REKLAMA

Dają 5 lat więzienia za ładowanie telefonu w pracy. Niemcy zwariowali albo są geniuszami

O dziwo kara wcale nie jest podyktowana problemem wzrostu cen energii – taki zapis znajdował się w niemieckim prawie już wcześniej. Obecnie jednak może być częściej stosowany, skoro wszyscy zastanawiają się, jak wymusić oszczędzanie. W Polsce mamy również podobne dylematy, choć tak surowi nie jesteśmy. O ile uznamy, że wysłanie na bezrobocie zamiast do więzienia to łagodność.

ładowanie smartfonów
REKLAMA

Niemiecki serwis merkur.de przypomina o istnieniu prawa, które nakazuje pracownikowi poproszenie o zgodę na naładowanie prywatnego sprzętu w pracy. Mowa tu szczególnie o telefonach komórkowych. Wprawdzie koszt poniesiony przez pracodawcę jest w zasadzie żaden, ale podłączenie ładowarki bez zgody szefa może być karalne. Gdyby skrupulatny chlebodawca udowodnił przewinienie w sądzie, pracownik mógłby zostać skazany nawet na pięć lat więzienia lub karą grzywny. Przestępstwo jest ścigane wyłącznie na żądanie, więc trzeba trafić na właściciela postępującego zgodnie z maksymą dura lex sed lex.

REKLAMA

Niemieckie media nie informują, czy jakiś pracownik został już ukarany za tak zuchwałą kradzież. Lepiej jednak dmuchać na zimne, bo w Niemczech faktycznie na poważnie podeszło się do tematu oszczędzania energii. Jeszcze jesienią wiele urzędów obniżyło temperaturę w budynkach czy ograniczało światło.

Również w Polsce ładowanie sprzętów w pracy to temat kontrowersyjny

Od 1 grudnia administracja publiczna i samorządowa musi zmniejszyć zużycie energii elektrycznej o 10 proc. w stosunku do roku 2019. Placówki, które tego nie zrobią, zagrożone są karą w wysokości 20 tys. zł. Jeszcze w listopadzie udało nam się potwierdzić, że w niektórych urzędach w kraju do obostrzeń podchodzi się bardzo poważnie i pracownicy faktycznie nie mogą korzystać z urządzeń takich jak mikrofale czy czajniki elektryczne. Prasa informowała zaś o zakazach ładowania telefonów komórkowych przez pracowników.

I teoretycznie urzędnik również mógłby zostać ukarany przez pracodawcę. Jak pisał "Dziennik Gazeta Prawna":

Ewentualna kara za niezmniejszenie zużycia energii elektrycznej raczej nie pasuje do "wydatkowania środków publicznych w sposób celowy i oszczędny", stąd zielone światło do wprowadzenia zakazu ładowania prywatnych smartfonów. Co więcej, dodanie zapisów do regulaminu o niekorzystanie ze służbowych źródeł energii do celów prywatnych może być uargumentowane tym, by nie narażać pracodawcy na niepotrzebne koszty.

"Złamanie wprowadzonych przez pracodawcę zasad oszczędzania energii elektrycznej może uzasadniać nałożenie na pracownika kary porządkowej, a w skrajnych przypadkach - także rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia" – wyjaśniają eksperci "Dziennika Gazety Prawnej".

REKLAMA

Co ciekawe, temat ładowania prywatnych sprzętów w pracy czy np. w szkole przewija się od dawna

Nad prawnymi aspektami takich czynności Bezprawnik pochylał się jeszcze w 2018 roku. I już wtedy zwracano uwagę, że prawo stoi po stronie pracodawcy: jeśli tylko ten ustala takie zasady, pracownicy muszą się dostosować, bo inaczej dojdzie do kradzieży. Szkodliwość czynu była wówczas znikoma. Dziś prąd jest droższy, każdy szuka oszczędności gdzie popadnie, więc ocena strat może być już inna. Lepiej więc zapytać, zanim wyciągniemy ładowarkę.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA