Ghost of Tsushima trafi na PC. I dobrze, bo gry na wyłączność to nonsens, który musi zniknąć
Jakiś czas temu za sprawą wycieku informacji z usługi GeForce Now dowiedzieliśmy się, że na pecety zmierza sporo tytułów, które dotychczas były dostępne wyłącznie na konsolach PlayStation. Potwierdził się już m.in. God of War, a teraz dowiadujemy się, że już tylko nieco ponad miesiąc dzieli nas od premiery innego megahitu na Steamie. Ghost of Tsushima zmierza na PC.
W sieci właśnie pojawiła się reklama, według której Ghost of Tsushima: Director’s Cut trafi na Steama już za kilka tygodni. Wydany w 2020 r. tytuł na wyłączność dla konsoli PS4 trafia na komputery osobiste w zaskakująco krótkim czasie od premiery, co pokazuje nie tylko zmianę strategii Sony, jeśli chodzi o ich ekskluziwy, ale też kolejny raz zmusza do refleksji, jakim nonsensem są gry na wyłączność.
Ghost of Tsushima na PC. Premiera już w lutym.
Według nieoficjalnych informacji, Ghost of Tsushima na PC trafi do biblioteki Steama już 7 lutego. Jeśli przecieki mają jakieś odzwierciedlenie w rzeczywistości, to o ich prawdziwości powinniśmy się przekonać już za kilka dni, bo zwykle gry dostępne na Steamie trafiają tam z wyprzedzeniem, by gracze mogli zamówić je w przedsprzedaży lub dodać do listy życzeń.
Jako zatwardziały pececiarz bardzo się cieszę z tej premiery, bo Ghost of Tsushima są jednym z nielicznych tytułów na wyłączność z konsoli Sony, w który naprawdę chciałem zagrać, lecz 1-2 gry to za mało, by specjalnie dla nich kupować konsolę. Niebywale klimatyczna opowieść o samurajach ma w sobie jednak urok, którego (dla mnie) nie ma ani God of War, ani Spider-Man, a co ważniejsze – nie licząc Sekiro nie ma na komputerach osobistych tytułu o zbliżonym klimacie i mechanice. Będzie to więc bardzo wartościowy dodatek do pecetowej biblioteki gier i cieszy fakt, że Sony (prawdopodobnie) zdecydowało się na tak szybkie przeniesienie jednego z najgłośniejszych tytułów z PS4 na pecety.
Gry na wyłączność to nonsens, który musi zniknąć.
Przez lata gry na wyłączność były mechanizmem napędowym sprzedaży konsol. Co prawda nigdy tego nie szanowałem, gdy jako pececiarz musiałem obchodzić się smakiem, ale rozumiałem biznesową zasadność tych posunięć. Graczy było niewielu, producenci konsol i samych gier musieli walczyć o ich uwagę, a gry pełniące rolę „system-sellerów” były ku temu najlepszym i najbardziej skutecznym sposobem.
Dziś jednak gry na wyłączność nie mają absolutnie żadnego sensu. Według statystki mamy na świecie blisko 3 mld graczy, a gry wideo są największą i najbardziej dochodową gałęzią przemysłu rozrywkowego. Gracze są też coraz bardziej zamożni i wielu z nich nie zastanawia się już, czy kupić Xboxa, PlayStation, czy Nintendo – po prostu kupują wszystkie.
O ile jako dziennikarz rozumiem zależności biznesowe, przez które gry na wyłączność jeszcze długo z nami zostaną, tak jako gracz, a zwłaszcza jako pececiarz, jestem zdegustowany. Dlaczego w 2021 r. producenci sprzętu nadal każą mi wybierać, na czym mam grać? Gram na PC, bo tak mi wygodnie. Kto inny gra na Xboksie, jeszcze kto inny na PS5, a trzecia osoba wrzuca Switcha do plecaka. Jako gracz nie chcę być zmuszany do kupowania kilku sprzętów tylko po to, by na każdym z nich zagrać w 1-2 gry na wyłączność. Chciałbym móc zagrać na PC w Shin Megami Tensei V, które z niewiadomych względów jest dostępne wyłącznie na Switchu. Chciałbym zagrać w Personę 5, która nadal dostępna jest tylko na PlayStation. Chciałbym zagrać w szereg gier z poprzednich generacji konsol, które nigdy nie trafiły na PC i dostępne są wyłącznie w ramach wstecznej kompatybilności na Xboxach.
Niestety widzę, że trend wydawania gier na wyłączność nie słabnie, a wręcz przecieka do krainy pecetów. Każda z wiodących platform sprzedażowych chce mieć tytuły dostępne tylko u nich, więc w efekcie gracze tacy jak ja muszą mieć zainstalowanych sześć różnych programów uruchamiających, żeby móc oddać się ulubionej rozrywce. Nie mówiąc o tym, że w miarę jak w siłę będzie rósł cloud gaming, walka na tytuły ekskluzywne rozgorzeje na nowo, bo przecież każda usługa będzie chciała przyciągać graczy unikalną ofertą.
I chyba tylko jeden Microsoft spośród wszystkich branżowych gigantów rozumie, że w dzisiejszych czasach gracze powinni mieć wolność wyboru, więc większość gier dostępnych w abonamencie gamepass jest dostępnych zarówno na konsolach, jak i na PC, jak i w chmurze.
Nie mam złudzeń, że gry na wyłączność znikną. Nie znikną. To one napędzają sprzedaż urządzeń, budzą emocje wśród graczy i prowokują artykuły takie jak ten. Mam jednak cichą nadzieję, że o ile producenci konsol będą się bili między sobą, tak zostawią nas, pececiarzy w spokoju i – nawet jeśli będzie się to działo z opóźnieniem – będą wydawać swoje gry także na komputery osobiste. Czekam na premierę Ghost of Tsushima na Steamie i liczę na więcej.