiam

Spokojnie, kiedy rano nie założę zegarka mogę nie mieć go nawet przez trzy, cztery dni, bo zapominam o tym nawyku – a mimo tego i tak wychodzę na spacery. Staram się jednak pamiętać i wyrabiać narzucony limit. Brakuje 2 tys. kroków? To może przejdźmy się ulicę dalej, zobaczymy, jak wygląda wieczorem ta fajna kamienica, którą widzieliśmy w ubiegłym tygodniu. Tak to działa.

Motywujący aspekt fitnessowych gadżetów jest niby oczywisty i taka uwaga trąci banałem, ale to faktycznie zachęca. Nawet drobna sugestia, że można poruszać się inaczej sprawia, że ludzie wybierają alternatywę. W książce „Ruch - cudowne lekarstwo. Dlaczego warto chodzić po mieście” Peter Walker cytuje wyniki badań naukowców z Uniwersytetu Glasgow. Ci umieścili tabliczki z napisem: „zachowaj zdrowie, oszczędzaj czas, korzystaj ze schodów” na peronie metra w centrum miasta, w miejscu, gdzie pasażerowie mieli do wyboru ruchome schody lub zaraz obok 30 stopni schodków. Efekt był naprawdę zaskakujący.

Korzystanie ze schodów z 8 procent przed wywieszeniem tabliczki wzrosło do ponad 15 procent w ciągu 3 tygodni od jej powieszenia. Nawet 12 tygodni po usunięciu znaku częściej korzystano ze schodów niż pierwotnie, choć z tendencją spadkową.

- czytamy w "Ruch - cudowne lekarstwo".

A teraz spójrzcie na swój nadgarstek i pomyślcie, że taką tabliczkę macie cały czas na sobie i przy sobie. To działa.

Tyle że to nie jest aż takie proste.

Każdy mój spacer to bolesne przypomnienie, że miasto nie jest przyjazne pieszym

Nie chcę nawet wspominać o dziurawych chodnikach i nierównościach, bo to przykry standard. Za każdym razem widzę niby drobną, ale jednak uciążliwość. Przykład z wczoraj - skręcając zza budynku, na chodniku wychodzi się na słup energetyczny stojący na środku drogi pieszego. I jakby tego było mało na podstawie konstrukcji zawieszono baner informujący o koncercie. W efekcie przestrzeń dla pieszego skurczyła się do 20 proc. z 50 proc. Żeby przejść trzeba ominąć nie tylko słup, ale i reklamę. Wyobraźmy sobie, że musi to zrobić przysłowiowy rodzic z wózkiem czy osoba poruszająca się na wózku. Problem, problem, problem. Na każdym kroku.

- To musi wyglądać na łatwe. Jeśli nie jest to najłatwiejsze rozwiązanie lub przynajmniej tak łatwe jak to, co robią teraz – jazda autem – to dlaczego mieliby to zmieniać? – mówił o chodzeniu czy jeździe na rowerze po mieście Chris Boardman, były olimpijczyk i kolarz Tour de France, w rozmowie z autorem książki „Ruch – cudowne lekarstwo”.

W polskich miastach dzieje się coś zupełnie przeciwnego - przy każdej możliwej okazji pokazuje się, że spacery to poruszanie się po polu minowym

W Łodzi remontowano fragment chodników i piesi musieli wejść na drogę dla samochodów, żeby ominąć remont. Nikt nie zasugerował kierowcom, żeby zwolnili, nie zamontował dodatkowych spowalniaczy, nie mówię nawet o wyznaczeniu fragmentu zastępującego chodnik. Cały problem zrzucono na pieszego. Masz nogi to kombinuj.

Kiedy padał deszcz i ulice były pełne wielkich kałuż, kierowcy musieli stukać się w głowę widząc nas pieszych za każdym razem przytulających się do ogrodzenia, aby nie zostać ochlapanym. „Dlaczego oni sobie to robią?” – mogli się zastanawiać, siedząc w ciepłym wnętrzu samochodu, gdyby tylko stać było ich na odrobinę empatii. Bo że nie stać to udowadniali przyspieszając przed kałużą.

Środowisko miejskie powinno zapraszać ludzi do jeżdżenia rowerem czy do chodzenia pieszo, sprawiać, by czynność ta stała się oczywista i atrakcyjna – podkreśla Walker. Tak się nie dzieje. Ale za to fitnessowe gadżety zmuszają nas do takich aktywności. Podczas wieczornych spacerów, kiedy ulice w większości są puste, najczęściej spotyka się właścicieli psów i właśnie ludzi ubranych w sportowe ubrania. Moda na ruch, napędzana także gadżetami, każe zwrócić uwagę na infrastrukturę. A raczej jej brak. Być może naiwnie wierzę, że gdy po świętach wiele osób dołączy do grona gadżeciarzy lub założy sobie, że będzie się więcej ruszać, dostrzeże, jak nieprzyjazne są miasta dla pieszych.

A to będzie zwiastowało rewolucję

Według szacunków globalny rynek inteligentnych zegarków ma wzrosnąć w ciągu 5 lat o 39 proc. Użytkowników będzie przybywać. Skoro już teraz posiadanie smartwatchy przełożyło się także na zmianę codziennych nawyków u niemal 90 proc. użytkowników smartwatchy to naturalną konsekwencją, choćby podczas spacerów, powinna być myśl - nie tak to powinno wyglądać. Jak mam wyrabiać 10 tys. kroków, jeżeli chodniki są nierówne, dookoła przeszkody, dla mnie nie ma miejsca, dla samochodów - owszem?!

Dotychczas pieszym było się raczej z konieczności niż wyboru. Skoro miasta na każdym kroku pokazywały, że nie ma co liczyć na własne nogi ani komunikację miejską, a jedynym rozsądnym wyjściem jest samochód, chodzenie było pomysłem szaleńca. Ale czasy się zmieniają - ruch jest modny, kroki same się nie zrobią. Spacery to wolny wybór. Chcemy żyć w przyjaźniejszych miastach dla wszystkich choćby po to, aby jedynym miejscem do poruszania się nie była siłownia.

Rodzi się jednak pytanie – jak zmienić miasta, żeby były przyjazne pieszym

Zacząć można od małych rzeczy. Rozmówcy Walkera zwrócili uwagę, z jaką łatwością przychodzi grodzenie wspólnej przestrzeni (a jeśli już grodzić trzeba, to tak, aby prowadziło do środka wiele dróg). Ma to poważniejsze konsekwencje niż może się wydawać. Na przykład fakt, że grodzi się boiska do pojedynczych dyscyplin – piłki nożnej czy koszykówki – sprawia, że naturalnie robi się z nich klatki. „Panuje tam prawo dżungli, bo w tak małej klatce jest tylko jedno boisko, więc przejmują je najsilniejsi” – mówi jedna z rozmówczyń Walkera.

Co w zamian?

Planistki zaprojektowały obszar w kształcie litery W, z szeregiem oddzielnych, mniejszych przestrzeni, by w tym samym czasie umożliwić grę różnym grupom. Niektóre zmiany mogą być jeszcze bardziej subtelne, na przykład otwarte wejścia zamiast bramki, którą trzeba otwierać. Z obserwacji dziewcząt wynika, że są bardziej nieśmiałe i chcą się również przyglądać temu, co się dzieje. Potrzebne są więc miejsca siedzące i kilka zacisznych kątów, gdzie mogą się zaszyć. To pomaga mniej asertywnym grupom. A jeśli są otwarte wejścia, to słabszym grupom łatwiej jest dostać się do środka. Te wszystkie place zabaw na świeżym powietrzu są zaprojektowane bardziej pod zainteresowania chłopców.

- czytamy w książce.

Jedną z konsekwencji takiego planowania jest choćby to, że w Wielkiej Brytanii nastoletnie dziewczęta o około 10 punktów procentowych częściej niż chłopcy nie uprawiają żadnego sportu lub są nieaktywne. Zapewne dzieje się tak nie tylko dlatego, że boiska są grodzone, ale może to być jedna z przyczyn.

Takich ukrytych barier jest znacznie więcej. Zauważyliście, że w nowych budynkach bardzo trudno jest znaleźć schody? Naturalnym wyborem jest winda, a samodzielne pokonywanie drogi pomiędzy piętrami zarezerwowane jest tylko dla kryzysowych sytuacji. Architektura – celowo bądź przez zupełny przypadek – może forsować niekorzystne dla naszego zdrowia rozwiązania. Na każdym kroku.

Proces odwracania proporcji jest trudny, ale można wiele ugrać sprytnymi sztuczkami

W duńskim mieście Hobro wszystkie osiedlowe parkingi znajdują się po jednej stronie, a komunikacja publiczna po drugiej. Jako że osiedle położone jest na wzgórzu, ci, którzy chcą iść po samochód, muszą przejść się pod górę. Z kolei ci wybierający komunikację miejską idą drogą do przystanków prowadzącą w dół.

Nakłanianie ludzi przez rządzących i zatroskanych przedstawicieli systemu ochrony zdrowia do większej porcji ruchu na co dzień to jedno. Ale jeśli na tak wielu obszarach w najlepszym razie jest to utrudnione, a w najgorszym przypadku praktycznie niemożliwe, to nie dziwi, że tak niewiele się zmienia

- słusznie zauważa Walker.

Rosnąca popularność choćby smartwatchy może moim zdaniem spowodować, że inaczej zaczniemy patrzeć na nasze miasta. Miasta, które nie są dla pieszych, a są dla samochodów. Miasta, które wręcz szydzą, jeśli postawimy na siłę mięśni, a nie silniki. Miasta z kiepsko oświetlonymi uliczkami. Miasta z dziurawymi chodnikami. Miasta bez ławek albo z ławkami, ale ustawianymi w absurdalnych miejscach. Miasta dla uprzywilejowanych, a nie dla słabszych czy wykluczonych: nie dla osób z niepełnosprawnościami, nie dla matek z dziećmi, nie dla starszych.

Na Spider's Web piszemy o wyjątkowych polskich budynkach:

I kto wie - może gadżet na naszym nadgarstku, który zmusza do ruchu, spacerów, wyjść do parku, przez to, że założony będzie na rękach coraz większej liczby osób, pozwoli zwrócić uwagę na zaniedbania.

I dzięki temu miasta znowu będą na ludzką skalę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA