Oszczędziłem 2000 zł na grach, stosując jeden prosty trick (zobacz jak). GamePass PC - opinia po roku
190 zł. Nie licząc dwóch tytułów kupionych gdzie indziej, tyle kosztowało mnie granie na PC przez ostatnie 10 miesięcy. Dzięki Xbox GamePass PC czuję się, jakbym grał za darmo.
Gdy Microsoft zaprezentował abonament GamePass na komputery osobiste, od razu wiedziałem, że to coś dla mnie. Gram dużo mniej niżbym chciał (wiecie, starość), ale nadal gry komputerowe są moją ulubioną formą rozrywki i taki abonament wydał mi się idealnym rozwiązaniem, by grać więcej, a na pewno by sprawdzić więcej gier, niż mógłbym sprawdzić, gdybym chciał je wszystkie kupić na własność.
Miałem rację. Odkąd płacę za GamePassa PC gram więcej, częściej i poznaję gry, których w innym wypadku z pewnością bym nie kupił, bo albo byłyby za drogie, albo (pozornie) niewarte uwagi.
Abonament GamePass PC opłacam od października 2019 r. Ostatnią opłatę uiściłem w ubiegłym miesiącu, gdyż podniosłem subskrypcję do poziomu Ultimate, w ramach której za 55 zł miesięcznie mogę grać nie tylko na pececie, ale także na konsoli i - co dla mniej najbardziej istotne - w chmurze, na smartfonie.
Przez 10 miesięcy płaciłem jednak zaledwie 18,99 zł za dostęp do grubo ponad setki gier. Łącznie zapłaciłem więc 190 zł.
Ile zaoszczędziłem grając poprzez Xbox GamePass PC?
Pomimo szczerych chęci, nie gram zbyt dużo. W ciągu 10 miesięcy sprawdziłem 18 gier. Nie wszystkie przeszedłem, w części spędziłem kilka godzin, a w części tylko kilka minut.
Zabawa w 18 produkcjach kosztowała mnie 190 zł. W nawiasie umieściłem ceny edycji cyfrowych dostępnych w sklepach na PC.
- Resident Evil 7 Biohazard (124 zł, Steam)
- Forza Horizon 4 (124 zł, Microsoft Store)
- Gears 5 (143 zł, Microsoft Store)
- Dirt Rally 2.0 (143 zł, Steam)
- MudRunner (100 zł, Steam)
- Ori and the Blind Forest: Definitive Edition (72 zł, Steam)
- Ori and the Will of the Wisps (108 zł, Steam)
- Super Lucky’s Tale (140 zł, Steam)
- Śródziemie: Cień Wojny (160 zł, Steam)
- The Messenger (72 zł, GOG)
- Shadow Warrior 2 (157 zł, GOG)
- Metro: Last Light Redux (72 zł, GOG)
- Hollow Knight (54 zł, Steam)
- Hellblade: Senua’s Sacrifice (100 zł, Microsoft Store)
- Lonely Mountains: Downhill (72 zł, Steam)
- Final Fantasy XV Windows Edition (126 zł)
- Darksiders III (215 zł, GOG)
- Age of Empires III: Definitive Edition (90 zł, Microsoft Store)
Nie licząc Control z dodatkami, które kupiłem w Epic Games Store, jak również kupionego na promocji AC: Origins w Steamie, te 190 zł były moimi jedynymi wydatkami na gry w ostatnim roku. Nadmienię też, że na Control z dwoma DLC oraz AC: Origins wydałem sumarycznie więcej niż na 10 miesięcy abonamentu GamePass. Control przeszedłem z przyjemnością. AC wynudził mnie śmiertelnie i po 10 godzinach odinstalowałem grę z komputera.
Oczywiście większość z powyższych gier można od czasu do czasu dorwać na promocji. Gdybym jednak chciał przez ostatni rok zagrać w te same 18 gier i kupić je w regularnej cenie, wydałbym łącznie… 2072 zł.
Korzystając z abonamentu GamePass PC oszczędziłem więc 1882 zł.
Naturalnie utopia grania za 19 zł miesięcznie kiedyś musiała się skończyć. Już w najbliższy czwartek Xbox GamePass PC wyjdzie z fazy beta, a jego cena wzrośnie do 39,99 zł miesięcznie. Jednak nawet gdyby cena wynosiła tyle od początku i gdybym płacił tyle co miesiąc od października, oszczędziłbym ok. 1672 zł.
Podnosząc poprzeczkę postanowiłem jeszcze podsumować, ile kosztowały mnie gry, które faktycznie przeszedłem, bo jest to koronny argument przeciwników abonamentu (co z tego, że masz dostęp do 200 gier, skoro przejdziesz tylko dwie).
Podsumujmy więc. Przeszedłem lub jestem bliski ukończenia tych produkcji:
- Ori and the Blind Forest: Definitive Edition (72 zł, Steam)
- Ori and the Will of the Wisps (108 zł, Steam)
- Super Lucky’s Tale (140 zł, Steam)
- Śródziemie: Cień Wojny (160 zł, Steam)
- Hollow Knight (54 zł, Steam)
- Hellblade: Senua’s Sacrifice (100 zł, Microsoft Store)
- Forza Horizon 4 (124 zł, Microsoft Store)
Doliczam Forzę, bo spędziłem w niej wiele godzin i wskakuję średnio raz na tydzień, by przejechać kilka wyścigów. Jak wiele samochodówek - to zabawa na długie miesiące. Resztę wymienionych gier albo zaraz ukończę (Ori and the WIll of The Wisps, Hollow Knight) lub przeszedłem (cała reszta).
Sumarycznie tylko na te gry musiałbym wydać 758 zł. Blisko czterokrotnie więcej niż wydałem na abonament w tym czasie. Ba - nawet gdybym uwzględnił tylko dwie gry, które dały mi najwięcej frajdy (Śródziemie: Cień Wojny oraz pierwszy Ori), musiałbym wydać 232 zł. Czyli nadal więcej, niż zapłaciłem za abonament.
Niekwantyfikowalna jest przy tym przyjemność z odkrywania gier, którym w innym przypadku nie dałbym szansy. Zwykle omijam szerokim łukiem indyki, a tymczasem świetnie bawiłem się w The Messenger i jeszcze lepiej w Hollow Knight. I już na pewno nie wydałbym pieniędzy na Super Lucky’s Tale, a tymczasem mogłem bez dodatkowych kosztów sterować pociesznym liskiem, ku uciesze mojego 9-letniego chrześniaka.
Nie jest to oczywiście usługa idealna.
Jak na fazę "beta" przystało, zdarzały się problemy z działaniem - kilka razy nie mogłem uruchomić zainstalowanej gry, kilkukrotnie zdarzyły się też problemy podczas pobierania, w wyniku których musiałem zaczynać pobieranie od nowa.
Niezmiennie irytujące jest też to, że w ustawieniach nie można zmienić lokalizacji instalowanych gier - jest ona taka sama, jak instalowanych aplikacji, więc domyślnie gry zapychają dysk systemowy.
Największy problem jaki doświadczyłem przez ostatnie miesiące dotyczy jednak synchronizacji między urządzeniami - testuję komputery, więc na każdym chciałem mieć dostęp do gier. Trzykrotnie zdarzyło się, że po zalogowaniu stany zapisu się nie zsynchronizowały, więc nie mogłem podjąć rozgrywki w uprzednim miejscu. Na szczęście oryginalny save pozostawał nienaruszony na moim prywatnym komputerze.
To jednak drobiazgi, które w skali ostatnich miesięcy nie mają dla mnie większego znaczenia. Z czasem usługa się rozwinie a problemy wieku dziecięcego znikną. Jak na początek: i tak jest dobrze.
GamePass to game-changer (zamierzona gra słów).
Microsoft nie zapłacił za powstanie tego tekstu. Nie musiał. Blisko rok z GamePassem zrobił ze mnie ewangelistę tego abonamentu na gry i niejako rykoszetem odbił się także na postrzeganie konsol nowej generacji.
Od pokazu nowych Xboksów na Slacku Spider’s Web nie milknie dyskusja o tym, czy Xbox ma szansę na dobry start w tej generacji. Koronnym argumentem są - jakżeby inaczej - gry na wyłączność, których Sony ma lub będzie miało wiele, a których Microsoft nie ma prawie wcale.
Tylko że… jakie znaczenie ma garstka drogich gier na wyłączność? Ok, entuzjaści i hardcore’owi gejmerzy na pewno zamienią 100 gier w abonamencie na jednego nowego Spidermana, ale czy przeciętnego konsumenta będzie to jakkolwiek obchodzić? Czy przeciętny konsument naprawdę powie „wolę nowe God of War” zamiast „wolę kilkaset gier za grosze”?
Dodajmy jeszcze, że od końca roku w GamePassie dostępne będą także gry z abonamentu EA Play, w tym Fifa, Madden i Simsy. Czy przeciętny konsument potrzebuje jakiegokolwiek dodatkowego argumentu?
Xbox Series S i rok abonamentu GamePass Ultimate będą razem kosztowały mniej niż prawdopodobna cena PS5 All-digital (1999 zł). Po roku z GamePassem na PC nie mam cienia wątpliwości, którą z nowych konsol bym wybrał.
Temat tego, która konsola lepiej się sprzeda, pozostawiam jednak ekspertom. Zapewne rację ma Szymon Radzewicz mówiąc, że PS5 i tak wygra ten wyścig, bo ma większą bazę lojalnych klientów posiadających PS4, które wygrało ubiegłą generację konsol z porażającą przewagą.
Dla mnie jednak GamePass to game-changer. Kosztująca śmieszne pieniądze przepustka do świata gier, który w innym wypadku zamknięty by był za rosnącymi cenami pojedynczych produkcji. Dodajmy do tego jeszcze startującego dziś xClouda (strumieniowanie gier na urządzeniach mobilnych) i nie mam więcej pytań. Moje 55 zł miesięcznie za GamePass Ultimate już mają.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj Spider's Web w Google News.