REKLAMA

Zamawianie vegeburgerów to nie jest bułka z masłem. A przynajmniej nie na warszawskim Mordorze

Ostatnio na polskim rynku pojawiło się kilka nowych burgerów bez mięsa. Postanowiłem dać im wreszcie szansę, ale zamówienie ich do domu to droga przez mękę.

hamburger
REKLAMA

W ofercie polskich burgerowni od dawien dawna dostępne są bezmięsne dania, w tym wegeteriańskie i wegańskie. Wołowinę i kurczaka zastępuje w nich kawałek sera albo soja czy tam inna ciecierzyca. Ba, powstały lokale, w których z założenia sprzedawane są jedynie bezmięsne burgery.

REKLAMA

Ostatnio tematem zainteresowały się nawet typowe sieciówki, a na tym rynku zaczęły działać… startupy. Nowe firmy prześcigają się w tworzeniu kolejnych mieszanek, które mają po przyrządzeniu do złudzenia przypominać mięso - zarówno pod względem konsystencji oraz smaku, jak i wyglądu.

Bezmięsne burgery chodziły za mną od tygodnia za sprawą sieci Burger King.

Big King jest moją ulubioną klasyczną kanapką z sieciówki. Niezwykle zaintrygował mnie Halloumi King od Burger Kinga, ale to burger, w którym pierwsze skrzypce zamiast mięsa gra ser. Niestety nadal nie ma u nas Impossible Whoppera na bazie Impossible Burgera, który okazał się hitem w Stanach Zjednoczonych.

Warto dodać, że niedawno pojawiła się ponownie budząca co roku ogromne emocje sezonowa Kanapka Drwala w McDonald’s - w tym roku również w wersji bez mięsa. Chociaż zjadłem ją ze smakiem, to akurat w tym burgerze wołowina nie była nigdy najważniejszym składnikiem - jest nim przecież ten ogromny plaster zapiekanego sera.

Na naszym rynku pojawił się za to Rebel Whopper.

Burger King nie czekał na wejście firmy Impossible Foods na polski rynek i sprowadził do nas kanapkę, która wcześniej przypadła do gustu klientom w Szwecji oraz w Australii. Rebel Whopper to niemal klasyczny Whopper, w którym mięso zastąpiła mieszanka warzyw firmy Unilever.

Kanapkę miałem okazję spróbować w miniony czwartek i byłem mile zaskoczony. Bezmięsnego kotleta nie sposób - przynajmniej na razie - pomylić z mięsem, ale jest naprawdę bardzo smaczny. I tak jak wcześniej byłem wegesceptykiem, tak Rebel Whopper narobił mi smaka na inne produkty tego typu.

Postanowiłem popróbować różnych kanapek tego typu i niestety tutaj zaczęły się schody.

Mieszkam na warszawskim Mordorze, więc wydawałoby się, że z zamawianiem jedzenia do domu nie będę miał problemu. Niestety nic bardziej mylnego. Chociaż w piątek weszła do sprzedaży kanapka o nazwie Power Plant we wszystkich lokalach sieci Bobby Burger, to nie było mi dane tego dnia jej spróbować.

Wszystko przez to, że systemy zamawiania jedzenia w Polsce są do kitu i jest ich za dużo. Sam do zamawiania posiłków wykorzystuję aplikację Uber Eats, a czasem wspomagam się Pyszne.pl oraz Pizza Portal, ale w naszym kraju działa też Wolt oraz niedawno pojawiło się Glovo, a na tym pewnie nie koniec.

Do tego wiele restauracji udostępnia swoje własne systemy zamówień na stronach internetowych oraz aplikacje mobilne.

Zrobiła się z tego taka klęska urodzaju. Myślałem, że za kwadrans dziewiąta zamówię sobie na kolację wegańskiego Power Planta z Bobby Burgera poprzez aplikację Uber Eats. Niestety restauracja nie dba o to, by jej menu było aktualne. W aplikacji brakowało wielu dań, w tym właśnie nowej wegańskiej kanapki.

Wiem, że to problem pierwszego świata. Niezrażony zadzwoniłem więc do knajpy. Niestety okoliczny lokal miał już wyłączony numer, a na wiadomości na Facebooku odpowiedź też nie przyszła na czas. Podczas moich poszukiwań innych opcji zamówienia kolacji wybiła zaś 21:00, a o tej porze sieć przestaje przyjmować zamówienia.

Burgera zamówiłem dopiero kolejnego dnia i to też nie bez komplikacji.

Chociaż support sieci Bobby Burger odpisał mi rano na Facebooku, że wszystko powinno być już w porządku, to kolejnego dnia menu w Uber Eats nadal było wybrakowane. Spróbowałem zamówić kanapkę przez stronę i bodaj szósty raz w ciągu dwóch dni skompletowałem zamówienie, by się dowiedzieć, że nie zostanie dostarczone.

Po wpisaniu adresu strona wskazała mi lokal Bobby Burger znajdujący się najbliżej domu. Problem w tym, że akurat ten punkt został oznaczony jako nierealizujący dostaw. Udało mi się zamówić Power Planta dopiero w aplikacji Pyszne, gdzie mogłem wybrać dostawę z nieco bardziej oddalonego od siebie punktu.

Swoją drogą z tego miejsca chciałbym pogratulować ekipie Pyszne.pl.

Kolejny raz dostawca przyjechał… ponad godzinę przed czasem. Szkoda tylko, że w zasadzie zawsze portal podaje odległy termin - zwykle jest to od 1,5 do 2 godz. od złożenia zamówienia. Ten czas to nie jest estymacja, która bierze pod uwagę obłożenie knajpy i korki, tylko taki tyłkochron dla knajpy.

Dzięki temu statystyki pod koniec miesiąca pewnie są super - strzelam, że portal rejestruje znacznie mniej spóźnionych dostaw niż konkurencja, która faktycznie stara się przewidzieć realny czas dostawy. Z perspektywy klienta taka informacja jest jednak całkowicie bezużyteczna.

Jedzenie dojechało, kanapka była smaczna, ale przysłowiowy niesmak pozostał.

I to wcale nie chodzi o ten nieszczęsny czas dostawy. Nie pierwszy raz zamawiam jedzenie z Pyszne.pl i byłem gotów odebrać je wcześniej. Czuję się nieco naciągnięty. Nie mogłem złożyć zamówienia bezpośrednio na stronie Bobby’ego Burgera, bo witryna dobrała pod mój adres lokal, który nie świadczy usług dowozu.

Z innego lokalu mogłem skorzystać wyłącznie poprzez pośrednika, u którego produkty zostały wycenione drożej, a do tego trzeba było dopłacić za dostawę. Szkoda już wspominać ponownie o tym, ile razy w ciągu dwóch dni komponowałem to samo zamówienie, by dopiero potem się dowiedzieć, że coś znowu jest nie tak.

To nie jest jednak problem z jedną konkretną knajpą.

Istnieje po prostu zbyt wiele sposobów na to, by zamówić jedzenie w Warszawie. Jeśli mam ochotę na żarcie z konkretnej knajpy, to nigdy nie wiem, który agregator ofert uruchomić na swoim telefonie. Doszliśmy do momentu, że przydałby się nam agregator dla agregatorów. To jakiś paradoks.

Paradoksalnie też sytuacja może wyglądać znacznie lepiej w nieco bardziej oddalonych od centrum dzielnicach stolicy oraz w mniejszych miastach, gdzie nie funkcjonuje aż tylu partnerów dla restauracji, co w Warszawie. Ze swojej perspektywy jestem, tak po prostu, rozczarowany.

Nie mam też pewności, czy osoby wdrażające system zamówień w polskich burgerowniach kiedykolwiek z niego potem skorzystały.

Po burgerze Power Plant postanowiłem sprawdzić Beyond Burgera. To kolejny bezmięsny produkt, który ma swoją konsystencją i smakiem przypominać zwykłego kotleta. Jest na rynku obecny nieco dłużej i mają go w swojej ofercie przynajmniej dwie sieci - Krowarzywa oraz Meet & Fit.

Niestety pech chciał, że sobotnim popołudniem moja okoliczna Krowarzywa stała się z jakiegoś powodu niedostępna w Uber Eats. Z kolei w Meet & Fit jak na złość kanapki na bazie produktów z linii Beyond Meat nie zostały wprowadzone do menu w aplikacji. Nie pozostało nic innego, jak udać się na stronę tej knajpy.

Po kilku minutach siłowania się ze smartfonem zdenerwowany usiadłem do komputera.

Strona internetowa po wejściu na nią z poziomu smartfona działała… kiepsko. W mobilnym Safari na iPhonie potrafiła się wysypać, co wiązało się z mozolnym dobieraniem produktów od nowa. Do tego nie mieścił się tekst na kafelkach podczas wskazywania kolejnych części składowych zamówienia.

Tylko z kontekstu mogłem wywnioskować, że Frytki belgijs… za 6,90 zł to mniejsza porcja smażonych ziemniaków niż Frytki belgijs… za 11,90. Nie wiedziałbym jednak, jaką pojemność ma Coca-Cola Z… za 4,50, gdyby nie to, że zaraz obok znalazły się Fanta 330 ml i Sprite 330 ml za te same pieniądze.

Z poziomu smartfona nie sposób się jednak dowiedzieć, w jakich butelkach Meet & Fit sprzedaje wodę.

Objętość butelki z wodą nie jest oczywiście najważniejszą informacją podczas zamawiania burgerów, ale jest dobrym przykładem tego, że cały interfejs jest zaprojektowany źle. Na kafelkach brakuje wielu ważnych informacji. Co ciekawe, okazało się, że problemem nie jest tutaj strona mobilna.

Po uruchomieniu komputera odkryłem, że w wersji desktopowej pola tekstowe również są zbyt małe. Praktycznie każda pozycja z formularza wymagała najechania na nią myszką, odczekania sekundy i odczytania informacji w wyskakującym okienku. I tylko pod tym względem strona na monitorze jest lepsza od tej mobilnej.

Na szczęście mimo tych przeciwności jedzenie udało się zamówić.

Ze zdumieniem odkryłem zaś, że Leonadro Burger na bazie Beyond Burgera od Meet & Fit również przypadł mi do gustu. Po tygodniu testów jestem zaś przekonany, że jeszcze nie raz zamówię bezmięsną kanapkę w burgerowni. Szkoda tylko, że nie da się tego zrobić w cywilizowanych warunkach.

REKLAMA

Nie dziwi mnie to jednak przesadnie. Tajemnicą poliszynela jest, że co lepsze i bardziej oblegane restauracje mają tylu klientów w lokalu, że zamówienia online i telefoniczne są tylko niewiele znaczącym dodatkiem w księdze przychodów - zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę prowizje, które knajpa musi zapłacić.

Z kolei w dzielnicach i miastach, gdzie dostarczaniem jedzenia do domów zajmuje się kilka (jak nie kilkanaście) różnych firm agregujących restauracje w jednym miejscu, dbanie przez knajpę o odpowiednią prezentację swojej oferty w każdym z tych miejsc, może być… zbyt upierdliwe biorąc pod uwagę zarobki.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA