Mieszkańcy sami rozebrali kostkę wokół drzewa. Miejska eko-partyzantka walczy z betonozą
Drzewa powinny mieć więcej miejsca - stwierdzili gdańscy aktywiści. Zamiast czekać na reakcję miasta, sami dokonali demontażu kilku płyt chodnikowych, które blokowały korzenie. W ten sposób chcieli dać przykład władzom.

Aktywiści działali w Gdańsku przy ul. Szerokiej. Wytypowali drzewo, którego korzenie próbowały przebić się na światło dzienne. Płyty zostały usunięte, a wokół rozsypano przekompostowaną korę, aby gleba mogła odżyć.
Warunki siedliskowe miejskich, przyulicznych drzew bywają tragiczne. Ubita gleba i nieprzepuszczalna nawierzchnia to główne problemy. Brak tlenu, wody i minerałów w strefie korzeniowej powoduje zamieranie drzew oraz brak odporności na patogeny. Dlatego postanowiliśmy choć odrobinę pomóc głogom przy ul. Szerokiej w Gdańsku - powiedział serwisowi trójmiasto.pl Michał z organizacji "Drzewa w Mieście dla Klimatu". - Mamy nadzieję, że naszym działaniem zmotywujemy urzędników z GZDiZ do większego zaangażowania się w poprawę warunków siedliskowych gdańskich drzew.
Na udostępnionych przez aktywistów zdjęciach widać, że płyty i tak były już lekko podniesione przez korzenie. Z chodnika duszącego drzewo z chęcią korzystali kierowcy, którzy parkowali samochody tuż przed konarem. Teraz drzewo ma trochę więcej miejsca i pozostaje mieć nadzieję, że właściciele aut uszanują ten skrawek przestrzeni.
Gdańsk jest na tak, ale...
W rozmowie z portalem trójmiasto.pl Michał Szymański, wicedyrektor GZDiZ, przyznaje, że miasto jest otwarte na sugestie mieszkańców w sprawie polepszenia warunków roślin na ulicach. Tylko że apeluje o kontakt.
- Pod chodnikiem często przebiegają sieci uzbrojenia. Jakakolwiek ingerencja może np. doprowadzić do awarii lub degradacji pozostałej części chodnika. Dlatego przed podjęciem działań prosimy o kontakt z urzędnikami - zaznacza przedstawiciel władz.
Partyzanckie działanie ma pewnie jednak szansę na większy odzew. Sama akcja wywołała sporo emocji, sugerując się dyskusją na lokalnym portalu. Niektórzy zwracają uwagę, że to niszczenie mienia, inni podkreślają, że ulice należą do mieszkańców, a zieleni należy się ochrona.
Teraz miasto nie za bardzo ma wyjście - musi działać, bo aktywiści pokazali, że można. I nawet niewielkim kosztem da się ulżyć drzewom.
Przy wszelkich działaniach z drzewami faktycznie trzeba uważać. Muszą jednak robić to przede wszystkim zarządzający zielenią. Niestety nie brakuje przykładów, kiedy teoretycznie podczas potrzebnych remontów dochodziło do niszczenia korzeni. Zmiany tymczasem widoczne są dopiero po latach.
- Podczas przebudowy ulicy Strzelców Kaniowskich, przy której rozmawiamy, podkopano kasztanowcom korzenie. I to w sposób barbarzyński. Drzewa tej wiosny wypuszczą liście - wola i chęć życia w drzewie jest olbrzymia - opowiadał mi podczas rozmowy Szymon Iwanowski, wiceprezes zarządu stowarzyszenia Społecznie Zaangażowani i pomysłodawca Mapy Drzew Łodzi.
Co się potem z takim uszkodzonym drzewem dzieje?
Podejrzewam jednak, że większość tych drzew zdecydowanie wcześniej zrzuci liście. W przyszłym roku prawdopodobnie jedno po prostu uschnie, bo nie ma już korzeni, które by zapewniły odpowiednią ilość wody. W kolejnym - jeszcze jedno. I tak będą stopniowo, rok po roku, odchodzić z tej ulicy. Być może ktoś z mieszkańców zada sobie pytanie, co stało się z drzewami, które jeszcze niedawno tu stały. I dojdzie do wniosku, że tak miało być - drzewo uschło ze starości. Nikt nie będzie pamiętał o remoncie i uszkodzeniach, do których doszło. Drzewo reaguje na zmiany długo, nie od razu są one widoczne, często dopiero po kilku latach. Związek przyczynowo-skutkowy jest oczywisty, ale czas rozmywa odpowiedzialność i świadomość człowieka.
Właśnie dlatego dbanie o drzewa w mieście jest takie trudne. Nie zawsze wiemy, gdzie trwają remonty i nie mamy nawet możliwości śledzić tego, jak obchodzi się wówczas z drzewami.