REKLAMA

Final Fantasy XVI sprawia, że czuję w trzewiach wściekłość. Co za podły świat

Final Fantasy XVI to nie tylko najmroczniejsza odsłona popularnej serii, ale również niezwykle dosadna wizja świata, od której kipiałem z autentycznej złości podczas rozgrywki.

Final Fantasy XVI sprawia, że czuję w trzewiach wściekłość. Co za podły świat
REKLAMA

To, że Final Fantasy XVI jest grą świetną, wiemy od kilku dni. W naszej recenzji określiłem szesnastą odsłonę najlepszym nowym Final Fantasy od 2007 roku. Produkcja jest do tego mroczna i krwawa, ale największy szok i wściekłość wywołało we mnie coś zupełnie innego niż dekapitacje czy pożerane zwłoki.

REKLAMA

Final Fantasy XVI prezentuje wizję świata tak podłego i niegodziwego, że wzburza się we mnie krew.

W świecie FF XVI ludzkość można podzielić na dwie grupy: osoby władające magią, a także osoby bez takiego talentu. Instynktownie wydaje się, iż jednostki z darem do magii będą wyżej usytuowane w społecznej hierarchii, do tego są zaradniejsze, silniejsze i bardziej samowystarczalne. Niestety, tych bez talentu magicznego jest po prostu więcej. Dlatego zakuli osoby władające nadprzyrodzonymi mocami w kajdany i łańcuchy. Odebrali im godność człowieka i sprowadzili do roli rzeczy.

Dehumanizacja postąpiła tak daleko, że osoby władające magią - chociaż wyglądają, mówią i myślą jak zwykli ludzie - stracili status ludzi. Stali się obiektami, które zmusza się do tworzenia wody w studni, rozpalania ognia w piecu czy suszenia prania podmuchami wiatru. Oczywiście przy pomocy magii. Tak powstali naznaczeni.

Majątek szlachty, ale również mieszczan i chłopów jest budowany w FFXVI poprzez wyzysk naznaczonych

"Nawet żebrak z całego serca gardzi naznaczonym i co najwyżej na niego splunie"

To powyżej to cytat z FFXVI (z pamięci, więc niedokładny), opisujący status naznaczonych. Inna postać w grze porównuje ich do kubka czy koszuli. Jeśli się stłucze albo podrze, nie płaczemy nad tym, a po prostu kupujemy nowe. Dlatego naznaczeni są traktowani gorzej niż niewolnicy. O niewolnika trzeba bowiem "dbać" - trzeba go karmić, zapewnić mu minimum odpoczynku czy snu. Z kolei los naznaczonego nie obchodzi nikogo. Ten jest do cna eksploatowany, a gdy pada od nagminnego używania magii, dany wójt, diakon czy inny gubernator dostarcza kolejnego.

Naznaczeni w FFXVI są w hierarchii niżej niż żebracy czy niewolnicy. Przez setki lat zinstytucjonalizowanego terroru zostali sprowadzeni do roli trędowatych, których każdy chce wykorzystać, ale w których nikt nie widzi człowieka. Kurtyzany odmawiają obsługi naznaczonych, nawet gdyby jakimś cudem mieli worek monet. Bandyci nie tkną naznaczonej, brzydząc się na samą myśl kontaktu fizycznego z abominacją. Naznaczeni nie mają domu, praw ani możliwości posiadania czegokolwiek. Mają wyłącznie pana, którego nic nie ogranicza.

Typowe przywitanie naznaczonego w miasteczku

A co z buntem, rebelią albo banicją?

W świecie Final Fantasy XVI system wyzysku naznaczonych został dopracowany w detalach. Każde urodzone dziecko przechodzi obowiązkowy test wrażliwości magicznej. Jeśli taką wykazuje, jest odbierane rodzicom. Bez ich oporu, bo z perspektywy zindoktrynowanej matki i ojca nie doszło do poczęcia potomka, a jedynie "choroby" kończącej się wraz z pozbyciem problemu po urodzeniu.

Aby naznaczonego nie pomylić z człowiekiem, oznacza się ich magicznym piętnem. To przybiera formę ciemnego tatuażu ciągnącego się przez całą twarz, którego nie da się nie zauważyć. Taki tatuaż został nasączony śmiertelną trucizną, aktywowaną w momencie jakiejkolwiek próby jego usunięcia. Plotki mówią o udanych zabiegach tego typu, ale to - no właśnie - wyłącznie plotki.

Naznaczeni od poczęcia po (zazwyczaj szybką) śmierć są własnością królestwa, które przydziela ich - jak kartki na żywność - ludziom. Jeśli natomiast któryś zdecyduje się podnieść rękę na swojego pana, śmierć będzie dla niego wybłaganym wybawieniem. Naznaczonych jest tylu, że nikt nie liczy się z ich życiem. Szlachcice polują na nich dla rozrywki, puszczając ich nago przez las. Chłopi zażynają ich w polu ciężką pracą, sami chowając się w cieniu drzew. Królestwa wysyłają ich na wojny jako pierwszą linię mięsa armatniego.

Chłopi wykorzystują naznaczonych w polu aż nie padną. Są traktowani gorzej niż konie czy woły

Niewolnictwo to temat poruszany w wielu grach, ale Final Fantasy XVI robi to potwornie dosadne. Pokażę to na dwóch przykładach:

Przykład pierwszy: matka w karczmie. Gracz siedzi w gospodzie i przysłuchuje się rozmowie nieopodal. Do środka wchodzi kobieta z kilkuletnim dzieckiem, wokół której zbiera się mały tłum. Jej znajomi widzą, że ta jest bez brzucha, a więc urodziła. Pytają, jak miewa się dziecko, jakie jest jego zdrowie i jakie nadadzą mu imię.

Kobieta stwierdza z rozgoryczeniem, że niestety nie urodziła dziecka, ale magiczną abominację. Na szczęście już się jej pozbyła. Towarzyszący jej chłopiec pyta rodzicielki: - mamusiu, a to nie był mój braciszek? - na co jego matka odpowiada: - niestety nie. Ale kto wie, może doczekasz się braciszka w przyszłości.

Zarówno ciężarna do niedawna kobieta, jak również wszyscy w karczmie wyrażają obrzydzenie, gdy pada temat magicznej abominacji. Zapewne dlatego naznaczeni nie mogą pełnić zadań takich zadań jak barmani czy prostytutki, wzbudzając powszechne obrzydzenie i powszechną pogardę.

Konkurs na matkę roku wygrywa...

Przykład drugi: dziewczynka i jej pies. Przemierzając wioski i pola uprawne, natrafiamy na szlochającą dziewczynkę. Ta skarży się, że jej piesek uciekł z zagrody i nie może go nigdzie znaleźć. Gracz chce pomóc, toteż razem wyruszają na poszukiwania. Po drodze pytają innych wieśniaków, czy ci widzieli zwierzaka dziewczynki, podążając za ich wskazówkami.

Gdy docieramy do starego młyna, widzimy zwłoki młodej dziewczyny. Naznaczonej. Dziewczynka rozpoznaje w zmarłym ciele swojego pieska. Kilkuletnie dziecko trzymało w budzie nastoletnią dziewczynę, traktując ją jak zwierzę. Gdy bohater stwierdza, że naznaczona nie żyje, dziewczynka niewiele sobie z tego robi. Mówi, że rodzice sprawią jej kolejne, oddając takie, które nie ma już siły do pracy w polu.

Gdzie jest opcja "zaatakuj"?

Tak bezwzględny, niesprawiedliwy świat nie zdarza się często w grach jRPG. Może dlatego robi to na mnie wrażenie.

Śmierć. Niewolnictwo. Wojna. To wszystko popularne motywy w grach wideo. Czym innym jest jednak widzieć, jak dwie armie walczą ze sobą na ubitym polu, a czym innym słuchać matki, która nie traktuje nowo narodzonego dziecka jak człowieka. Słuchać o niemowlaku, który nigdy nie zazna miłości, wolności czy nawet spokoju. Jego życie będzie składało się z ciągłej pracy i wszechobecnej pogardy, aż nie padnie.

REKLAMA

Tego typu sceny sprawiały, że coś się we mnie gotowało. I za to doceniam producentów. To trochę jak z rolą Joffreya Baratheona z Gry o tron. Grający go Jack Gleeson robił to tak świetnie, że znienawidził go cały świat. Z kolei gdy uruchamiam Final Fantasy XVI, mierzi mnie na myśl o tych wszystkich wioskach i miasteczkach pełnych usystematyzowanego okrucieństwa. Na szczęście nowa gra Square Enix pozwala wcielić się w banitę, który chce wywrócić cały porządek kontynentu do góry nogami.

I ja taką motywację kupuję.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA