Nie ma czasu na miłość. Microsoft zamorduje dziś Internet Explorera
Internet Explorer zaczyna dziś znikać ze wszystkich nadal serwisowanych przez Microsoft systemów. To najgorszy, najbardziej szkodliwy produkt Microsoftu w historii firmy. Żegnaj - i nie wracaj.
Aplikacja Internet Explorer niebawem przestanie być dostępna w systemie Windows 10. Pozostanie w starszych Windowsach tylko z uwagi na fakt, że te nie są już objęte obsługą serwisową i nie są z nich usuwane ewentualne usterki czy luki bezpieczeństwa. Z kolei Windows 11 nie zawiera już wbudowanej aplikacji Internet Explorer.
Proces ten zaczął się dziś, 14 lutego, a więc na Walentynki. Eutanazji dokona aktualizacja przeglądarki Microsoft Edge, która właśnie jest oferowana kolejnym użytkownikom. Jakakolwiek próba uruchomienia Internet Explorera w Windowsie 10 skończy się przekierowaniem do przeglądarki Edge. Jeżeli ktokolwiek chce skorzystać z akurat tej przeglądarki, jedynym sposobem jest użycie (prawdopodobnie dziurawego) Windowsa 8 lub starszego, starej konsoli Xbox lub starego telefonu z Windows Mobile bądź Windows Phone.
Internet Explorer to rozwijana od 1995 r. przeglądarka z zamkniętym kodem i silnikiem renderującym Microsoft Trident. Została zastąpiona przez Microsoft Edge, który bazuje na open-source’owej technologii Chromium. Edge cieszy się przeważająco dobrymi recenzjami. Tymczasem Internet Explorer ma bardzo mroczną historię - wstrzymał rozwój Internetu na lata, niemal doprowadził do upadku Microsoftu.
Internet Explorer wygaszony. Kilkanaście lat zbyt późno. Nie może być zapomniany, by służył za przestrogę dla potomnych.
Internet Explorer to dziś relikt przeszłości, a firmę Microsoft nie da się nazwać dominującą na rynku przeglądarek internetowych. Jednak nie zawsze tak było. W czasach, gdy to desktopy i notebooki były głównymi urządzeniami do Internetu, Microsoft był nie tylko monopolistą, ale też firmą prowadzoną w skrajnie nieetyczny sposób. Zaś Internet Explorer ważnym orężem w nieuczciwej walce z konkurencją.
Internet Explorer formalnie rzecz ujmując to produkt nabyty. Pierwotna nazwa przeglądarki to Mosaic od firmy Spyglass, a pierwszy Internet Explorer był w zasadzie Mosaiciem po rebrandingu. Przeglądarka dostępna była wyłącznie na systemy Windows (w obu odmianach systemu, i dla tej już nierozwijanej, i dla Windows NT).
Microsoft zdecydował się udostępniać Internet Explorera całkowicie za darmo w czasach, gdy znaczna część przeglądarek była płatna. Z wersji na wersje coraz ściślej integrował Internet Explorera z Windowsem. Każdy nowy komputer z Windowsem (czyli, w tych czasach, po prostu każdy nowy komputer) oferowany był ze skrótem do Internet Explorera w widocznym miejscu na Pulpicie. Statystyczny użytkownik nie widział potrzeby szukania bądź kupowania alternatywnych produktów.
Ktoś mógłby zauważyć, że dobry produkt obroni się sam. Uczy nas zresztą tego historia: wszak na dziś najpopularniejszą przeglądarką dla Windowsa jest Google Chrome, a nie Internet Explorer czy Edge. Chrome był znacznie lepszy od Internet Explorera, więc wygrał. Tyle że to bardzo powierzchowna analiza. Microsoft lat dziewięćdziesiątych, ten pod rządami Billa Gatesa, był bowiem firmą etycznie paskudną. I gdyby w pewnym momencie nie została przywołana do porządku, dziś o żadnym Chrome nie mogłoby być mowy.
Internet Explorer niczym broń masowego rażenia. Właśnie dlatego nie wolno dopuszczać do rynkowych monopoli.
Microsoft jako podmiot niemal całkowicie kontrolujący rynek oprogramowania na PC (innych urządzeń do Internetu właściwie nie było), za czasów Gatesa chętnie ze swojej dominującej pozycji korzystał. W przypadku Internet Explorera popełnił aż dwa grzechy.
Po pierwsze, Internet Explorer był zgodny z programistycznymi standardami webowymi... teoretycznie. Z premedytacją implementowano mechanizmy działające nieco inaczej od tych rekomendowanych przez W3C, czyli ciało standaryzujące webową część Internetu.
Twórca witryny internetowej ma więc dylemat: napisać ją poprawnie, ale przez to będą problemy na używanym przez większość użytkowników Internet Explorerze - czy też napisać ją pod Internet Explorera, przez co będą błędy na pozostałych przeglądarkach używanych przez nielicznych. Oczywiście wybór padał na pisanie pod IE. Microsoft z czasem wręcz zaczął wprowadzać całkowicie autorskie i własnościowe rozszerzenia dla sieci Web - z ActiveX na czele - by upewnić się, by konkurencja była bez szans.
Jakby jeszcze było mało, jak Internet Explorer już wyciął w pień konkurencję, to Microsoft przestał się przesadnie swoją przeglądarką przejmować. W efekcie IE był nie tylko niewygodny i wolny, ale też i skandalicznie niebezpieczny, stanowiąc bardzo niewielkie wyzwanie dla cyberprzestępców chcących okradać internautów.
Drugi grzech był jeszcze poważniejszy. Na tyle duży, że obudził amerykańską prokuraturę i poskutkował jednym z najgłośniejszych procesów antymonopolowych w historii. Z którego Microsoft uszedł bez większego uszczerbku tylko cudem - ale też całkowicie odmieniony.
Stany Zjednoczone kontra Microsoft.
By upewnić się, że Internet Explorer zabetonuje rynek i na niego już nikogo nie wpuści, Microsoft popełnił błąd niemalże śmiertelny. Zaczął szantażować swoich partnerów sprzętowych. Konkretniej, zdecydował się wprowadzać kary dla tych partnerów, którzy rozważaliby sprzedaż PC z Windows z inną przeglądarką. Partner, który poszedłby na taką współpracę z konkurentem Microsoftu, straciłby możliwość niedrogiego nabywania licencji na Windows. W tamtych czasach oznaczałoby to konieczność zmiany branży dla takiego partnera.
To jednak okazało się krokiem za daleko. Microsoft został pozwany przez rząd Stanów Zjednoczonych i właściwie cudem uniknął upadku. Pierwotnie szykowano dla firmy nie tylko gigantyczne kary, ale też sam Microsoft miał zostać podzielony na kilka mniejszych firm. Korporacja wybroniła się przed tak drastycznymi konsekwencjami niemalże cudem. Ale też nic jak ten proces nie dało kierownictwu Microsoftu do zrozumienia, że stare sposoby na prowadzenie biznesu się nie sprawdzą.
Bill Gates zrezygnował ze stanowiska prezesa. W przeciągu kolejnych miesięcy i lat wymieniani też byli kolejni starzy generałowie, którzy odpowiadali za nieetyczną strategię Microsoftu, nie tylko w kwestii Internet Explorera. Uniknięcie o włos upadku jednej z najpotężniejszych firm na świecie dało jej wyraźnie wiele do myślenia. Jeśli ktoś się zastanawia skąd w dzisiejszym Microsofcie tyle etyki i otwartości jak na wielką korporację Big Tech - źródło tej polityki wynika bezpośrednio ze sparzenia się prowadzeniem tej przeciwnej.
Microsoft uniknął swojego końca. Internet Explorer już nie.
Sprawa antymonopolowa Microsoftu była też jedną z pierwszych, której przyglądali się zwykli konsumenci. Młodsi czytelnicy być może tego nie pamiętają, ale w latach dziewięćdziesiątych Microsoft był fenomenem, a Bill Gates bohaterem do naśladowania. Po pudełka z Windowsem 95 ustawiały się równie imponujące kolejki, co wiele lat później po iPhone’a. Microsoft był postrzegany jako firma, która odebrała informatykę drogim korporacjom i wprowadziła je pod strzechy kowalskich. Microsoft był cool, a tymczasem w kilka miesięcy zmienił wizerunek na chciwą korporację.
To kosztowało Internet Explorera w zasadzie wszystko. W wyniku opisanych perturbacji Microsoft wziął się bardzo intensywnie do pracy nad swoją przeglądarką. Tempo zmian i usprawnień było wręcz imponujące, a Internet Explorer z wolnej i niebezpiecznej krowy zaczął stawać się szybką, lekką i bezpieczną przeglądarką. Nikogo jednak to już nie obchodziło. Skaza wizerunkowa była zbyt duża.
Internet Explorer co prawda jeszcze przez długie lata miał bardzo wysokie miejsce w statystykach popularności przeglądarek - ale wynikało to głównie z wspomnianego wyżej zabiegu Microsoftu w formie braku zgodności ze standardami. Bardzo wiele firm musiało dalej używać Internet Explorera, bo wiele aplikacji firmowych działało tylko w IE i w niczym innym. Co tragikomiczne, zaszkodziło to przeglądarce Microsoft Edge, która również nie jest zgodna z tymi aplikacjami.
Microsoft Edge to już na szczęście dziecko tego nowego Microsoftu. Daleko jej do bycia bezkonkurencyjną, ale to bardzo solidny produkt, zasługujący chociaż na sprawdzenie. Edge bazuje na Chromium (technologia wykorzystywana też między innymi przez Chrome’a, Operę i Brave’a). Dostępny jest na Windows, Android, iOS, macOS, iPadOS i na systemy Linuxowe, jest darmowy.