Ciemna strona winylowego boomu. Małe sklepy odchodzą, a to one są najważniejsze
Paradoks: zainteresowanie winylami jest tak duże, że premiery są opóźniane, bo tłocznie nie wyrabiają z zamówieniami. Jednocześnie małe, niezależne sklepy muzyczne działające na rynku od lat nie są w stanie przetrwać. Renesans czarnych płyt odbija się na tych, którzy wspierali nośnik, gdy ten był jedynie hobby fanatyków.
"Poddałem się i są to ostatnie dni, może tygodnie sklepu" - napisał na Facebooku właściciel działającego od 23 lat "Komisu Płytowego Katowice". Powód zamknięcia? Niekoniecznie pandemia czy rosnące ceny energii.
W komentarzu czytamy:
Ta historia ma jednak happy-end. Okazało się, że odzew był na tyle duży, że właściciel będzie próbował działać dalej.
Katowicki sklep przetrwa, ale i tak smutne jest to, że w dobie renesansu płyt winylowych nie może bez problemów funkcjonować sklep dla prawdziwych pasjonatów. Wprawdzie w tym katowickim nie udało mi się być, ale staram się odwiedzać podobne miejsca i wiem, że są wyjątkowe.
Ostatnio w jednym z takich ze sklepów odbierałem płytę dla kolegi. Dawno miejsca nie odwiedzałem, bo jest daleko (tłumaczę się) i zapomniałem, jakie jest wspaniałe. Przyjechałem po południu, nie było klientów. Sprzedawca siedział przy biurku, a drugi, na fotelu, czekał na mecz siatkówki. Kiedy wszedłem, poszedł robić herbatę. Odebrałem płytę i postanowiłem przejrzeć dostępne albumy.
Sala była ciemna - szkoda marnować energii, a słońce nie dociera, bo sklep w piwnicy - więc dopiero kiedy wszedłem między półki, siedzący przy ladzie zapalił światło. Poczułem się, jakbym wkroczył do dawno nieodwiedzanego świata, jakiejś zapomnianej biblioteki. Obok skrzynek z winylami postawione były taborety, by można było usiąść i przeglądać okładki bez nadwyrężania kręgosłupa. Macie takie wygody w galerii handlowej?
Chwila buszowania i na dziale z używanymi płytami znajduję rosyjską składankę z piosenkami Beatlesów, pierwsze wydanie płyty Perfectu (domyślam się, bo pewnie stąd wysoka cena - ponad 300 zł, a może i więcej) i masa innych przeróżnych płyt, grafik, napisów. Zespoły i artyści, o których nie miałem pojęcia, ale to właśnie w takim przeglądzie jest najlepsze. Można dać się zaskoczyć.
Wyszedłem z dwoma winylami – nie znajdziecie ich w sieciówkach - i płytą CD mojego ukochanego Suede. Na dodatek była na dziale promocyjnym, 50 proc. mniej. A miałem wejść tylko na chwilę, odebrać zamówienie, powiedzieć do widzenia.
Właśnie dlatego wizyta w każdym z takich sklepów to święto
Nigdy nie wiesz, co ściągnął właściciel. Jesteś wprawdzie uzależniony od jego nosa i znajomości rynku, ale dzięki temu może wycenić płytę taniej, niż powinien, bo akurat nie poważa danego artysty. Wiadomo, że sprzedawcy znają Allegro i wiedzą, co po ile chodzi, ale przecież winyl Pet Shop Boys w naprawdę dobrym stanie, z tym hitem, za 30 zł musiał być przejawem niechęci sprzedawcy do zespołu:
Ta aura "kumatości", ocierająca się wręcz o sacrum – raz zostałem okrzyczany, bo źle przeglądałem płyty - i losowy dobór płyt może niektórych irytować czy rozczarowywać, ale właśnie to w tych sklepach jest najlepsze. Bo nie są kolejnymi sieciówkami, zalewanymi reedycjami i wznowieniami singli po latach.
I choć być może narażę się na wyszydzenie, ale uwierzcie, że stare płyty, pierwsze oryginalne wydania brzmią inaczej ("haha, złote kable też masz?"). Widać to zresztą po ich rozmiarze, niektóre są grubsze, a nie jak często te współczesne cieńsze od tortilli. To musi potem wpływać na dźwięk.
Jest w tym coś niesprawiedliwego, że o, na szczęście niedoszłym, upadku katowickiego sklepu dowiedziałem się zaraz po tym, jak ogłoszono otwarcie nowej tłoczni w Polsce. Niby to dobrze, bo będą mogły ukazywać się kolejne płyty i może nie będzie aż tak wielu kolejek, co obecnie jest wielkim problemem nawet dla tych większych zespołów.
Wiecie, jaką płytę będzie wypuszczać nowa tłocznia? Jedną z pierwszych będzie winyl Motörhead "Ace Of Spades". Czyli mielenie w kółko tego samego.
Może i jestem dziadkiem krzyczącym na niebo, ale to smutne, że renesans płyt winylowych to dzisiaj moda polegająca na odgrzewaniu kotletów
Rozumiem to, sam chcę mieć w kolekcji płyty ulubionych wykonawców, nawet takich, których słuchałem kiedyś i dawno do nich nie wracałem. Ale jednocześnie ta inna część kultury, jaką niewątpliwie muzyczne zbieractwo jest, umiera.
Nie mam rozwiązania. Mogę jedynie was zachęcić do tego, byście szukali płyt nie tylko w galeriach handlowych. Jeżeli macie ochotę na coś nowego, pobuszujcie w tych niewielkich sklepikach, dajcie się zachwycić okładce i kupcie płytę artysty, którego nawet nie znacie. Porozmawiacie przy okazji z kimś, dla kogo muzyka jest czymś więcej niż jeszcze jednym produktem, który trzeba wystawić na półkę i liczyć na to, że się sprzeda.