REKLAMA

Jaki trenażer wybrać? Na te rzeczy zwróć uwagę przy zakupie

Coraz zimniej, coraz ciemniej, coraz bardziej wietrznie i deszczowo - aż chce się w końcu zapytać: jaki trenażer wybrać? A jeśli ktoś już zada to pytanie, to tutaj znajdzie krótką listę rzeczy, na które warto zwrócić uwagę przy zakupie.

Jaki trenażer wybrać? Na te rzeczy zwróć uwagę przy zakupie
REKLAMA

Oczywiście można pójść do sklepu i poprosić po prostu o najdroższy - albo najtańszy - trenażer i cieszyć się z tego, co dostaniemy. Nie zawsze jednak skrajne opcje będą dla nas najlepszym wyborem, dlatego na początku warto przede wszystkim wiedzieć, czego - i dlaczego - szukamy.

REKLAMA

Jaki trenażer wybrać - rolka, koło czy bezpośredni?

Trenażer rowerowy i trening przez cały rok. Czy warto? class="wp-image-2149455"

Na rynku można wyróżnić trzy główne typu trenażerów, jeśli chodzi o sposób montażu roweru:renażer rolkowy

Trenażer rolkowy

W tym przypadku właściwie nie ma mowy o montowaniu roweru (z małymi wyjątkami, o tym za chwilę), rower po prostu stawiamy na rolkach, wskakujemy na niego i zaczynamy pedałowanie. Koła obracają się na specjalnych rolkach, więc poruszamy się... w miejscu.

Zalety? Rower jest "wolny", tj. nic go na sztywno nie trzyma, więc ciało pracuje mniej więcej tak, jak podczas normalnej jazdy na dworze i to jest naprawdę spora różnica. Dodatkowo trenażery rolkowe mają przeważnie niewielką wysokość i wciśnięcie ich pod łóżko czy inną kanapę nie powinno być problemem. Brak konieczności montażu roweru oznacza też, że nie musimy się martwić niemal żadnymi kwestiami zgodności - jednego dnia jeździmy na góralu z napędem 12rz, drugiego dnia wskakujemy z szosą 9rz. I wszystko działa.

Wady? Nie jest to najbardziej bezmyślny rodzaj trenażera, jaki można sobie wyobrazić. Tak, jak najbardziej można z tego spaść. Do tego nie są to najcichsze sprzęty na rynku i mam przy tym wrażenie - choć bez żadnych dowodów - że w takim cywilnym zastosowaniu są raczej rozwiązaniem dość niszowym

Trenażer "na koło"

 class="wp-image-2497710"

Prawdopodobnie dla odmiany jeden z najpopularniejszych typów trenażerów, bo nie dość, że nie da się z niego spaść, to jeszcze przeważnie mieści się w przedziale cenowym akceptowalnym dla większości odbiorców.

Jak działa ten rodzaj trenażera? W tym przypadku oś koła blokowana jest w specjalnym uchwycie, natomiast samo koło z oponą opierane jest na specjalnej rolce. Opór z kolei generowany jest przez koło zamachowe i regulowany z pomocą magnesów lub specjalnego płynu/oleju. Może on być przy tym regulowany ręcznie albo - w trenażerach smart - z poziomu aplikacji, komputera rowerowego albo zegarka.

Zalety? Można trafić sensowne cenowo modele, które i łatwo obsłużyć, i montaż nie przysporzy nam trudności (zajmie kilkadziesiąt sekund - jak wymiana koła), a dodatkowo zaoferują nam funkcje smart, takie jak szacunkowy pomiar mocy, kadencji czy symulacja podjazdów. Do tego przeważnie są stosunkowo niewielkie i lekkie oraz zgodne z większością standardów mocowania kół, więc można je określić jako uniwersalne.

Wady? Jeśli nie chcemy dodatkowo zużywać drogich opon "na zewnątrz", to warto byłoby mieć specjalną oponę do trenażera. A to z kolei oznacza, że przydałoby się dodatkowe koło, chyba że jesteśmy gotowi uwięzić rower na trenażerze na cały sezon zimowy.

Tego typu trenażery mają też przeważnie stosunkowo lekkie koła zamachowe, co może przekładać się na wrażenia z jazdy. Do tego często są dość głośne - głównie przez fakt stałego kontaktu opony z rolką.

Trenażer bezpośredni

 class="wp-image-2048375"

Czyli taki, w którym do montażu musimy już zdjąć tylne koło i gdzie trenażer stanowi część naszego napędu - a więc potrzebujemy dodatkowej kasety, chyba że zdemontujemy ją od razu z demontowanego koła.

Zalety? Bezdyskusyjnie jest to najcichszy z popularnych typów trenażerów i nawet tańsze modele przy odpowiednio zadbanym napędzie naszego roweru potrafią być niemal bezgłośne. A przynajmniej cichsze niż nasze sapanie i hałas wentylatora.

Przeważnie są w stanie też obsłużyć największą moc maksymalną, zapewniają odwzorowanie najbardziej stromych podjazdów i oferują najwięcej dodatkowych funkcji.

Ich problemem jest właściwie głównie to, że wymagają demontażu tylnego koła, są przeważnie dość spore i ciężkie, a do tego po prostu kosztują swoje.

Przy czym z mojego doświadczenia - jeśli ktoś jest naprawdę zdecydowany na trenażer i wie, że będzie z niego korzystał - niech dopłaci, dozbiera albo dokredytuje się do trenażera bezpośredniego. To naprawdę bardzo dużo zmienia w odbiorze tego, czym jest jazda na rowerze pod dachem.

"Inne"

 class="wp-image-2497893"

Czyli głównie kompletne rowery-trenażery, takie jak Wahoo Kickr Bike albo Tacx Neo Bike. Wspaniałe, kompletne systemy, ale niestety mają dwa problemy. Po pierwsze - są spore i nie da się ich zdemontować, a do tego są naprawdę ciężkie. Po drugie - są piekielnie drogie, bo mowa często o ponad 10 000 zł albo nawet okolicach 20 000 zł. Dla zasobnych entuzjastów.

Pojawiają się też ciekawe hybrydy, takiej jak Wahoo Kickr Rollr, gdzie mamy i część zalet rolek, i stabilizację roweru oraz funkcje smart. Szkoda tylko, że w tej cenie nie ma chociażby pomiaru mocy, ale pierwsze recenzje są raczej dość pozytywne.

Który rodzaj jest najlepszy?

Będę się upierał, że bezpośredni. Modele z tej kategorii są najcichsze, najprzyjemniejsze w użytkowaniu, nie zużywają opony i zapewniają największą frajdę z domowej jazdy, ujmując równocześnie z równania ryzyko wywalenia się na twarz, istniejące w przypadku trenażerów rolkowych.

Czy każdy rower można wsadzić w trenażer?

 class="wp-image-2149473"
Tak, zrzuciłem łańcuch, ale nie z winy trenażera.

To pytanie to właściwie dwa pytania.

Jeśli chodzi o to, czy trenażer wpłynie negatywnie na nasz rower albo gwarancję, to odpowiedź brzmi obecnie: nie, raczej nie, choć warto uważnie przeczytać informacje od producenta i sprawdzić warunki gwarancji. Przykładowo mój aktualny rower dotarł z notatką, że owszem, producent przetestował go na każdy możliwy sposób na trenażerze, ale w sumie, jak mam stary, metalowy rower, to byłoby miło, gdybym jednak z niego skorzystał.

Jeśli natomiast chodzi o zgodność techniczną roweru z trenażerem, to... też warto to sprawdzić. W przypadku trenażerów rolkowych problemów oczywiście nie będzie. W przypadku pozostałych - sprawdźmy przede wszystkim sposób montażu (szybkozamykacz, sztywna oś) oraz obsługiwane napędy. Większość producentów dorzuca podstawowy zestaw adapterów do kompletu, ale np. jeśli ktoś korzysta z 12-rzędowych napędów Sram, to raczej na pewno będzie musiał dokupić specjalny bębenek dedykowany do tego konkretnego trenażera. I nie będzie on tani.

Możemy też ewentualnie poszukać po prostu opinii w sieci - szczególnie, jeśli wybrany trenażer i nasz rower są popularne - żeby dowiedzieć się, czy wszystko gra nie tylko na na papierze, ale i w praktyce. Z drugiej strony - małe szanse, żeby popularny rower nie współpracował z popularnym trenażerem. To by się po prostu nie opłacało producentowi.

Na jakie parametry zwrócić uwagę?

W kwestiach technicznych i tego, co możemy wyczytać ze specyfikacji, w dużym skrócie:

Maksymalna moc - czyli, w uproszczeniu to, do jakiego poziomu trenażer będzie w stanie obsłużyć moc generowaną przez nasze nogi, a także pośrednio to, jak strome podjazdy będzie w stanie symulować. Skąd wiedzieć, jak duża moc jest nam potrzebna? Jeśli mamy miernik mocy w rowerze - pewnie i tak wiemy. Jeśli nie - musimy trochę zgadywać, ale jeśli nie jesteśmy sprinterami, to prawdopodobnie okolice 800-1000 W będą dla nas bardziej niż wystarczające. Większość treningów i tak będzie realizowana zdecydowanie poniżej tej granicy. Warto przy tym uważać na to, że producenci podają czasem maksymalną moc w dość specyficzny sposób - np. dla konkretnej prędkości albo dla określonego czasu.

Masa koła zamachowego - co do zasady - im więcej, tym lepiej.

Maksymalne symulowane nachylenie - właściwie kombinacja powyższych parametrów, ale wyrażona inną wartością. Określa w dość czytelny sposób to, jakie maksymalne nachylenie podjazdu będzie w stanie odwzorować trenażer w aplikacjach takich jak Zwift albo podczas jazdy po utworzonej trasie z prawdziwego terenu. Warto przy tym pamiętać, że domyślnie odwzorowanie podjazdu z Zwifcie ustalone jest na 50 proc., a i tak wielu osobom umożliwia to eleganckie zagotowanie nóg.

Łączność z innymi sprzętami - przy nowszych modelach nie jest to aż tak bardzo istotne, bo większość obsługuje już pełną komunikację ANT+ oraz Bluetooth, wliczając to w zarówno przesyłanie danych, jak i sterowanie trenażerem. Na wszelki wypadek możemy się jednak upewnić, czy jest obsługiwany protokół FE-C (dla ANT+) i/lub FTMS (dla Bluetooth), szczególnie jeśli polujemy na jakieś kilkuletnie urządzenie.

Dokładność pomiaru/szacunku mocy - im droższy trenażer, tym teoretycznie te pomiary powinny być dokładniejsze i ta różnica niestety może być dość sporo. Przykładowo przy dokładności w okolicach 5 proc., 200 W może być albo 210 W, albo 190 W. Przy dokładności 1 proc. - tak, łatwo to policzyć. Można to ewentualnie obejść, montując do roweru pedały albo korbę z pomiarem mocy i bazując na tych wynikach (większość aplikacji umożliwia synchronizację tych parametrów albo wybór źródła).

Trenażer smart czy zwykły?

Całym sercem z całego doświadczenia jestem za trenażerem smart - nawet w dość podstawowej wersji. Bądźmy szczerzy - jazda na trenażerze jest nudna, a na nie-smart trenażerze jest już nudna do kwadratu, chyba że ktoś ma gigantyczne pokłady determinacji.

Dodatkowo trenażery smart potrafią regulować opór i działać w trybie ERG, co oznacza, że jeśli będziemy chcieli zrealizować konkretny trening, to trenażer na każdym etapie będzie sam pilnował, żebyśmy oscylowali w okolicach zakładanej, idealnej mocy - nie musimy bawić się w zmianę przełożeń. Ma to wprawdzie swoje wady, ale w większości są niwelowane przez to, jak sprawnie to działa i jak mniej trzeba myśleć.

Nie będę może za bardzo rozwijał tego punktu, ale jeśli miałbym jeszcze raz kupować trenażer, to nad zwykłym nie zastanawiałbym się nawet chwilę. I nikomu ze znajomych szukających trenażera takiego nie poleciłem. Jeśli ktoś jednak preferuje taką opcję, to warto pamiętać, żeby wyposażyć się co najmniej w czujnik kadencji i prędkości, bo inaczej nie będziemy mogli w żaden sposób porozumieć się np. ze Zwiftem.

Buju buju

Nagłówek brzmi głupio, ale treść będzie trochę mniej głupia. Chodzi o to, że z trenażerami nie-rolkowymi jest taki problem, że dają kosmicznie nierealistyczne wrażenie z jazdy, bo cały rower jest jak przyspawany do podłoża.

Rozwiązanie? Jest kilka. Niektórzy oferują specjalne płyty, na których montuje się trenażer, dzięki czemu dopuszczalne jest bujanie na różne strony. Przy czym płyty te są przeważnie duże i drogie, więc trzeba mieć i miejsce, i zapas gotówki.

Niektórzy producenci starają się natomiast zintegrować przynajmniej część tych funkcji od razu w trenażerze. I tak np. Tacx Neo 2T fenomenalnie buja się na boki (Kickr 5.0 również oferuje podobne rozwiązanie). Tak, znowu brzmi to śmiesznie, ale to jest monstrualna różnica w doznaniach podczas jazdy. Można do niego dokupić jeszcze stópki, które pozwalają na ruch do przodu i do tyłu, ale to nie robi już aż tak wielkiej różnicy.

Aż się dziwię, że cała kampania marketingowa Neo 2T nie obracała się właśnie dookoła tego bujania.

Czy potrzebne są mi jeszcze jakieś dodatkowe funkcje i muszę wydać fortunę na trenażer?

Z doświadczenia - tak, nie oraz "to zależy".

Od pewnego poziomu cenowego producenci trenażerów starają się skusić kupujących funkcjami, które niekoniecznie mają bezpośredni związek z tym, jak dobrze trenażer spełnia swoje teoretyczne zadania. Przykładowo w Neo 2T jest m.in. funkcja odwzorowania nawierzchni (np. ze Zwifta) albo opcja obracania się koła zamachowego w przeciwnym kierunku, symulując tym zjazdy z górki. Z kolei trenażery Wahoo oraz Elite współpracują z dodatkowym akcesorium montowanym zamiast przedniego koła i unoszącym przód roweru. Elite ma też w ofercie podstawkę pod przednie koło, która umożliwia sterowanie naszym awatarem w niektórych aplikacjach.

Czy to wszystko jest nam absolutnie niezbędne? Nie. W moim przypadku największą różnicę w przyjemności z jazdy i chęci do takiej jazdy pod dachem poczułem, kiedy przesiadłem się z trenażera nie-smart z rolką (takiego z montowanym na sztywno kołem), na nieprzesadnie drogi trenażer bezpośredni z podstawowymi funkcjami smart. To było coś zupełnie innego i tu naprawdę czuć było inną jakość.

Czy przesiadka na testowy egzemplarz Tacx Neo 2T ponownie zmieniła moje życie? Trochę tak, bo każdy detal, który sprawia, że jazda w domu jest ciekawsza, jest tutaj na wagę złota. I takie drobne detale jak właśnie wibracje przy jeździe po kostce brukowej czy pędzenie ze szczytu góry, potrafią sprawić, że człowiek nie może doczekać się kolejnej jazdy, zamiast zerkać non stop na prognozę pogody, czy może uda się jednak wyskoczyć na dwór.

REKLAMA

Jeśli ktoś jednak nie ma budżetu na wydanie 5000 zł na trenażer - nie załamywałbym rąk. Za połowę i okolice połowy tej ceny można dostać świetne sprzęty, które zrobią dokładnie to, co powinny. Będzie tylko trochę mniej efektownie, ale i zrobimy trening, i pościgamy się na Zwifcie, i zejdziemy z trenażera zadowoleni.

A potem pewnie równie chętnie wsiądziemy na niego znowu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA