Kury i gołębie pomagały Amerykanom podczas wojny w Iraku. Miały bardzo poważne zadanie
Podczas inwazji na Irak w 2003 r., amerykańscy marines używali kur i gołębi do wykrywania broni masowego rażenia. Oto niezwykła historia, jak 1. Dywizja Piechoty Morskiej wprowadziła do swojego arsenału skrzydlatych pomocników.
Wojna w Iraku w 2003 r. była jednym z najbardziej zaawansowanych technologicznie konfliktów zbrojnych w historii. Amerykanie dysponowali dronami, rakietami, satelitami i innymi cudami współczesnej techniki. Jednak w obliczu zagrożenia ze strony broni nuklearnej, biologicznej i chemicznej (NBC), okazało się, że nie wystarczyły im tradycyjne systemy wykrywania. Dlaczego? Ponieważ obawiali się, że opary pochodzące z ropy naftowej mogą zakłócać ich działanie i powodować fałszywe alarmy.
1. Dywizja Piechoty Morskiej potrzebowała więc nowego systemu, który byłby odporny na wpływ ropy. I tu na scenę wkroczył ekspert od broni NBC, chorąży Stacy Jeambert. Miał on pomysł, który wydawał się prosty i skuteczny: użyć kurczaków jako kanarków w kopalni. Kurczaki miałyby reagować na obecność broni NBC w powietrzu, nawet w środowisku skażonym ropą.
Kury jako czujniki
Jeambert służył w piechocie morskiej podczas wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r. i pamięta, jak kupił pięć kurczaków, które miały służyć jako detektory. Tym razem zamówił 250 sztuk u lokalnego dostawcy z Kuwejtu.
Zbudowaliśmy kurnik i zamierzamy je utuczyć, żeby były naprawdę zdrowe. Wiele osób pyta mnie dlaczego kurczaki, a nie owce, świnie czy kozy? Prawda jest taka, że tamte zwierzęta jedzą za dużo
- mówił mediom w 2003 r. Stacy Jeambert.
Marines, czyli żołnierze amerykańskiej piechoty morskiej, dowcipnie nazwali cała akcję Operacją Kuwaiti Field Chicken (skrót nawiązywał oczywiście do sieci fastfoodów KFC), co można przetłumaczyć jako Kuwejckie Pola Kurczaków.
Są dodatkowym czujnikiem. Mam czujniki, które kosztują 12 tys. dol. i ptaki, które kosztują 60 dol. za sztukę, i ufam ptakom tak samo jak czujnikowi. Wszystko, co mechaniczne, może zawieść lub dać nam błędne odczyty
- powiedział wówczas sierżant sztabowy. Dan Wallace, który jest odpowiedzialny za wszelkie środki ostrożności przeciwko atakom nuklearnym, chemicznym i biologicznym w swoim pułku.
Żołnierskie życie za ciężkie dla kur
Był tylko jeden problem: kurczaki nie lubiły pustyni. Było im tam za gorąco, a do tego były zagrożone przez apetyt żołnierzy karmionych wojskowymi racjami. Co się stało z kurczakami? Raport z 1. Dywizji Piechoty Morskiej w Iraku mówi, że integracja tych nowych "marines" do dywizji była trudna. Kilka ptaków zniknęło natychmiast, po czym pojawiły się podejrzane ogniska gotowania w ukrytych zakątkach obozu. Inne uciekły z rąk niedoświadczonych hodowców kur i "zdezerterowały" na pustynię. Większość jednak zginęła, zanim zdążyła zobaczyć jakąkolwiek akcję bojową z powodu ekstremalnych warunków klimatycznych.
Okazało się, że ptaki sprzedane marines przez przedsiębiorczego młodego Kuwejtczyka były cywilizowanymi kurami nioskami, a nie ptakami podwórkowymi. Kiedy zostały wystawione na codzienne warunki życia marines, te cywilizowane zwierzęta szybko umarły.
Na scenę wkraczają gołębie
Kurczaki okazały się więc niewypałem, ale marines potrafili improwizować. Sprowadzono więc gołębe pocztowe, które raport opisał jako "bardziej wytrzymały i twardy gatunek, przyzwyczajony do życia w upale pustyni (i mający znacznie mniej mięsa)".
Gołębie zostały rozmieszczone w zespołach bojowych pułków i oddzielnych batalionach, a niektórzy marines nawet nadali im imiona. Na przykład kapral Joshua Hardy nazwał jednego z nich Pidgeodo, który dotarł aż do pałacu obalonego dyktatora Iraku Saddama Husajna w Tikricie, zanim gołąb został "zwolniony i wycofany z aktywnej służby".
Tak więc gołębie stały się częścią 1. Dywizji Piechoty Morskiej i towarzyszyły jej w jej marszu na Bagdad. Nie wiadomo, czy uratowały jakieś życia, ale na pewno dodały trochę koloru do szarej rzeczywistości wojny.