REKLAMA

Oto winowajca drogich biletów kolejowych. Jedna decyzja pozwoliłaby na wielkie oszczędności

Raport Fundacji ProKolej pokazuje, że otwarcie się na prywatnych przewoźników to szansa na tańsze bilety i zwiększenie zainteresowania polską koleją. Zagranicą zrozumiano to już dawno, a twarde dane udowadniają, jak dużo tracimy na tym, że chronimy monopol.

ceny biletow
REKLAMA

Zagraniczni przewoźnicy pojawiają się nieśmiało na polskich torach, ale rzuca im się solidne kłody pod koła.

Tymczasem "otwarcie na rynku to metoda na pozyskanie nowych kategorii pasażerów na liniach rentownych i zwiększenie częstotliwości na trasach dotowanych" - czytamy w raporcie fundacji ProKolej o tym, jak rozwinąć konkurencję na torach.

REKLAMA

W Polsce dofinansowuje się aż 95 proc. pociągów

Dlatego zdaniem wielu trzeba chronić monopolistę. W końcu jeśli spadnie liczba pasażerów, którzy przesiądą się do pociągów prywatnych operatorów, trzeba będzie dosypać z publicznych pieniędzy, aby pokryć tę stratę. Tyle że to błędne założenie, bo im większy wybór na torach, tym lepiej dla wszystkich.

Autorzy raportu pokazują przykłady takich państw jak Czechy, Niemcy czy Szwecja. W każdym z nich sytuacja była korzystna dla każdego. Ciekawie stało się we Włoszech:

Konkurencja dla narodowego przewoźnika nie spowodowała, że dotychczasowy monopolista stracił pasażerów. Choć jego udział w rynku spadł ze 100 proc. do 71 proc. (pasażerokilometrów), to odnotował on wzrost liczby pasażerów.

Jest to całkiem logiczne. W Polsce nie brakuje świeżutko wyremontowanych dworców, na które wjeżdża np. tylko jeden pociąg w ciągu dnia. Logicznym jest, że przez większą część doby nie ma sensu rozważać kolei jako alternatywy dla innych środków transportu. Gdyby jednak liczba połączeń była większa, można byłoby chodzić na przystanek nawet w ciemno. "Jak nie ten, to następny". Raz zarobi prywatny przewoźnik, raz krajowy.

Podobne wnioski płyną z Austrii. W wyniku procesów konkurencyjnych liczba pociągów na popularnej trasie Wiedeń-Salzburg wzrosła z 37 w 2010 r. do 64 w 2018 r. Ceny spadły o ok. 20-25 proc., a liczba pasażerów wzrosła o ok. 20-25 proc.

Spadek cen byłby pewnikiem

Jak zauważają autorzy raportu, obecnie trudno nam powiedzieć, czy bilety na kolej są za drogie. Oczywiście kierujemy się intuicją, gdy dochodzi do kolejnych podwyżek, a na niektórych trasach bardziej opłaca się lecieć samolotem (!). Jednak nie mamy możliwości porównania, czy faktycznie połączenie kolejowe musi tyle kosztować. Twórcy raportu przewidują, że właśnie z tego powodu ceny są zawyżone, ale jako pasażer nie możemy użyć argumentu, że "ten przewoźnik robi to dużo taniej", bo go po prostu nie ma.

Co pokazują przykłady z Europy, obniżka cen biletów – której boją się zwolennicy monopolu – nie prowadzi do strat, bo liczba pasażerów rośnie. Dzięki temu, że pociągi stają się atrakcyjne, dochodzą ci, którzy wcześniej wybierali inne środki transportu.

REKLAMA

"To nie inni przewoźnicy kolejowi są najgroźniejszą konkurencją dla dotychczasowych monopolistów, lecz inne rodzaje transportu. Sektor kolejowy siłami zróżnicowanej oferty wielu przewoźników powinien podjąć walkę o pasażerów podróżujących transportem drogowym i lotniczym" – podkreślają autorzy publikacji.

Dziś szansą na obniżki cen biletów jest łaska premiera. Po otwarciu rynku w krajach europejskich to konkurencja doprowadziła do niższych cen. Jak wynika z analizy, różnica pomiędzy średnią ceną na średnią odległość przed i po wprowadzeniu konkurencji pomiędzy przewoźnikami dalekobieżnymi wynosiła prawie połowę we Włoszech czy Czechach.

Prędzej czy później Unia Europejska i tak wymusi otwarcie się na inne podmioty. Z perspektywy pasażera ważne jest jednak to, aby stało się to jak najszybciej i najlepiej z własnej woli. Potrzebujemy alternatyw dla samochodów czy samolotów nie tylko z powodów ekonomicznych, ale też środowiskowych.

zdjęcie główne: BOKEH STOCK / Shutterstock.com

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA