REKLAMA

Olali zakazy, żeby zrobić sobie sesję przy gniazdach chronionych ptaków. Jeden z nich padł

Czego nie zrobi się dla lajków na Instagramie? Para postanowiła zabawić się w ekipę filmu przyrodniczego. Ominęli wszelkie zakazy w rezerwacie Mewia Łacha i weszli na niedozwolony teren, płosząc zwierzęta.

ptaki
REKLAMA

Sprawę nagłośnił facebookowy profil Chronimy Naturę na Wybrzeżu - Grupa Badawcza Ptaków Wodnych „Kuling”. Cała sytuacja to popis głupoty i skrajnej nieodpowiedzialności, który zakończył się fatalnie dla jednego z chronionych ptaków.

REKLAMA

Selfie na Instagramie okazało się ważniejsze niż życie chronionych ptaków

Para turystów przeszła przez szlaban z zakazem, płot z tablicą informacyjną o siedlisku ptaków, ominęła kolejną tablicę, kolejny płot i zaczęła spacerować po zamkniętej części rezerwatu, na której są gniazda ptaków na piasku. Obecne są już też pisklaki .

– informuje strona Chronimy Naturę na Wybrzeżu - Grupa Badawcza Ptaków Wodnych "Kuling"

Chroniony teren stał się miejscem sesji zdjęciowej przy koszu nagniazdowym sieweczki obrożnej. Jak wyjaśnia serwis chronbaltyk.pl, populacja sieweczki obrożnej w Polsce maleje z każdym rokiem. Obecnie nie przekracza 250-300 par lęgowych, a populacja pomorska liczy ok. 60 par.

W celu ochrony zamontowano właśnie specjalne kosze, zapewniające ochronę podczas okresu inkubacji. Dzięki nim gniazda są zabezpieczone przed lisami czy ptakami. Niestety, na największego szkodnika, jakim jest człowiek, jak widać to za mało.

Profil Chrońmy naturę na Wybrzeżu relacjonuje, że schwytany przez turystów ptak był „w złej formie, ponieważ nie miał siły uciekać”. To jeden ze sposobów sieweczki na obronę przed silniejszymi – udają, że są ranne lub wyczerpane. W tym przypadku stres był jednak za duży, bo ptak został znaleziony następnego dnia martwy.

„Poziom ignorancji i braku poszanowania dla zwierząt osiągnął już chyba szczyt”

– piszą osoby odpowiedzialne za nagłośnienie sprawy
REKLAMA

Trudno jest się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Niestety od dawna wiemy, że turyści za nic mają ograniczenia i zakazy – gdy w grę wchodzi efektowna fotka na Instagram, znaki „stop” stają się niewidzialne.

Czasami przez to nieodpowiedzialni turyści wpadają we własne sidła. Dla Tatrzańskiego Parku Narodowego fotki w mediach społecznościowych to cenny dowód na to, że dana osoba złamała prawo – na przykład wchodząc tam, gdzie nie wolno. Akcja w stylu ZUS-u i przeszukiwanie Facebooka kończy się mandatem i być może nauczką, że należy respektować przepisy. Problem w tym, że czasami na oświecenie będzie za późno, jak w przypadku poszkodowanego ptaka.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA