REKLAMA

Gdybyście chcieli przeczytać regulaminy stron, które odwiedzacie, musielibyście wziąć urlop

NordVPN – firma zajmująca się cyberbezpieczeństwem – przeanalizowała 20 najpopularniejszych witryn internetowych w 19 krajach, aby sprawdzić, ile czasu zajmuje zapoznanie się z ich polityką prywatności. Wniosek? Już wiadomo, dlaczego nikt tego nie czyta.

25.10.2023 10.07
regulaminy w sieci
REKLAMA

A wiemy, że nie czyta, bo potwierdzają to badania. Czemu się jednak dziwić, skoro zapoznanie się z polityką prywatności 96 witryn internetowych, które Polacy odwiedzają najczęściej w ciągu miesiąca, zajęłoby więcej niż pełny tydzień pracy – czyli 49 godzin.

Absurdalność tej sytuacji dobrze pokazuje próba wyobrażenia sobie przeciętnego nowego użytkownika internetu, który faktycznie nie mogąc doczekać się dołączenia do społeczności, najpierw skrupulatnie czyta regulamin. A przecież chodzi nie tylko o to, żeby się z nim powierzchownie zapoznać, ale też zrozumieć. Mówię o scenariuszu rozgrywającym się w idealnym świecie, bo trudno znać treść, jeżeli się nawet jej nie czyta, jak ma to miejsce teraz.

REKLAMA

Przeciętna polityka prywatności w Polsce składa się z 7314 słów, a jej przeczytanie zajmuje 24 minuty

Mówimy tu o jednej, przeciętnej. A przecież odwiedzamy więcej stron, korzystamy z większej liczby usług. I niby to jednorazowa czynność – przy założeniu, że faktycznie zapamiętamy wszystkie istotne kwestie – ale pomnożona przez kilka serwisów i aplikacji da nam właśnie znacznie wyższy wynik.

Mimo że stale przypominamy użytkownikom o konieczności zapoznania się z polityką prywatności, wielu z nich nadal nie zagląda do żadnych informacji prawnych w internecie. Jest to jednak zrozumiałe. Musielibyśmy spędzać 1/4 miesiąca na zapoznawaniu się z polityką prywatności potrzebnych nam stron internetowych. Pracownik zarabiający minimalną pensję w USA zarobiłby w tym czasie około 283,71 dolarów

– komentuje Adrianus Warmenhoven, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa w firmie NordVPN.

Najdłuższa w niemal wszystkich krajach była polityka prywatności platform społecznościowych Mety (Facebook i Instagram) składająca się z 19 434 słów. Średnio jej przeczytanie zajęłoby ok. 82 minut. 17 minut trwa zaś zapoznanie się z regulaminem Twittera.

NordVPN zauważa, że w krajach anglojęzycznych (Stany Zjednoczone, Kanada, Australia i Wielka Brytania) Zoom uzyskał najgorszy wynik w teście Flescha – który określa stopień trudności w rozumieniu danego tekstu, co jest „szczególnie niepokojące, biorąc pod uwagę obawy dotyczące prywatności wokół platformy”. Przeczytanie polityki prywatności Zoom zajmuje 30 minut. Niby znacznie mniej niż w przypadku Mety, ale co z tego, skoro trudno cokolwiek zrozumieć.

W anglojęzycznych krajach kiepsko pod względem łatwości zrozumienia wypadł również Netflix. Analizujących ekspertów to martwi, wszak z platformy korzystają również młodsi widzowie.

Niemcy mają najdłuższe teksty polityki prywatności, jednak to powszechne zjawisko w większości krajów UE

Kraje o bardziej szczegółowych prawach (takie jak kraje UE, w których obowiązuje RODO) mają dłuższe polityki prywatności, które poruszają wszystkie niezbędne kwestie prawne. Tendencja ta ujawnia także drugą stronę medalu – im większe prawa do prywatności, tym większa odpowiedzialność po stronie konsumenta

– dodaje Warmenhoven.

Wydaje się to trochę niesprawiedliwe. Później wielkie platformy mogą umywać ręce i mówić: ostrzegaliśmy, mamy to na piśmie. Wydaje się, że nie tak powinno to wyglądać.

Eksperci z NordVPN zdają sobie sprawę z tego, że wielkie firmy raczej nie zmienią swojej polityki i dokumenty dalej będą długie oraz zawiłe. Co robić, jak żyć? Zaciśnięcie zębów i przebrnięcie przez skomplikowane formułki byłoby najlepsze, ale bądźmy uczciwi – pewnie bardziej kuszący będzie rozdział książki. Dlatego też specjaliści sugerują, żeby szczególną uwagę zwrócić na pierwszą część tekstów, która w większości skupia się na tym, jakie dane zbiera witryna. Jeśli okaże się, że portal czy aplikacja zbiera więcej danych, niż wydaje się to istotne dla ich usług, może to być oznaką potencjalnego nadużycia.

Warto też wyszukiwać słowa kluczowe związane na przykład ze „sprzedażą” czy „sprzedawaniem”. Powinniśmy wyłapywać takie hasła jak „partnerzy”, „podmioty stowarzyszone”, „firmy zewnętrzne” czy „strony trzecie” – tak znajdziemy tych, którym dane mogą być udostępniane lub sprzedawane. Pod lupę należy brać także dość niepozorne wyrazy w stylu „może” i „na przykład”. To dlatego, że mogą zdradzać złośliwe zamiary witryny w odniesieniu do danych jej użytkowników (np. „może wykorzystać je do celów marketingowych, na przykład do udostępnienia stronom trzecim”). Minus jest taki, że to i tak wymaga czasu – ale nie aż tak wiele, jak przeczytanie całych tomiszczy.

Na Spider's Web piszemy o tym, jak zmienia się internet:

Nie tylko użytkownicy mają problem z regulaminami

W książce “Utopia regulaminów. O technologii, tępocie i ukrytych rozkoszach biurokracji” David Graeber zaryzykował stwierdzenie, że rozwój biurokracji i właśnie przesadzona papierologia zahamowała rozwój technologii. Naukowcy czy wynalazcy zbyt wiele czasu spędzają na wypełnianiu wniosków czy proszenie o dofinansowanie, że nie wystarcza im godzin, by w pełni zająć się tym, na czym im zależy. Dotyczy to też twórców usług, bo przecież ktoś te skomplikowane regulaminy i kruczki musi tworzyć. Kosztem – jak sugeruje Graeber – czegoś innego.

Biurokratyczne wymogi i praktyki są już tak wszechobecne, że nie tylko przestajemy je dostrzegać, ale, co gorsza, nie umiemy sobie wyobrazić żadnej innej możliwości. Istotną rolę odegrały tu komputery. Wynalezienie nowych form automatyzacji produkcji w XVIII i XIX wieku miało ten paradoksalny skutek, że na całym świecie wprzęgało coraz więcej ludzi w kierat pełnoetatowej pracy fabrycznej. Podobnie całe oprogramowanie stworzone w ostatnich dekadach po to, by oszczędzić nam trudów pracy administracyjnej, sprawia, że wykonujemy coraz więcej i więcej tego rodzaju pracy. Profesorowie na uniwersytetach najwyraźniej pogodzili się z faktem, że ubieganie się o granty i rozliczanie ich coraz częściej będzie ich odciągać od pracy naukowej. Rodzice zaakceptowali przymus wypełniania co roku czterdziestostronicowych formularzy w Internecie, bez których ich dzieci nie dostaną się do odpowiednich szkół. Ekspedienci zdają sobie sprawę, że coraz więcej czasu będzie im pochłaniać wstukiwanie w telefonach haseł do rozmaitych rachunków bankowych i kredytowych. A wszyscy dziś rozumiemy, że musimy nauczyć się wykonywać zadania, które kiedyś powierzaliśmy księgowym, pośrednikom handlowym i biurom podróży.

- pisał Graeber.

Nie brakowało krytyków Graebera twierdzących, że zbytnie uproszczenie wielu kwestii mogłoby doprowadzić np. do tragedii. Niemniej jednak właśnie te długie i skomplikowane internetowe regulaminy dobrze pokazują, o czym pisał – nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie alternatywy. Uznajemy, że to norma i bezwiednie zgadzamy się na wszystko. A tymczasem w przypadku choćby serwisów społecznościowych dokumenty są tak zawiłe, bo dotyczą m.in. przetwarzania danych czy ich sprzedaży. Może gdyby bardziej kontrolować platformy - o czym pisała Malwina w kontekście Twittera - te nie zalewałyby nas podpunktami, bo sprawa już na etapie prawnym byłaby bardziej klarowna. Spójrzcie tylko, jak wiele znaków ma rozdział regulaminu Mety pod tytułem "Pozwolenia udzielone nam przez użytkowników".

REKLAMA

Trudno się dziwić obecnej sytuacji z punktu widzenia zwykłego użytkownika. Zmęczeni martwieniem się na każdym roku, czy w umowach i pismach wszystko się zgadza, przy spędzaniu wolnego czasu przy komputerze czy telefonie natychmiast klikniemy „akceptuj”, byleby tylko uwolnić się od ścian tekstu. Wykorzystują to nie tylko twórcy platform, ale też cyberprzestępcy. Jedno z oszustw polegających na zapisaniu na płatną usługę bazuje na tym, że ofiara nie wie, co akceptuje, bo nawet nie zjedzie na dół strony, żeby zapoznać się z regulaminem. Korzystają z tego, że zarzuca się nas dokumentami i zrzuca całą odpowiedzialność.

Firmy powinny dołożyć wszelkich starań, aby ich polityka prywatności była krótka i łatwa do zrozumienia. Może o to być niezwykle trudno, skoro – raz jeszcze cytując Graebera –„kreatywność została zaprzęgnięta w służbie administracji”.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA