Trzy lata temu zderzyły się dwie gwiazdy. To co z nich zostało, nie chce umrzeć i nikt nie wie dlaczego
Ponad trzy lata temu astronomowie po raz pierwszy zaobserwowali zarówno fale grawitacyjne jak i promieniowanie świetlne wyemitowane w zderzeniu dwóch gwiazd neutronowych. Problem w tym, że już dawno nie powinno być po nim śladu. A jest.
17 sierpnia 2017 r. to bardzo ważna data w historii astrofizyki. Po raz pierwszy astronomom udało się zaobserwować jedno zdarzenie jednocześnie w zakresie fal grawitacyjnych i w zakresie promieniowania elektromagnetycznego. Zdarzeniem tym było zderzenie dwóch gwiazd neutronowych, do którego doszło 130 mln lat świetlnych od Ziemi.
Zgodnie z przewidywaniami naukowców, promieniowanie rentgenowskie wyemitowane w tym zderzeniu osiągnęło maksymalną wartość sześć miesięcy później, po czym zaczęło słabnąć. Obserwacje zgadzały się z przewidywaniami teoretycznymi, dzięki czemu naukowcy byli przekonani, że udało im się opisać cały przebieg zderzenia gwiazd neutronowych.
Gwiazda nie chce umrzeć
To co pozostało po zderzeniu nie wzięło jednak pod uwagę oczekiwań naukowców znajdujących się na planecie odległej o miliony lat świetlnych i poszło swoją drogą.
Podczas dodatkowych obserwacji przeprowadzonych wiosną 2020 roku okazało się, że zamiast spodziewanej pustki, w miejscu zderzenia wciąż widać poświatę po wysokoenergetycznych dżetach materii wyemitowanych w zderzeniu. Tego akurat nikt się nie spodziewał, dlatego też naukowcy postanowili przeprowadzić dodatkowe obserwacje jeszcze raz w grudniu.
Jak można się spodziewać - silne promieniowanie rentgenowskie z miejsca, w którym doszło do zderzenia ponad 3 lata wcześniej, wciąż tam było. Kolejne obserwacje, które być może pozwolą odkryć rozwiązanie tej zagadki zaplanowane są dopiero na grudzień 2021 r.
Co tak naprawdę widzi Chandra?
Póki co astronomowie mogą jedynie spekulować. Być może jest to poświata po eksplozji kilonowej, a być może w zderzeniu powstała bardzo masywna gwiazda neutronowa. W tym pierwszym przypadku do promieniowania rentgenowskiego wkrótce powinno dołączyć radiowe, w tym drugim nie. Pod koniec roku powinniśmy mieć zatem odpowiedź.
Jeżeli okaże się, że faktycznie mamy do czynienia z masywną gwiazdą neutronową, to będzie to rekordzistka pod względem masy mieszcząca się gdzieś między największą znaną gwiazdą tego typu, a najmniejszą czarną dziurą. Jednocześnie nie będzie to rekordowa czarna dziura, bo ona nie mogłaby emitować obserwowanego promieniowania.
Niezależnie jednak od tego co to będzie, to będzie to coś nowego, czego wcześniej nikt nie obserwował. Astronomowie mogą zatem być zadowoleni.