Administrator NASA zapadł na amnezję. Nie tylko chwali SpaceX Elona Muska, ale zapomniał, że go hejtował
Bill Nelson, były astronauta i obecny administrator NASA jeszcze dekadę temu bardzo sceptycznie odnosił się do prywatnego sektora kosmicznego, w tym także do głośnego i bujającego w obłokach Elona Muska. Obecna sytuacja na rynku jednak zmusiła go do zmiany zdania.

Jeszcze dziesięć lat temu fundamentem amerykańskiego sektora kosmicznego była NASA. Na rynek wchodziły wtedy coraz odważniej zarówno duzi gracze, tacy jak Boeing, jak i młode przedsiębiorstwa takie jak SpaceX. O ile tych pierwszych jeszcze tolerowano, to ci drudzy nie byli traktowani przesadnie poważnie. Jakby nie patrzeć, Boeing istnieje na rynku lotniczym od dekad i posiada ogromne doświadczenie w produkcji statków latających.
SpaceX tymczasem był niewielką firmą z rozbuchanym marketingiem i obiecującą rakiety wielokrotnego użytku, największe rakiety w historii, a nawet docelowo podróże na Marsa. Nic zatem dziwnego, że w takim zestawieniu to zawsze Boeing wydawał się bardzo wiarygodnym partnerem dla NASA, a nie SpaceX.
Na firmę Elona Muska sceptycznie patrzył wtedy także Bill Nelson, który wtedy piastował stanowisko senatora. Wiele z jego wypowiedzi z tamtych czasów, także tych zapisanych w notatkach z dyskusji prowadzonych w Senacie, wskazuje na to, że aktywnie sprzeciwiał się on finansowaniu programu Commercial Crew, w ramach którego prywatne firmy miały stworzyć statki załogowe, które miałyby transportować amerykańskich astronautów na orbitę.
Ostatecznie, mimo sprzeciwu Nelsona, NASA wybrała firmy Boeing i SpaceX do stworzenia niezależnych załogowych statków kosmicznych. Jak się później okazało, to właśnie firma Muska jako pierwsza stworzyła, przetestowała i wdrożyła do służby statek Crew Dragon, który już pięć razy dostarczył astronautów na pokład Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
W tym samym czasie konkurencyjny statek CST-100 Starliner produkowany przez Boeinga wykonał dwa loty testowe, z czego jeden zakończył się całkowitą porażką, a drugi sukcesem, ale z licznymi zastrzeżeniami.
Bill Nelson nie pamięta swojej krytyki SpaceX
W najnowszym wywiadzie dla Newsweeka obecny administrator NASA, niczym kameleon zmienia strony i... krytykuje byłych krytyków SpaceX wytykając palcem ich brak wiary w małego gracza.
Na początku programu Commercial Crew, kiedy w grze byli Boeing i SpaceX, wszyscy narzekali na SpaceX i wskazywali, że Boeing ma za sobą bogatą historię. Cóż, niech zobaczą teraz kto przygotowuje się już do szóstego lotu załogowego, a kto wciąż nie oderwał się od Ziemi.
- wskazuje Nelson.
Oczywiście w powyższym stwierdzeniu Nelson ma sto procent racji. Gdyby dziesięć lat temu NASA zdecydowała się na wybór samego Boeinga, to dzisiaj, w wyniku zerwania współpracy z Roskosmosem, nie miałaby żadnego transportu na pokład Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i po siedmiu dekadach lotów załogowych, ponownie stałaby się krajem, który w niebo co najwyżej może patrzeć, ale na pewno nie latać. Przed takim okrutnym losem i bolesną kompromitacją uchronił Stany Zjednoczone tylko SpaceX.
Nic zatem dziwnego, że u Nelsona wystąpiła silna amnezja i nie pamięta on jak sam krytykował przekazywanie jakichkolwiek pieniędzy firmie Elona Muska.