REKLAMA

Ktoś w Ameryce zepsuł internet, więc ja we Wrocławiu nie mogę zgasić światła - historia prawdziwa

Popołudnie jak każde inne - włączam projektor, wskakuję na rower wpięty w trenażer, wkładam do uszu słuchawki i wydaje magiczną komendę, która zazwyczaj sprawia, że Alexa gasi wszystkie światła w salonie. Tym razem było jednak inaczej.

Ktoś w Ameryce zepsuł internet, więc ja we Wrocławiu nie mogę zgasić światła
REKLAMA

Tym razem nic się nie stało.

REKLAMA

Nic. Zupełnie nic. Światła, jak świeciły wcześniej, tak kontynuowały swoją misję rozpraszania mroku, który akurat w tym przypadku był jak najbardziej pożądany.

Ponowiłem komendę, zakładając, że Alexa może niedosłyszała. Albo że mój raczej przeciętny angielski sprawił jej problem i np. pomyliła "on" z "off" i włączyła światła, która są już włączone - raz na kilkaset komend tak się zdarza, więc może to i ten przypadek.

Nic. Zero reakcji.

Zsiadłem więc z roweru i podszedłem do siedziby mojej Alexy tak, żeby sprawdzić, czy w ogóle działa - może kot wyciągnął wtyczkę z gniazdka czy coś. - Alexa - powiedziałem, po czym przekonałem się, że wszystko jest ok, widząc LED-owy pierścień zapalający się u podstawy. - Zgaś światła - rozkazałem, licząc na to, że tym razem wszystko będzie już jak trzeba i to tylko tymczasowa czkawka albo inna słabość.

Nic się nie stało.

To znaczy stało się - LED-owe oświetlenie podstawy Echo migało i tańczyło kolorami. Migało i migało. I poza tym nie działo się nic ciekawego przez dłuższy moment.

W końcu jednak Alexa odzyskała głos i po tym niezbyt porywającym świetlnym pokazie z przykrością poinformowała mnie, że żadne moje światło nie odpowiada. Kolejna próba, tym razem z precyzyjną prośbą o to, żeby zgaszone zostały tylko światła w salonie, zakończyła się odpowiedzią, zgodnie z którą mojego salonu nie można znaleźć. Dość intrygujące, biorąc pod uwagę, że zarówno ja, jak i Alexa, a także wszystkie wywoływane światła, przełączniki i przypisane do nich mostki stały właśnie w tym salonie.

No nic, to sobie zgaszę z aplikacji, skoro Aleksie nie chce się pracować.

Uruchomiłem aplikację... tak, Alexy. I przywitał mnie taki widok:

 class="wp-image-1963847"

Trochę przeraził mnie fakt, że podłoga w łazience jest aktualnie niedostępna, więc na wszelki wypadek postanowiłem nie odwiedzać tego pomieszczenia aż do wyjaśnienia problemu.

Nikt w końcu nie lubi pomieszczeń bez podłogi - szczególnie wtedy, kiedy na dworze jest kilka stopni poniżej zera.

Inna sprawa, że w tym momencie zacząłem sobie zdawać sprawę, że chyba straciłem na tę zabawę więcej czasu, niż zajęłoby mi wyłączenie świateł dwoma przełącznikami, które mam w salonie.

Co się właściwie stało?

Padły usługi Amazonu - zdarza się. Trzeba się niestety pogodzić z tym, że nic, co jest w internecie, nie będzie miało absolutnie nieprzerwanego czasu działania i zawsze będzie na wyciągnięcie ręki.

Pół biedy, jeśli jest to aplikacja do przeglądania śmiesznych zdjęć w interncie. Gorzej, kiedy w grę zaczynają wchodzić smart domowe sprzęty.

Aczkolwiek... jest tu trochę dramatyzowania. Choć jest też i nauka na przyszłość.

Moja pierwsza obserwacja - niesamowicie łatwo przyzwyczaić się do smart domu. Przykładowo gaszenie światła komendą głosową stało się dla mnie tak oczywistym sposobem interakcji z oświetleniem (jakkolwiek to brzmi), że zamiast od razu wybrać alternatywne rozwiązanie - rzuciłem się do poszukiwania przyczyn awarii, żeby jak najszybciej powrócić do stanu zero, czyli stanu, kiedy wszystko działa. Co - żeby oddać Amazonowi i Alexie sprawiedliwość - jest standem normalnym przez zdecydowaną większość czasu.

Druga obserwacja - smart dom bez lokalnego dostępu jest trochę niepełnosprawny, a zapasowa warstwa nigdy nikomu nie zaszkodziła. I tak chociażby problem z Alexą nie był tak naprawdę problemem ze zgaszeniem światła - co najwyżej utrudnieniem związanym z obsługą głosową. Kiedy bowiem zorientowałem się, że z Alexą sobie dzisiaj nie pogadam, po prostu uruchomiłem aplikację Fibaro i pyk - gotowe, światła zgaszone. Mniej wygodnie, ale zgaszone.

REKLAMA

Jest też i trzecia obserwacja, która w sumie towarzyszyła mi od samego początku budowania smart domu: wszystko musi mieć jeszcze jedna warstwę zapasową - w postaci fizycznego przycisku, przełącznika czy klucza. I tak, gdybym chciał, mógłbym w każdej chwili zgasić lub zapalić światło fizycznym przełącznikiem na ścianie. Gdyby kiedyś zbuntował się mój zamek do drzwi, sterowany na co dzień z aplikacji, otworzyłbym go kluczem i bez problemu wszedł do domu.

Bo owszem - smart dom jest cudowny. Ale cudownie jest też mieć np. kontrolę nad światłem, kiedy ktoś w Stanach popsuje na chwilę internet...

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA