Krótka przygoda z UGO Tajfun 2.0. Ile wytrzyma dron za 239 zł?
UGO Tajfun 2.0 to "dron" w cenie 239 złotych. Samo to sprawiło, że musiałem na nim położyć ręce. Mam masochistyczną słabość do takich tanich gadżetów i chciałem sprawdzić, ile zabawka wytrzyma podczas latania po mieście.
Jeśli kiedykolwiek kupowaliście drona, to doskonale wiecie, że solidne urządzenie tego typu nie ma prawa kosztować 239 złotych. Właśnie z tego powodu UGO Tajfun 2.0 zwrócił moją uwagę. Zabawka z oferty RTV Euro AGD aż prosiła się o to, by wziąć ją do domu i wypróbować w terenie. Testami zajęło się największe dziecko jakie poznałem w swoim życiu: ja sam.
Producenci UGO Tajfun 2.0 podkreślają: to urządzenie na sam początek przygody z dronami.
Jest ono adresowane do osób rozpoczynającą podniebną przygodę, służąc zapoznaniu dzieci i młodzieży z podstawami latania. Czyli idealnie się składa, bo sam mam minimalne doświadczenia z dronami, okazyjnie bawiąc się drogimi maszynami dostarczonymi do redakcji, kiedy nasi spece działu foto nie mają ich akurat na testach.
UGO Tajfun 2.0 to quadrocopter tak prosty, jak to tylko możliwe. Nie ma wbudowanej kamery, nie posiada zaawansowanych sensorów i nie oferuje takich rozwiązań jak stabilizacja lotu czy dryfowanie (chociaż na papierze jest inaczej). Jest za to kolorowy, lekki i poręczny. Do tego bardzo plastikowy, co zdradza budżetowy rodowód urządzenia.
Ten niski budżet najbardziej czuć chwytając za kontroler UGO Tajfuna 2.0. Pilot został wykonany z tak tandetnego plastiku, że przypomniały mi się najgorsze zabawki z targowisk w latach 90. Jest tak tandetny, tak okropny, że bałbym się go dawać do łapek małemu dziecku. Dwie klasy niżej względem samego drona.
Uśmiechnąłem się również pod nosem widząc system wymiany akumulatora. Ten nie wchodzi gładko do idealnie dopasowanej komory, ale użytkownik musi ręcznie połączyć okablowanie drona z końcówką akumulatora. Niby nic trudnego, ale zdecydowanie nie jest to najprostsze z możliwych, najbardziej przyjazne użytkownikowi rozwiązanie.
Na plus można za to zaliczyć dodatkowe elementy w pudełku z UGO Tajfun 2.0.
Razem z dronem za 239 złotych otrzymujemy wcześniej wspomniany okropny kontroler, dwa akumulatory 1600 mAh, kabel zasilający, zestaw końcówek na wirniki, zapasowe śmigła oraz dodatkowe osłony amortyzujące zderzenia. Warto je założyć, bo katastrof lotniczych będzie naprawdę sporo, o czym niebawem.
Szkoda tylko, że w pudełku UGO Tajfuna 2.0 nie znajdziemy baterii do pilota sterującego. Potrzebne będą trzy AA. Jeśli nie macie ich pod ręką, alternatywą pozostaje sterowanie przy pomocy aplikacji. Przynajmniej teoretycznie. Mnie program się zawieszał i nie udało mi się opanować przy jego pomocy drona. Złożyłem więc pilot TV i kontroler do Xboksa w ofierze, byle tylko wznieść się w przestworza.
Startujemy! Pierwszy lot był bardzo krótki i skończył się na ścianie garażu.
UGO Tajfun 2.0 to zabawkowy dron działający z zasięgiem do 100 metrów, latający z prędkością 3 m/s. Gdy poderwałem go z ziemi po raz pierwszy, od razu zaczął skręcać w prawo. Odruchowo wcisnąłem przycisk lewego trymowania, ale nie zdało się to na nic. Dron uderzył o ceglaną ścianę garażu i wpadł między krzaki. Był jednak cały, nie licząc drobnej rysy.
Później takich katastrof miałem jeszcze kilka. Przycisk trymu nie pomaga. Czy to wciskany pojedynczo, wciskany rytmicznie, czy przytrzymywany. Gdy UGO Tajfun 2.0 wznosi się w powietrze, od razu daje się we znaki brak skutecznych mechanizmów stabilizacji. Zabawkę znosi to do lewa, to do prawa. Zwalczenie tej siły przy pomocy trymu nie jest skuteczne. O wiele lepiej spróbować przeważyć go inną siłą, przy pomocy gałki analoga.
Po kilku(nastu) zderzeniach, upadkach i konfrontacjach ze ścianami dron wciąż działał, a ja zaczynałem opanowywać jego nieobliczalną naturę. Wtedy też akumulator wyzionął ducha. UGO Tajfun 2.0 pozwala bowiem na 15 - 20 minut lotu bez wymiany akumulatora. Wróciłem więc do domu, gotowy rozwijać karierę pilota już następnego dnia.
UGO Tajfun 2.0 nie wytrzymał zbyt długo. Co nie jest przesadnym zaskoczeniem.
Podczas lotu drugiego dnia Tajfun tak zaplątał się w krzaki, że awarii uległ mechanizm wirnika. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak odsłonięty jest to element i jak łatwo by do środka wpadły jakieś niepowołane drobiny. Miejsce z zębatkami przeczyściłem sprężonym powietrzem, a zabawkowy dron wrócił do życia. Nie na długo jednak.
Podczas kolejnych dni w swojej pysze i nieodpowiedzialności postanowiłem zrezygnować z dodatkowych osłonek na śmigła. Przez to po bodaj 5 czy 6 zderzeniu z twardą powierzchnią jeden z wirników przestał działać na pełnych obrotach, co uniemożliwiało wykonywanie już i tak mało stabilnych lotów.
Zabawkowy dron robi to, do czego został stworzony: zapoznaje z podstawami. Nie zachwyca jednak jakością.
Brak precyzyjnego trymowania oraz mechanizmów stabilizacji sprawia, że latanie quadrocopterem UGO Tajfun 2.0 wcale nie jest proste. Nie będę jednak ukrywał: miałem sporo frajdy podczas tych nieobliczalnych lotów. Sprzętowi zdecydowanie nie brakuje bowiem mocy. Jest szybki i energicznie reaguje na polecenia wydawane przy pomocy analogów kierunkowych.
Dlatego domyślam się, że z perspektywy dzieciaka taka zabawka za 239 złotych może się podobać. Do tego nieco pożyje, bo jeśli dron posiada zamontowane osłony, to śmiało można się nim obijać o drzewa. Dlatego nie popełniajcie mojego błędu i ich nie zdejmujcie.
Problem polega na tym, że w cenie do 250 złotych znajdziemy wiele podobnych dronów, które oferują więcej. Nie wiem czy są równie wytrzymałe co UGO Tajfun 2.0, ale mają za to zainstalowaną kamerę niskiej jakości, są składane albo sprzedawane z twardym etui w zestawie. Testowana pomarańczowa zabawka nie oferuje żadnej z tych rzeczy. Działa za to nieco dłużej na jednym ładowaniu akumulatora niż większość konkurencji z tej półki cenowej.