Akt straceńczej odwagi. Ten kościół jest tak wyjątkowy, że w obliczeniach poległy komputery
Kiedy wjeżdża się do Kalisza, jadąc z Łodzi, po prawej stronie widać piękną panoramę miasta. Zawsze skupiałem się na tej starówkowej części z zabytkowymi kościołami i kamieniczkami. Nie wiem jednak, jak tyle razy mogłem pominąć to cudo. W trakcie niedawnej podróży do Wrocławia było inaczej. Od razu przykuł moją uwagę, brutalnie wcinając się w krajobraz. Jak mogłem go nie zauważyć wcześniej?! Poznajcie kolejne dzieło polskiej architektury.
Wiedziałem, że muszę zobaczyć ten kościół na żywo.
Nie lubię takich dworców. Wolę, gdy wysiadając, od razu wchodzi się do miasta, daje mu się porwać, natychmiast widzi się, co miasto ma najlepszego do zaoferowania. W Lublinie (choć tam jest trochę inaczej), Pabianicach czy właśnie Kaliszu dworzec oddalony jest od centrum. Wychodząc, natykasz się na brzydką galerię handlową i osiedle, które mogłoby stać w każdym innym miejscu w Polsce.
Na szczęście ja wiem, gdzie chcę iść. Kościół Miłosierdzia Bożego znajduje się niedaleko dworca PKP. Wystarczy wejść w osiedle, przechadzać się pomiędzy niskimi blokami, aż w końcu wyjrzy – jeszcze nieśmiało, sygnalizując swoją obecność, ale jednak nie narzucając się aż tak bardzo. Boki, bo trudno nazwać je wieżami, sprawiają, że z tej perspektywy kościół sprawia wrażenie co najmniej normalnego.
Wystarczy jednak podejść bliżej, by zobaczyć niesamowitą konstrukcję. Z daleka kościół wygląda jak czapka papieża albo biskupa – takie było moje pierwsze skojarzenie, gdy zauważyłem obiekt z okna pociągu. Mieszkańcy ponoć mówią o kościele-rybie. To też ma sens.
O skojarzenia, stojąc blisko, jest trudno. Każda jego część przywodzi na myśl coś innego. Bunkry, elementy dawnej elektrowni, szalone rzeźby? To wszystko oglądamy, okrążając kościół, patrząc na niego z różnych perspektyw.
Jakże on do niczego nie pasuje! Nagle pośród niskich bloków stanął taki majestatyczny kolos. Zazdroszczę mieszkańcom, którzy patrzą na niego dzień w dzień – taki widok nie może się znudzić. Konstrukcja zyskuje pewnie bardziej, gdy ogląda się ją z pobliskich bloków, na każdym balkonie można dostrzec coś innego.
Jak to możliwe, że taki kolos powstał?
Pod koniec lat 60. ogłoszono projekt budowy kościoła. Zgłosili się młodzi architekci – Jerzy Kuźmieńko i Andrzej Fajans. Ten drugi był jeszcze studentem, miał 23 lata. Pierwszy był niewiele starszy, raptem 27. Jury było odważne, bo uwierzyło w naprawdę skomplikowane przedsięwzięcie.
Żeby tchnąć życie w tak wyjątkową konstrukcję, potrzeba było skomplikowanych obliczeń, którym nie podołały dostępne wówczas maszyny. Zadania podjęli się matematycy Edward Otto i Adam Empacher. Jak wspomina ratusz kaliski, po latach niewymieniona z nazwiska skandynawska architektka była pod wrażeniem ich pracy i jak pisze strona internetowa Kalisza, zaznaczyła, że nawet najmniejsza pomyłka mogłaby doprowadzić do katastrofy. A kościół stoi do dziś. I do dziś zachwyca.
Powstawał jednak w niełatwych czasach. Zielone światło dano projektowi w latach 60., chwilę po upadku socrealizmu, kiedy akceptowano nawet bardziej szalone wizje. Budowa rozpoczęła się dopiero pod koniec lat 70. Powodem były wysokie koszty inwestycji. PRL mimo wszystko nie chciał dokładać się do kościelnych przedsięwzięć.
Władze i tak ingerowały w konstrukcję. Na skutek ich decyzji została skrócona o 10 metrów. Trochę szkoda, tym bardziej że był to naprawdę nic nieznaczący tryumf. I tak krążąc obok, widzimy, że "wieże" się przebijają. A gdy stanie się naprzeciw konstrukcji jeszcze mocniej urzeka jej siła. Nie dało się tego molocha uchować – architektura była zbyt silna.
Niestety nie mogłem wejść do środka. Było zamknięte. Opieram się więc jedynie na zdjęciach wnętrza z sieci. Jest zaskakująco... skromnie. Podobno bardzo jasno, co można akurat zrozumieć, widząc ogromne, piękne witraże. Patrząc na zdjęcia, ma się wrażenie, że wnętrze jest przytulne. Niesamowity kontrast z tym, co widzimy na zewnątrz. Moloch, który daje schronienie. Bardzo ciekawie przemyślana rola świątyni.
Konstrukcja imponuje, bo nie znajdziemy żadnych filarów ani podpór
To dzięki kształtowi hiperboloidy parabolicznej. Po latach Jerzy Kuźmienko wspominał:
Jak bardzo trudnej? Dolny kościół oddano do użytku w 1983 roku, a całą konstrukcję ukończono dziesięć lat później. Dodam, że projekt na kościół architekci wygrali w 1958 roku.
Fantastyczne domy mieszkalne
Kolejne projekty architektów może nie są tak spektakularne, jak kościół w Kaliszu, ale nadal warte uwagi. Andrzej Fajans, zmarły w 2001 roku, był autorem m.in. zespołów mieszkaniowych na Gocławiu w Warszawie, ratusza Gminy Targówek oraz grobu księdza Jerzego Popiełuszki (wraz z Jerzym Kaliną).
Z kolei Kuźmienko na koncie ma m.in. blok przy ulicy Koziej w Warszawie, ówczesne apartamentowce ze znacznie większymi lokalami niż w przypadku innych mieszkań. Mnie jednak najbardziej zachwyca budynek przy Karowej znajdujący się również w stolicy. Budzi skojarzenie z Barceloną, ma fantastyczny kolor (to zresztą cecha projektów tego architektka – materiał wykorzystany przy budowie kościoła w Kaliszu też jest specyficzny, od razu rzucający się w oko).
Kościół w Kaliszu to moim zdaniem kolejna fantastyczna polska realizacja – raczej nieznana, z tego powodu też niedoceniona wśród osób, które "nie siedzą w temacie". Może gdyby nie władze PRL i ich niepotrzebna decyzja o skróceniu o 10 metrów, kościół bardziej zwracałby na siebie uwagę podczas przejazdów przez Kalisz?