Nowy Ład to dorzynanie polskiej przedsiębiorczości, czyli naszej realnej klasy średniej
Chciałem przeczekać kilka dni i zobaczyć, czy wkurw mi minie, bym nie musiał pisać tego felietonu. Nie minął jednak. Wręcz przeciwnie - im więcej wiem o planach rządu, im więcej czytam wywiadów z prezesem Kaczyńskim, tym większy wkurw mnie ogarnia.
Muszę to napisać - to, co zostało zaproponowane, to realne dorżnięcie polskiej przedsiębiorczości. Tej małej i średniej klasy przedsiębiorców, którzy z takim trudem i znojem budowali swoją pozycję od 2004 r., gdy udostępniono w Polsce podatek liniowy dla osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą.
Jeśli w 2022 r. Nowy Ład wejdzie w formie, w której planuje go PiS, to będzie to symboliczny koniec podatku liniowego w Polsce i tym samym koniec marzeń o realnej i silnej klasie średniej w naszym kraju.
Bo umówmy się - bzdury opowiadane przez premiera o tym, że zarabiający 4 - 5 tys. zł netto to dziś w Polsce klasa średnia, kwitowane są uśmiechem politowania nawet przez zagorzałych fanów Zjednoczonej Prawicy. Kruchą klasę średnią stanowią mali i średni przedsiębiorcy, w głównej mierze właśnie na działalności gospodarczej, których średni dochód netto to kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie.
Czy to dużo? Nie, w porównaniu do podobnie definiowanej klasy średniej w państwach Europy Zachodniej, to wciąż zatrważająco mało. A to właśnie na barkach tych osób w głównej mierze opiera się utrzymanie dzisiaj funkcjonowania państwa. I - tego politycy PiS-u w ogóle nie kryją - to oni zapłacą w 90 proc. za sfinansowanie Nowego Ładu.
Podatek liniowy był największym polskim osiągnięciem gospodarczym po 1989 r.
Wprowadzony w 2004 r. podatek liniowy dla osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą był najważniejszą zmianą pro-rynkową od upadku komunizmu w 1989 r. Co więcej, była to znakomita decyzja, która pchnęła Polskę na szybkie tory rozwoju gospodarczego (wraz z morzem pieniędzy od Unii Europejskiej). Dzięki niej Polacy uczyli się przedsiębiorczości, czyli czegoś, co było tłamszone przez pół wieku w czasach komunizmu.
Łatwość podjęcia działalności gospodarczej i przejrzystość podatku liniowego były największymi zachętami do aktywności biznesowej i ryzyka. To w dużej mierze podatek liniowy wyrównywał szansę i - wbrew temu co dziś opowiada młoda lewica (głównie na Twitterze) - dawał szansę ludziom bez pieniędzy i pochodzenia na szybki przeskok do lepszego życia. Dzięki temu tworzyły się zalążki realnej nowoczesnej klasy średniej XXI w. - młodej, wykształconej i aktywnej. To tu właśnie kumulowała się nowa polska inteligencja i to wcale niekoniecznie li tylko z dużych aglomeracji miejskich.
I jakież było zaskoczenie, gdy okazało się, że wpływy z podatku liniowego są tak wysokie, że przekraczają najśmielsze estymacje rządzących! Dlaczego? Bo zadziałał tu najprostszy mechanizm z możliwych - jeśli widzimy, że podatek jest w miarę rozsądny i przejrzyście skonstruowany, to nie kombinujemy i go płacimy.
Nowy Ład to faktyczna likwidacja podatku liniowego!
Dziś przedsiębiorca na liniówce płaci 19 proc. Po zmianach zapłaci 28 proc. (19 proc. podatku + 9 proc. nowej składki zdrowotnej, która de facto jest podatkiem). Co więcej, nie odliczy od dochodu ani złotówki z całości 28-proc. podatku.
Powiecie: to wyrównanie skali podatkowej z zarabiającymi na etacie! To bzdura na resorach. Już tłumaczę dlaczego.
W odróżnieniu od osób zatrudnionych na etat (czy w innych formach zatrudnienia), przedsiębiorcy generują podatek VAT, w znacznej większości w wysokości 23 proc. Oczywiście nie jest to pieniądz przedsiębiorcy, jest to swoisty narzut państwa na operacje biznesowe. Jest to jednak wartość dodana, którą ci przedsiębiorcy generują - bez nich tego podatku VAT by nie było.
Można więc przyjąć, że realnie z każdego 1000 zł zarobionego netto przez przedsiębiorcę na podatku liniowym państwo dostawało 420 zł (190 zł podatku dochodowego oraz 230 zł wygenerowanego podatku VAT), czyli de facto aż 42 proc.! Owszem część tego „podatku” można było obniżyć poprzez koszty, ale każdy przedsiębiorca wie, że im więcej przychodu, tym trudniej jest zrobić koszty realnie obniżające wartość podatku. I chyba każdy przedsiębiorca chce mieć sporą nadwyżkę przychodów nad kosztami. Po wejściu Nowego Ładu z każdego 1000 zł zarobionego przez przedsiębiorcę państwo zbierze 51 proc.! (19 proc. podatku dochodowego, 9 proc. składki zdrowotnej od dochodu, 23 proc. VAT-u).
I co, dalej uważacie, że przedsiębiorcy płacą proporcjonalnie mniej podatku?
Nie dość, że przedsiębiorcy realnie kwotowo (i upieram się, że procentowo też) wpłacają najwięcej do Skarbu Państwa, to jeszcze ponoszą największe ryzyko, nieporównywalne z tym, które ponoszą zatrudnieni na etat. Dotyczy to szczególnie tych na działalności gospodarczej, bo oni odpowiadają całym swoim majątkiem przed wierzycielami (w tym przed Państwem). Każdy przedsiębiorca wie, że jego praca nie kończy się nigdy - pracuje od świtu do nocy, z tyłu głowy mając zawsze dobro swojej firmy. To obciążenie psychiczne (i fizyczne też) o ogromnym bagażu znaczeniowym.
Jeśli nie zabiła cię pandemia, to zabije cię Nowy Ład
Co ciekawe, uderzenie w polski mały i średni biznes przychodzi w momencie, gdy jest on w dużej mierze na deskach. Przez półtora roku znaczna część polskiego biznesu nie działała przecież ze względu na ograniczenia pandemiczne wprowadzone przez rząd.
Jak wszyscy dobrze wiemy, spora część obostrzeń dla przedsiębiorców była absurdalnie głupia, a pieniądze na przetrwanie były - łagodnie mówiąc - rozdawane przez państwo na chybił trafił. I gdy już się wydawało, że w drugiej połowie 2021 r. jest szansa na wyjście polskiego małego i średniego biznesu na powierzchnię, od nowego roku przyjdzie zabójczy cios w postaci Nowego Ładu.
Zamach na przedsiębiorczość
Nie chodzi nawet o to, że Nowy ład postuluje zabranie dużych pieniędzy aktywnym i przedsiębiorczym, i rozdanie ich tym, którzy w znaczniej mierze aktywni i przedsiębiorczy nie są. Gorsze jest to, że Nowy Ład zabije ducha przedsiębiorczości w narodzie.
Mając z tyłu głowy potężne potencjalne obciążenia fiskalne, znacznie mniej osób będzie w ogóle chciało podejmować ryzyko działalności gospodarczej, nie mówiąc już o tym, że szalejące rozdawnictwo pieniędzy po prostu rozleniwia społeczeństwo. Stąd o krok od tego, byśmy tę kruchą klasę średnią w Polsce w ogóle rozbili w pył i doprowadzili do sytuacji, w której naprawdę mamy tylko tych super bogatych i biednych, oczywiście obok kasty ludzi z partii i ich rodzin na synekurach.
Pozwólcie, że na koniec zwrócę się personalnie do wicepremiera Gowina
Panie Gowin, gdzieżeś pan jest? Obiecywałeś pan bronić polskich przedsiębiorców przez zapędami populistów. I co? Podpisujesz się pan teraz pod największym zamachem na polski mały i średni biznes od czasów komunizmu. Idź pan w …. .