REKLAMA

Strzelili do chińskiego balonu szpiegowskiego rakietą za 0,5 mln dolarów. Stało się coś dziwnego

Jeszcze dwa tygodnie temu z pewnością nikt nie przypuszczał, że przyjdą takie dni, w których ważnym tematem w mediach będą balony latające w górnych warstwach atmosfery. Na przestrzeni dwóch tygodni jednak sytuacja znacząco się zmieniła. Balony pojawiają się, a właściwie zauważane są na całym świecie.

Strzelili do chińskiego balonu szpiegowskiego rakietą za pół miliona dolarów
REKLAMA

Co więcej, armie poszczególnych krajów nie ograniczają się jedynie do obserwowania takich obiektów, ale zakładając ich niecne zamiary, decydują się je unieszkodliwiać. W ciągu ostatniego tygodnia balony zostały zestrzelone nad terytoriami Stanów Zjednoczonych, Kanady oraz Chin.

Czytaj także:
- Polacy zbudowali największy balon na świecie. Oto historia potężnej Gwiazdy Polski
- Skąd tyle tajemniczych obiektów nad Ameryką? Wojsko podało powód

REKLAMA

Na swój sposób jest to jakiś nowy wymiar aktywności wojskowej. Jakby nie patrzeć balon nie kojarzy się z obiektem szczególnie groźnym. Co więcej, takimi obiektami, w przeciwieństwie do samolotów przeciwnika, nikt nie jest w stanie manewrować na tyle, aby naprowadzać je precyzyjnie nad konkretne cele nad terytorium szpiegowanego państwa. Zamiast tego balon, korzystając z prądów przemieszcza się wraz z wiejącymi w jego otoczeniu wiatrami.

Można zatem pomyśleć, że zestrzelenie balona stratosferycznego nie powinno być zadaniem przesadnie trudnym dla wartych setki milionów dolarów myśliwców wojskowych i przenoszonych przez nie pocisków. Jak się jednak okazuje, nie jest to takie proste. W niedzielę, 12 lutego dowództwo amerykańskich Sił Powietrznych podjęło kolejną w ciągu kilku dni decyzję o zestrzeleniu niezidentyfikowanego obiektu latającego unoszącego się nad Jeziorem Huron, jednym z pięciu Wielkich Jezior Ameryki Północnej. Natychmiast w kierunku obiektu został wysłany myśliwiec F-16, który miał zrealizować zadanie bojowe.

Samolot F-16 użył rakiet AIM-9 Sidewinder.

Jak przyznali kilka dni później przedstawiciele armii pierwszy wystrzelony kierowany pocisk rakietowy powietrze-powietrze AIM-9 Sidewinder wystrzelony przez pilota owego myśliwca nie trafił w cel. Trzeba przyznać, że to zdumiewające, wszak balon sam nie miał żadnej możliwości uniknięcia zderzenia. Pocisk, zamiast uderzyć w cel, skończył swój żywot w jeziorze. Tym samym 400 000 dolarów z pieniędzy podatników zniknęło pod wodą. Drugi Sidewinder zrobił już swoje i skutecznie zniszczył balon lub, jeśli ktoś woli, niezidentyfikowany obiekt latający.

REKLAMA

Można się spodziewać, że samo zestrzelenie obiektu nie kończy misji. Na lądzie oraz na wodzie znajdują się już wtedy jednostki, których zadaniem jest poszukiwanie i zbieranie szczątków zestrzelonego obiektu, w celu poddania ich analizie i ustalenia ich pochodzenia. Jak zapewniają - serio, o tym też trzeba zapewniać - przedstawiciele rządu, żadne podjęte dotąd szczątki nie wskazują na ich pozaziemskie pochodzenie. Można zatem założyć, że mamy do czynienia z balonami wysyłanymi przez armie innych krajów, najprawdopodobniej Chin.

Informacja o nieudanym zestrzeleniu balonu może w najbliższym czasie doprowadzić do niewygodnych pytań ze strony podatników. Wiadomo już, że nie mamy do czynienia z jakimś zmasowanym atakiem balonów, a jedynie z uświadomieniem sobie przez amerykańską armię, że takich obiektów nigdy wcześniej nie poszukiwała, choć one już wcześniej na amerykańskim niebie się pojawiały. Powstaje zatem pytanie, czy każdy obiekt tego typu należy zestrzeliwać pociskami za pół miliona dolarów każdy. Ale na to pytanie, Amerykanie będą musieli już sobie odpowiedzieć sami.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA