REKLAMA

Prawo do naprawy smartfona przez 10 lat? To idiotyczny pomysł

Od razu ustalmy jedną rzecz - uważam, że przepisy dotyczące prawa do naprawy urządzeń AGD w ciągu 10 lat od zakupów są świetne. Problem leży w tym, że właśnie próbuje się je rozciągnąć na urządzenia, dla których 10 lat działania to mrzonka.

Prawo do naprawy smartfona
REKLAMA

Problem z wyrzucaniem do śmieci urządzeń, które po drobnej naprawie mogłyby działać dalej jest olbrzymi. Według szacunków Unii Europejskiej co roku wyrzucamy 35 mln ton elektrośmieci takich jak zmywarki, pralki, smartfony czy telewizory, a kupno nowych w ich miejsce to koszt 12 mld euro. Największymi poszkodowanymi w tym procesie są konsumenci, którzy poprzez nienaprawialny sprzęt są zmuszani do kolejnych zakupów. Komisja Europejska postanowiła coś z tym zrobić, wprowadzając w 2021 r. przepisy nakładające na producentów sprzętu AGD i RTV obowiązek zapewnienia części zamiennych. Teraz chce rozszerzyć przepisy na smartfony i tablety.

REKLAMA

Propozycja Unii Europejskiej zakłada, że producenci w okresie gwarancji będą mieli obowiązek naprawy sprzętu, gdy koszt naprawy będzie równy lub niższy niż jego wymiana. Ponadto w ciągu 10 lat od zakupu konsumenci będą mogli domagać się naprawy produktu, nawet po upływie gwarancji, jeśli nadal będzie to możliwe.

To producent będzie musiał zadbać o odpowiednie zaplecze serwisowe. Ponadto państwa członkowskie mają utworzyć internetowe platformy, na których konsumenci będą mogli skontaktować się z serwisami naprawczymi, dzięki czemu konsumenci będą mieli możliwość wyszukania najlepszych ofert, a serwisy będą miały szansę na zwiększenie widoczności. Oprócz tego wprowadzony zostanie jednolity europejski formularz o naprawie, na którym serwisy wycenią ją, a konsumenci będą mogli łatwo porównać oferty poszczególnych warsztatów.

Przy tej deklaracji pada wiele pięknych słów o trosce o środowisko, pieniądzach konsumentów, zmniejszeniu zużycia zasobów. Jednak zanim przepisy nabiorą ostatecznego kształtu upłynie jeszcze wiele czasu.

Już teraz pojawiają się krytyczne głosy, które wskazują jak wiele jest jeszcze do poprawy. Głównym zarzutem jest to, że naprawa jest sugerowana wtedy, gdy jej koszt jest niższy lub równy wymianie, a według krytyków naprawa powinna być domyślną opcją, niezależnie od kosztów. Nie ma również zapisów zabraniających praktyk antynaprawczych, takich jak nierozbieralne elementy, czy utrudniony dostęp do cześci dla niezależnych serwisów.

Media popadły w zachwyt, ze wzruszenia nawet pingwinom pociekły łezki, a koale ochoczo klaszczą w łapki. Możemy teraz ze spokojnym sumieniem udać się do sklepów po nową elektronikę, bo przecież na pewno będziemy jej używać przez najbliższe dziesięć lat. To nic, że prawo do naprawy nie ma wcale tak pozytywnego wpływu na środowisko jak się powszechnie uważa.

Nie rozumiem tego zachwytu. Uważam, że w zakresie telefonów i tabletów nie mają żadnego sensu.

Jeżeli chodzi o urządzenia AGD, to przepisy można uznać za realistyczne. 10-letnia lodówka czy pralka nadal dobrze spełnia swoją podstawową funkcję i jeżeli nic się jej nie stanie, to nadal będzie działać i działać. Zapewne każdy z was zna kogoś, kto szczyci się tym, ze jego pralka ma 15 lat, lodówka 20, a u jego babci nadal stoi legendarny Mińsk. Tylko te sprzęty nie podlegają takiej ewolucji jak smartfony. Owszem, są mniej wydajne, bardziej energożerne, ale nadal dobrze przechowuje się w nich mięso, albo ogląda się na nich telewizję. Smartfony i tablety to jednak zupełnie inna para kaloszy.

10-letni smartfon można dziś uznać za ciekawostką, którą można pokazywać dzieciakom. Nie chodzi nawet o tak banalne komponenty jak akumulator, który przecież można wymienić. Rzecz w oprogramowaniu i wydajności. Dla przykładu - w 2013 r. w sprzedaży był iPhone 5s, LG Flex, Nexus 5, Samsung Galaxy S4 itd. Spróbujcie uruchomić któryś z nich w 2023 r. Będą powolne, wiele aplikacji już nie będzie obsługiwanych. Korzystanie z tych urządzeń stanie się mordęgą. Mało tego, nie zapewnią one bezpieczeństwa danych użytkowników, co w zasadzie je dyskwalifikuje. Sam staram się naprawiać urządzenia, ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy reanimować dzesiecioletniego smartfona. Myślę, że dla tej kategorii 5 może 6 lat działania to i tak dużo.

Konsumenci wcale nie chcą naprawy smartfonów

Wiem, że lubimy sobie opowiadać bajki, że kiedyś kupowało się jeden telefon i służył 5 i więcej lat, ale to nieprawda. W USA średni okres życia smartfona przed jego wymianą na nowszy wynosił w 2013 r. 2,5 roku. W 2022 r. jest to 2,35 roku. To nie są drastyczne zmiany. W badaniu YouGov z 2020 r. okazało się, że 45 proc. młodych osób woli wymienić swój smartfon niż go naprawić. Co ciekawe - w przypadku laptopa aż 58 proc. ankietowanych wolałoby go naprawić. Inaczej traktujemy smartfony, a inaczej komputery. Wiem, że to banalne i wyświechtane powiedzenie, ale nosimy w kieszeniach potężne komputery zamknięte w niewielkich kształtach. Zastąpiły nam wiele innych urządzeń, ot choćby aparat fotograficzny. Dlatego chcemy je wymieniać regularnie, żeby cały czas działały płynnie, wydajność była zadowalająca, a zdjęcia piękne.

REKLAMA

Znam jeden sposób na uspokojenie zakupowych szaleństw.

Są to wysokie ceny nowych urządzeń. Wraz ze wzrostem cen jednocześnie wprowadzimy kolejny podział społeczeństwa, na tych których będzie stać na wymianę i tych, którzy będą musieli korzystać kilka lat z jednego urządzenia. Taki scenariusz wydaje się jednak nieuchronny, bo nowe przepisy dokładają obowiązków i kosztów producentom, którzy - jak dobrze wiemy - nie są skłonni pokrywać ich z własnej kieszeni. Ostatecznie tak czy inaczej zapłaci konsument, czy to w formie wymiany, czy naprawy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA