Po Steam Decku spojrzałem na Nintendo Switch i nie ma powrotu. Kupiłem Decka, ale tobie nie polecam
Powiedzieć, że Steam Deck robi okropne pierwsze wrażenie, to nic nie powiedzieć. Po tygodniu testów przekazałem ten sprzęt dalej i cieszyłem się, że to nie ja wydałem na niego 2500 zł. Potem spojrzałem na swojego Switcha i... jednak nie ma powrotu. Posypuję głowę popiołem. Ale tylko trochę.
Od lat nie było sprzętu, który budziłby w naszej redakcji tak skrajne emocje, jak Steam Deck. Początkowo wszyscy rzuciliśmy się na nową maszynkę do grania, składając preordery kiedy tylko Valve otworzyło możliwość rejestracji. A przecież jesteśmy skrajnie różnymi graczami.
Kiedy w końcu Steam Deck do nas dotarł, zrobiło się dziwnie. Nasz niepoprawny pececiarz, Łukasz Kotkowski, po 48 godzinach miał już dość. Konsolowiec Dawid Kosiński nawet przez moment nie uległ magii Decka. Ja po tygodniu testów z ulgą przekazałem sprzęt do Piotrka Grabca, który w pierwszym dniu o mało nie zbrickował tej konsolki, bo przez złą ładowarkę urządzenie zwariowało.
Mamy więc cztery opinie od najróżniejszych graczy, a wszystkie były negatywne. Steam Decka skrytykował rasowy pecetowiec Łukasz, moja skromna osoba, czyli gracz niemal wyłącznie handheldowy, ex-pececiarz i obecny geek konsolowy Dawid Kosiński, a także największy redakcyjny nerd, czyli Piotrek Grabiec.
Wiele osób twierdzi, że Steam Deck nie jest konkurencją Switcha. To nieprawda. A raczej: nie do końca prawda.
Można uważać, że Steam Deck i Nintendo Switch to urządzenia skierowane do zupełnie różnych grup odbiorców. Osobiście jestem dowodem na to, że te grupy nie są zbiorami rozłącznymi. Kim zatem jestem, że stoję w rozkroku między Deckiem a Switchem? Lubię pograć, ale interesuje mnie tylko granie w handheldzie, czyli na sprzęcie przenośnym (nie mylić z grami mobilnymi). Kto ma pracę, dom, żonę, małe dzieci i ograniczony czas przed telewizorem, ten zrozumie. Mając handheld okazuje się, że można grać "w międzyczasie", o czym pisałem już w osobnym tekście.
U osób takich jak ja oczywistym sprzętem staje się Switch, który rzeczywiście sprawdzał się u mnie najlepiej. Ten lekki, bezgłośny tablecik z naprawdę świetnym ekranem (w wersji OLED) i z dużą bazą gier to właściwie strzał w dziesiątkę. Zasadniczym minusem tego rozwiązania jest brak dostępu do biblioteki nowszych gier, szczególnie kiedy nie jest się psychofanem Mario, Kirbiego i Pokemonów. Jasne, wśród tytułów na wyłączność są prawdziwe perełki (jak np. Zelda BOTW), ale w mojej opinii nie ma ich zbyt wiele.
Tym samym Switch jest u mnie maszynką do nadrabiania zaległości. To na Switchu przeszedłem Wiedźmina 3, Hellblade’a, Hadesa, Dooma z 2016 r., czy The Talos Principle. Na Switchu wróciłem też do THPS 1+2, a w kolejce już czeka Skyrim, na którego nigdy wcześniej się nie porwałem.
Powoli, ale konsekwentnie alternatywą staje się też streaming. Cenię sobie Stadię, bo działa najlepiej. Zaletą streamingu jest aktualna baza gier, a wadą... cóż, cała reszta. Począwszy od nie do końca płynnej rozgrywki, poprzez nie za duży ekran smartfona, aż po walkę z kontrolerami, które w połączeniu ze smartfonem zawsze są kompromisem.
Wtem pojawia się Steam Deck. Robi tragiczne pierwsze wrażenie.
Bardzo łatwo oczarować kogoś pokazując mu grę działającą na Steam Decku. Jakość grafiki jest rewelacyjna, a do tego wszystko działa bardzo płynnie. To robi wrażenie. Pierwsze pięć minut z tym sprzętem po prostu musi zrobić wrażenie na każdym graczu. Wystarczy jednak poużywać Steam Decka dłużej, by wyszły na jaw oczywiste wady.
To sprzęt ogromny, głośny, grzejący się, nieustannie buchający gorącym powietrzem. Sprzęt z bardzo licznymi problemami software’owymi i ze skandalicznie krótkim czasie pracy na jednym ładowaniu. Można odnieść wrażenie, że to jedynie niedokończony prototyp, który jakimś cudem opuścił pracownię Valve.
Steam Deck stawia pytanie: Elden Ring z 2022 r. czy remaster Dark Souls z 2011 r.?
Po sprawdzeniu Steam Decka wróciłem do Switcha, spojrzałem jeszcze raz na bazę gier i uznałem, że powrotu już nie ma. Różnica pomiędzy Steam Deckiem a Nintendo Switchem koniec końców sprowadza się do odpowiedzi na następujące pytania:
- GTA V w 60 kl./s czy "odświeżone" GTA San Andreas marnej jakości?
- Red Dead Redemption 2 czy LA Noire?
- Assassin’s Creed Origins, Odyssey i Valhalla, czy odświeżona kolekcja Eizo z tytułami sprzed dekady?
- Elden Ring czy remaster Dark Souls?
- Horizon Zero Dawn czy Ark: Survival Evolved?
- God of War czy Titan Quest?
Można tak wymieniać naprawdę długo, ale już przecież wiecie, na czym rzecz polega. Jeżeli - podobnie jak ja - nie jesteście wielkimi fanami Mario i Pokemonów, to na Switchu pogracie głównie w odświeżone starocie oraz gry indie. Niby fajnie, niby baza gier jest bardzo duża, ale - jeśli podobnie jak ja - nie gracie na niczym poza Switchem, to z roku na rok coraz bardziej poczujecie, jak dużo was omija. No i tu pojawia się Steam Deck, cały na czarno, z gotowym rozwiązaniem.
Koniec końców kupiłem Steam Decka, ale wam go nie polecam.
W naszej redakcji ostatecznie to ja wyłożyłem pieniądze na Steam Decka, więc sprzęt zostaje u mnie. Jego problemy bynajmniej nie zniknęły, ale postanowiłem przymknąć na nie oko. Jednocześnie mam postanowienie, by korzystać ze Steam Decka zgodnie z nazwą, czyli jako Steam Deck. Nie Epic Deck, nie GOG Deck, nie Retro-konsolo-Deck, nie Yuzu-emulatoro-Switcho-Deck, nie Windows-11-Deck (brrr, aż mnie zmroziło), ale właśnie jako Steam Deck.
Mam sporo gier zebranych za darmo na Epicu, no ale trudno. Żeby nie kopać się ze Steam Deckiem, trzeba przestać traktować PC jako jedną platformę, a ograniczyć się do faktycznej platformy, jaką jest Steam. Co z tego, że fizycznie da się zainstalować launchery choćby wspomnianego Epica, skoro połowa gier nie działa, a druga połowa dwukrotnie szybciej drenuje akumulator? Po mojej pierwszej fazie testów powiedziałem "dziękuję" i nie mam zamiaru do tego wracać. "Now Steam is my best friend", cytując mema.
No to kupować tego Steam Decka czy nie?
Jeśli twoim hobby jest grzebanie w sprzęcie i oprogramowaniu, to kupuj, jakby miało nie być jutra. Będziesz zachwycony.
Jeśli jesteś graczem mającym pod ręką PlayStation 5, Xboxa Series X, Switcha OLED, a może jeszcze jakiegoś gamingowego peceta pod stołem, to daj sobie spokój. Masz już sprzęt do ogrywania nowości, bez wszystkich kompromisów Steam Decka.
A jeżeli - podobnie jak ja - koniecznie chcesz sprzęt handheldowy, to... raczej też nie kupuj Steam Decka. Zrób sobie prezent i kup Switcha, tak jak zrobiło już ok. 100 mln ludzi na świecie. Pograj na nim, pociesz się, a jak już przejdziesz wszystkie gry na wyłączność i zacznie ci doskwierać brak nowości, to właśnie wtedy zainteresuj się Steam Deckiem.