Płyta CD obchodzi 40 urodziny. Jak na zmarły nośnik wciąż ma się całkiem nieźle
Podobno dzień święty wypada święcić, więc z wyprzedzeniem w piątek udałem się do sklepu muzycznego, żeby kupić płytę CD. Z jej urodzinami jest trochę jak z przyjściem na świat George'a Jetsona – o ile co do roku wszyscy są zgodni, tak konkretny dzień jest kwestią sporną. Niektórzy urodziny płyty CD obchodzili już w sierpniu, dla innych właściwa data to jednak rozpoczęcie sprzedaży albumu Billy'ego Joela "52nd Street" 1 października 1982 roku w Japonii. Jedno jest pewne: płyta CD ma 40 lat. Tylko komu jeszcze daje radość?
Początkiem nowego życia nośnika jest ogłoszenie jego śmierci – stwierdził kiedyś dziennikarz muzyczny Bartek Chaciński. Właśnie dlatego w przypadku płyty CD ciekawsze są dla mnie nie urodziny, a śmierć, do której tak naprawdę nie doszło. A jednak nie przeszkadza to w stwierdzeniu, że płyta CD umarła. Macie jeszcze w swoim komputerze napęd? Pewnie wiele osób odpowie, że nie. Co więcej, zwykły odtwarzacz muzyczny na płyty CD to w domach coraz rzadziej widywany mieszkaniec.
Dziwią się ludzie, kiedy jakieś dokumenty czy instrukcje obsługi dołączane są właśnie na płycie CD. "I co ja mam z tym zrobić?" – pojawia się pytanie. A jednocześnie sprzedaż muzyki wydawanej na kompaktach rośnie. Trudno znaleźć aż tak widoczny nośnik w sklepach jak CD. Pójdziecie do Biedronki i za śmieszne pieniądze kupicie klasyki rocka, a nawet polskiego hip-hopu. Gdyby mi ktoś kiedyś powiedział, że właśnie w takiej sieci dostępne będą płyty Eminema czy Hemp-Gru, stwierdziłbym wówczas, że nośnik CD musiał odnieść spektakularne zwycięstwo.
Jest jednak inaczej, bo CD trafia do takich sklepów jak Biedronka raczej jako zapchajdziura. Nie ma co z tym zrobić, więc sprzedaje się w dyskoncie. Ale jednocześnie przeciętny Kowalski czy Bednarek może kupić sobie płytę Nirvany za 25 zł i uzupełnić domową kolekcję.
CD jest więc tym, czym miało być – podstawowym, łatwo dostępnym nośnikiem
"Dlaczego ty dalej kupujesz te płyty CD?!" – chodziło mi po głowie pytanie znajomego, który zawsze dziwi się, kiedy kupuję kompakty. Jak i on, tak i ja bardziej cenię kasety i winyle. Tyle że on od płyt CD odciął się dawno, a ja nie mogę się oprzeć, gdy artysta sprzedaje ten nośnik na koncercie albo natrafię na album, którego jeszcze nie mam, a winyl jest za drogi albo trudniej dostępny.
Tak było w piątek, gdy zobaczyłem płytę Suede z 2013 roku, jednego z moich trzech ulubionych zespołów. Zadowolony ściągnąłem z półki, a potem przebierałem w innych albumach. To właśnie przewaga mniejszych, niezależnych sklepów: znajdziecie tam rzeczy, których się nie spodziewacie. Albo nagle coś wam się przypomni, że zawsze chcieliście posłuchać tego czy innego wykonawcy.
Mój sentyment do płyt CD mnie dziwi. Popularność winyli czy kaset łatwo wytłumaczyć. Jak pisała w eseju znajdującym się w książce "Pomiędzy retro a retromanią" Magda Brunig, "brakuje nam bezpośredniego kontaktu pomiędzy przedmiotem a człowiekiem". Ślady twórczości są "bardziej widoczne" na kasecie i winylu. Kaseta ma taśmę, jest dość skomplikowanym przedmiotem, wiele się w nim dzieje. Płyta winylowa podobnie: ma wyżłobienia, specyficzną konstrukcję.
Płyta CD jest płaska: dosłownie i w przenośni
Widać, że to produkt masowy. Tak perfekcyjny, że bardziej się nie da. Zapewnia idealną jakość dźwięku, daje mnóstwo wygody – można przecież przesuwać utwory dowolnie, szybko i bezboleśnie, nie jak na kasecie czy winylu. Wkładasz do odtwarzacza, płyta znika, dzieje się techniczna rzecz. Nuda, zero magii i wyjątkowości.
A jednak płyta CD też ma okładkę. Książeczkę z tekstami i zdjęciami członków zespołu. Wyjęcie płyty, rozpakowanie wszystkich dodatków – jest to mniej czarujące doświadczenie niż w przypadku obcowania z kasetą czy winylem, ale ciągle je lubię. Czasami płyta to zwykłe plastikowe opakowanie, innym razem rozkłada się jak papierowa książka.
Ta doskonałość płyt CD jest przekleństwem i zaletą. Na przykład album 19 Wiosen "Pożegnanie ze światem", który uwielbiam i jest dla mnie niezwykle ważny, na płycie CD ma więcej utworów niż na winylu. Momentami więc się przeciąga, niektóre kawałki może nie są zbędne, ale wybijają z rytmu. Na winylu doszło do selekcji, ma się zupełnie inne doświadczenie i odbiór.
Ale rodzi się pytanie: chcesz słuchać ulubionych artystów ile się da, czy wolisz, żeby się ograniczali? Internet tę dyskusję zabił, wrzuca się wszystko, nie ma limitu. Płyta CD jest ciekawym pomostem pomiędzy koniecznością skurczenia zawartości a przekonaniem, że można dużo więcej niż dawniej.
Ale zdarzają się momenty, jak na ostatniej płycie Kosiego, że piosenki były dodawane do płyt jedynie w przedsprzedaży. Dwóch utworów przez rok nie dało się posłuchać gdzie indziej. Mogą więc być też takie praktyczne argumenty przemawiające za zakupem: tylko CD daje się to, czego nie może nawet internet.
A może do płyt CD przyciąga mnie właśnie to, że wielu tak szybko je porzuciło
Pasjonaci i kolekcjonerzy postawili na bardziej atrakcyjne kasety i winyle. Zwolennicy cyfryzacji słuchają na platformach streamingowych. Płyta CD, obiekt westchnień w latach 90., nagle jest dla nikogo. Przygarniam więc te artefakty niedawnej przeszłości. Płyty CD dla wielu były tak ważne, a nie zorganizowano im pogrzebu, nie krzyknięto "umarł król, niech żyje król" jak było to w przypadku odejścia kaset i winyli, których następczynią była właśnie płyta CD. To świetna opowieść: jesteś na topie, a potem wszyscy o tobie zapominają. Nadal cię widują, ale nie budzisz żadnych emocji.
Czy płyta CD zaliczy spektakularny powrót? Pewnie nie: raz, że nigdzie nie odeszła, dwa, że nie jest aż tak cenna kolekcjonersko jak winyl czy kaseta. Ale nie przeszkadza mi to za każdym razem cieszyć się, kiedy kupuję nową płytę. A to chyba najcenniejsze, co może dawać materialny produkt, prawda?
10 lat temu Kuba Kralka zadał pytanie: komu potrzebna jest płyta CD. Obchodzi ona 40 urodziny, a pytanie nadal jest aktualne, odpowiedzi zaś ciągle nie ma. Ten upiór, duch, którego nie pożegnano, będzie się błąkał pewnie przez kolejne dekady. Na szczęście dla mnie nie jest to powód do smutku. W przyszłym tygodniu pójdę po kolejny album za 20 zł i w ten sposób powiększę swoją kolekcję, czując tę samą ekscytację co zawsze.