Rząd planuje superszybką kolej. Będzie... wolniejsza od założeń Pendolino
„Stawiamy na kolej” – powiedział premier Mateusz Morawiecki. Potwierdzeniem tego planu ma być Kolej Dużych Prędkości, która na samym początku skróci podróż z Warszawy do Łodzi. Kiedy my zachwycamy się 250 km/h, świat rozpędza się do ponad 600 km/h. Czy u nas takie prędkości są możliwe?
Już wcześniej PKP Intercity zapowiedziało przygotowanie przetargu na dostawę 15 elektrycznych zespołów trakcyjnych rozwijających prędkość 250 km/h. Wszystko z myślą o Kolei Dużej Prędkości. W tym tygodniu zapowiedziano, że trasa z Warszawy do Łodzi zajmie raptem 45 minut, zahaczając Centralny Port Komunikacyjny. Obecnie średnia to ok. 1 godziny i 30 minut.
Tak podróżować mamy od 2027 roku. Łącznie rząd zapowiedział do 2034 r. budowę 1800 km nowych linii. Na każdej pociągi rozpędzą się do wspomnianych 250 km/h.
To wolniej niż Pendolino, które potem… nigdy już tak nie pojechało
W 2013 roku w ramach testów na Centralnej Magistrali Kolejowej Pendolino rozpędziło się do rekordowych 291 km/h. Przy tych osiągach Kolej Dużej Prędkości blednie, ale to był akurat wyjątek. Pendolino przez lata miało problem w Polsce, by dociągnąć chociaż do 200 km/h.
Dopiero pod koniec listopada potwierdzono, że podróż z Warszawy do Gdańska zajmie dwie i pół godziny. W grudniowym rozkładzie wprowadzono zmiany, dzięki którym na większej liczbie tras maszyna jeżdżąca po Polsce od 2013 roku mogła rozpędzić się do 200 km/h. Wcześniej taka prędkość rozwijana była jedynie w ramach Centralnej Magistrali Kolejowej na odcinkach Psary-Włoszczowa oraz Idzikowice-Korytowo.
Fakt, że skład Pendolino zmierzający do Gdańska będzie utrzymywał prędkość 200 km/h przez 28 kilometrów, najlepiej pokazuje, że polska kolej potrzebuje nowych inwestycji.
Wypadają jednak one trochę blado, jeśli spojrzymy na inne kraje
Na początku roku Chińczycy pochwalili się prototypem pociągu Maglev HTS, który będzie mógł pojechać 620 km/h. Na tory maszyna ma wyjechać nie później niż za trzy lata.
Dla Chin takie osiągnięcia to nic nowego. Już od kilku lat dysponują koleją magnetyczną rozpędzającą się do 440 km/h.
Porównywanie się z Chinami niejednego może wpędzić w kompleksy, ale przykładami możemy rzucać dalej. Austriacy, także przez Polskę, chcieli budować szybką kolej, której maksymalna prędkość osiągnie 350 km/h. 250 km/h, które dla nas będzie sufitem, dla tego projektem miało być raczej podłogą.
Francja od dawna ma TGV, a nawet Niemcy, kojarzone raczej z samochodami, także przed laty zainwestowały w kolej, dzięki której podróżuje się tam z prędkością przeszło 300 km/h. Mówimy tutaj o istniejących rozwiązaniach. Tymczasem my szykujemy się do nowej inwestycji, która jednak starych rekordów bić nie zamierza. Bliżej nam do wschodu niż zachodu – na początku 2021 roku Ukraina pochwaliła się planami inwestycyjnymi, wśród których wymieniano pociągi jadące znajome nam 250 km/h.
Polsce superszybkie pociągi… niepotrzebne
250 km/h w zupełności nam wystarczy – mówił swego czasu Mikołaj Wild, pełnomocnik rządu ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego. Jego zdaniem liczy się nie to, ile pociąg jedzie, ale… czy w ogóle jedzie.
Na pierwszy rzut oka to banalne i wręcz oczywiste stwierdzenie, zgodzi się z tym każdy, kto kiedykolwiek stał w szczerym polu i czekał na przejazd innego składu, bo akurat na trasie przeprowadzane były remonty.
Jako kraj, i takie też mamy informacje zwrotne ze strony przemysłu, nie jesteśmy, w mojej ocenie, gotowi na wejście w komunikację przekraczającą 250 km/h – mówił w 2018 roku Wild.
Koszty budowy torów pozwalających jechać np. 350 km/h byłby dużo większe. Tymczasem, przypominał Wild, różnica 100 km/h to raptem 19 minut krótsza droga z Warszawy do Poznania. - Powstaje pytanie, czy jako państwo jesteśmy gotowi ponosić wyraźnie wyższe koszty w imię tych 19 minut – podsumował.
Podróż z większości dużych polskich miast, za wyjątkiem Szczecina, do Centralnego Portu Komunikacyjnego ma zająć od 2 do 2,5 godzin. Podróżowanie po Polsce więc znacząco się skróci, mimo że nie osiągniemy takich prędkości jak Chiny, Japonia czy Niemcy.
To nie znaczy, że ambitnych planów nigdy nie było
Jeszcze w 2008 zakładano, że Polskę przetnie „linia Y” – łącząca Wrocław, Poznań, Łódź i Warszawę. Pociągi na tej trasie miały jechać 350 km/h. Ostatecznie projekt wyewoluował i centrum będzie CPK, do którego dojadą składy z większości polskich miast. Ale będą maksymalnie jechać o 100 km/h mniej.
Dziś odważnie o przyszłości wypowiada się Nevomo, czyli dawne HyperPoland. Polacy byli zafascynowani technologią Hyperloop, ale trochę ją zmodyfikowali. Dzięki rozwiązaniu, nad którym pracują, z tych samych torów korzystały będą konwencjonalne pociągi (oparte o „tarcie stali o stal”), jak i te magnetyczne. Sam projekt jest jednak w powijakach, niedawno firma zbierała pieniądze na budowę pełnoskalowego toru testowego magrail.
Celem jest bardzo duża prędkość: nawet 550 km/h. Śnić można, ale póki co lepiej naszykować się na szarą rzeczywistość i 250 km/h.