Tym powerbankiem naładujesz nawet gamingowy laptop. Xtorm Titan - recenzja
Waży ponad 500g, kosztuje ponad 500 zł, ale możesz nim naładować nawet gamingowy laptop. Xtorm Titan to nie jest zwykły powerbank.
Przenośne akumulatory nie należą do najbardziej ekscytujących urządzeń, przyznaję. Sam mam ich w domu kilka, pamiętam nazwę może jednego z nich, a o ich istnieniu przypominam sobie zazwyczaj wtedy, gdy są na gwałt potrzebne (i zwykle okazują się rozładowane).
Xtorm Titan nie jest kolejnym zwykłym powerbankiem.
Po pierwsze: łatwo zapamiętać jego nazwę, co w świecie powerbanków jest rzadkością. Po drugie: trudno zapomnieć o jego istnieniu, bo jest naprawdę spory. Po trzecie: żeby go rozładować, trzeba się bardzo, ale to bardzo postarać.
Ma on bowiem pojemność aż 27200 mAh, co przekłada się na około 98,9 Wh - blisko górnego limitu wielkości akumulatora, jaki możemy legalnie wnieść na pokład samolotu.
Największym wyróżnikiem powerbanka Xtorm Titan nie jest jednak jego pojemność, lecz moc, z jaką ładuje urządzenia. To pierwszy powerbank z jakim miałem styczność, którym byłem w stanie naładować dosłownie każdy posiadany sprzęt.
Stworzony dla MacBooka, ale poradzi sobie też z gamingowym laptopem.
Powerbank Xtorm B304 Titan został stworzony z myślą przede wszystkim o użytkownikach mobilnych komputerów Apple’a, nawet tych 16-calowych. Dzięki wbudowanej funkcji Power Delivery, Xtorm Titan może podawać prąd o mocy nawet 100 W - większej, niż dołączona do zestawu ładowarka MacBooka Pro 16.
W obudowie banku mocy oprócz portu 100 W znajdziemy jeszcze trzy wejścia: USB-C podające prąd o mocy 60W oraz dwa porty USB-A z funkcją inteligentnego szybkiego ładowania, przeznaczone raczej do ładowania mniejszych urządzeń, jak smartfony czy tablety.
Wszystko to w obudowie mierzącej 23 x 92 x 179 mm i ważącej 558 g. To dużo, ale jak na tak ogromną pojemność i możliwości, zdecydowanie do przeżycia. Plus Xtorm Titan w razie zagrożenia może posłużyć jako broń obuchowa, bo nie dość, że ma sporą masę, to jeszcze jest nadspodziewanie solidny.
W pokaźnej obudowie znalazło się miejsce dla jeszcze jednej sztuczki - na jednej z krawędzi ukryto dwa przewody USB-C z obsługą funkcji Power Delivery. Do zestawu dołączony jest jeszcze jeden, nieco krótszy przewód USB-C do USB-A.
Xtorm Titan w praktyce - co naładujemy tym powerbankiem?
Jak pisałem wcześniej: wszystko. Producent zachwala, że przy użyciu portu 100 W naładujemy MacBooka Pro 16 w 1,5 godziny i… o dziwo ma pełną rację, jeśli zostawimy sobie lekki margines błędu. Gdy podłączyłem laptopa do ładowania, miał 10 proc. energii. 100 proc. osiągnął po 95 minutach.
Przy użyciu tego samego portu ładowałem też gamingowego laptopa Asus ROG Zephyrus G15, wyposażonego w procesor Ryzen 9 i grafikę GeForce RTX 3080. Naładowanie tego monstrum trwało około 75 minut, zaś po podłączeniu powerbanka w zauważalny sposób wzrosła też jego wydajność. Muszę jednak zaznaczyć, że 100 W mocy to wciąż za mało, by napędzić tak potężne podzespoły, bo maksymalny pobór mocy samej karty graficznej wynosi 130 W. Tym niemniej, jeśli podłączymy Xtorma Titan do laptopa wyposażonego w nieco mniej potężne GPU, chociażby takiego z grafiką GTX 1650 czy nawet 3060 Max-Q, powerbank poda laptopowi dość mocy, by móc korzystać z dedykowanej karty graficznej bez drenowania wbudowanego akumulatora. O ile oczywiście dany laptop wspiera ładowanie przez USB-C Power Delivery, co nadal nie jest standardem wśród sprzętu dla graczy.
Oczywiście Xtorm Titan służył mi też do ładowania mniejszych laptopów, obsługujących podaż prądu przez USB-C, jak również do ładowania telefonów. Nie ma też najmniejszego problemu, by ładować kilka urządzeń jednocześnie - naraz możemy wykorzystywać wszystkie porty i możemy doładowywać jednocześnie laptop i telefon. Choć maksymalna moc, jaką jest w stanie podać Xtorm Titan jednym złączem to 100 W, tak całość może podawać nawet 130 W. I tak na przykład w czasie testów zarówno podłączony MacBook Pro 16, jak i iPhone 12 Pro Max ładowały się z pełną dostępną prędkością.
O ironio, Xtorm Titan przyszedł mi z pomocą podczas wykonywania zdjęć, które towarzyszą tej recenzji. Razem z powerbankiem fotografowałem kilka innych sprzętów i niestety rozładował mi się aparat, a nie miałem ze sobą zapasowego akumulatora. Wystarczyło jednak podłączyć mojego Sony A7rIII na kilkanaście minut, by odzyskać dość energii, aby dokończyć zdjęcia (naładowanie do pełna trwałoby prawie 3 godziny, ale to już wina ograniczeń Sony, nie powerbanka).
Co bardzo miło mnie zaskoczyło, powerbank nie nagrzewa się do nieakceptowalnych poziomów podczas pracy, jak bardzo często ma to miejsce. Robi się ciepły, owszem, ale to tyle - nie ma ryzyka, że jeśli położymy go na notesie czy kawałku papieru, dojdzie do pożaru. Nie ma też ryzyka, że zapłonie sam powerbank, gdyż został on zabezpieczony przed przegrzaniem i przeładowaniem za pomocą chipa APM. W sytuacji zagrożenia urządzenie automatycznie odłączy dopływ i odpływ energii.
Jeszcze milej zaskoczył mnie czas ładowania, choć tu trzeba zaznaczyć, że wszystko zależy od zastosowanej ładowarki. Gdybym chciał naładować powerbank Xtorm Titan zwykłą ładowarką do smartfona, musiałbym przeznaczyć na to całą noc, jak nie więcej. Gdy jednak podłączyłem go do ładowarki MacBooka Pro 16 (moc 96 W), naładował się w nieco poniżej dwóch godzin. To znakomity wynik, jak na tak ogromny bank energii.
Czy warto kupić powerbank Xtorm Titan?
Jak zwykle wszystko zależy od indywidualnych potrzeb. Miło mi donieść, że Xtorm Titan nie ma ani jednej wady, która by go jednoznacznie dyskwalifikowała. Przez blisko miesiąc testów nie sprawiał najmniejszego problemu w działaniu, a gdybym się miał bardzo na siłę do czegoś przyczepić, to może tylko do białego plastiku na obudowie, który z biegiem lat z pewnością zacznie żółknąć. Wolałbym, żeby całość była pokryta szarym lub czarnym materiałem, ale to już kwestia indywidualnych preferencji.
Jedynym problemem praktycznym, jaki napotkałem, była długość zintegrowanych kabli - przy raptem 10 cm są one stanowczo zbyt krótkie, a także za mało giętkie. Może pojawić się problem, by naładować laptop na wąskim stoliku, bo zwyczajnie nie będzie gdzie położyć banku energii. To jednak można obejść dokupując dłuższy kabel na szczególne okazje, więc trudno to uznać za wielką wadę.
Oczywiście wielu klientów odbije się od ceny urządzenia. Xtorm Titan kosztuje prawie 600 zł, co dla przeciętnego konsumenta jest zaporową ceną za powerbank, zaś inni odbiją się od rozmiaru - takiego banku energii nie schowamy do kieszeni (choć do plecaka wejdzie już bez problemu).
Jest to jednak znakomity sprzęt dla podróżujących biznesmanów, a może w szczególności dla podróżujących fotografów. Dziś, kiedy każdego nowczesnego bezlusterkowca naładujemy przez USB-C, taki powerbank może być wybawieniem podczas zlecenia, jeśli nie zabierzemy ze sobą dostatecznego zapasu wymiennych akumulatorów. Wiem, że sam z przyjemnością zabrałbym ten sprzęt na wyjazd służbowy (gdy już wrócą wyjazdy służbowe, oczywiście), by w razie czego mieć czym naładować jednocześnie telefon, laptop i aparat.