Death Stranding - grać offline czy online? Podpowiadamy, czy warto włączyć tryb multiplayer
Death Stranding domyślnie odpala się w trybie online. Dzięki temu gracze mogą wchodzić ze sobą w interakcję - ale nie bezpośrednio. Wyjaśniamy, jak dokładnie działa asynchroniczny multiplayer i sprawdzamy, co kurierzy stracą, jeśli będą chcieli grać offline.
W tekście unikam spoilerów fabularnych, ale, chcąc nie chcąc, opowiadam co nieco o mechanice rozgrywki w Death Stranding.
Bezspoilerowa recenzja Death Stranding, czyli najnowszej gry Hideo Kojimy na PS4, pojawiła się na łamach Spider’s Web już w zeszłym tygodniu. Dzisiaj tytuł ma swoją oficjalną premierę, a gracze z całego świata wyruszą w trudną i pełną niebezpieczeństw podróż z jednego wybrzeża Ameryki na drugie.
Przed rozpoczęciem wyprawy nie trzeba co prawda zbierać drużyny, a w postapokaliptycznej rzeczywistości trudno o drogi, ale i tak trzeba podjąć bardzo ważną decyzję. Na pozór nic ona nie zmienia, ale w praktyce zaważy ona w ogromnym stopniu nad tym, jak będzie wyglądała późniejsza rozgrywka.
Death Stranding - online czy offline?
Jeszcze przed premierą gry jej pomysłodawca, czyli Hideo Kojima, odradzał rozgrywkę w trybie offline. Zabawa w pojedynkę jest możliwa i gracze mogą zdecydować, że nie chcą widzieć aktywności innych, ale po przejściu Death Stranding doskonale rozumiem twórcę tego zwariowanego świata.
Też nie wyobrażam już sobie zabawy samemu. I mówię to jako osoba, która uwielbia gry będące interaktywnymi filmami! Nie licząc kilku wybranych tytułów, nad wspólną zabawę na jednej mapie ze znajomymi przedkładam oglądanie z wypiekami na twarzy długich cutscenek.
Na szczęście tutaj mutliplayer jest asynchroniczny i nie wymaga subskrypcji PS Plus.
Dla każdego gracza Death Stranding w ogólnym ujęciu będzie… podobnym doświadczeniem. Zadania w nowej grze Hideo Kojimy można wykonywać w niemal dowolny sposób, aczkolwiek w ustalonej kolejności. Świat Death Stranding przypomina ogromną piaskownicę, której kolejne obszary powoli się otwierają.
Cel wędrówki zawsze jest ten sam i to taka bardzo… osobista wyprawa. Obecność innych graczy jednak wcale tutaj, wbrew pozorom, nie przeszkadza. Nie zubaża rozgrywki w żadnym stopniu. Nie ma tutaj w żadnym razie jakiegoś wieloosobowego lobby, a awatary innych nie pojawiają się np. w bazie wypadowej.
Jedyne, na co może liczyć gracz, to pomoc ze strony innych.
Podczas rozgrywki kurier co jakiś czas musi coś zbudować. Czasem będzie to zwykła drabina, która umożliwia przejście rwącego potoku, a czasem słupek z liną, który pozwoli zejść z urwiska lub się na nie wspiąć. Na późniejszych etapach dochodzą do tego mosty, generatory, odcinki dróg itp.
Po wejściu w tryb online na mapie Death Stranding zaczynaja się pojawiać przedmioty i budowle pozostawione i stworzone innych - ale nigdy takie, których gracz sam jeszcze nie odblokował. Kurierzy mogą przy tym sami wybrać, czy obawiają się spoilerów związanych z przejściem w tryb online, czy nie, w ustawieniach.
Nie można powiedzieć, że postapokaliptyczny świat tętni życiem, ale to nie jest pustynia.
Multiplayer w Death Stranding kojarzy mi się nieco z grą Journey. Każda podróż gracza to było doświadczenie dla jednej osoby, ale w pewnym momencie można było otrzeć się o innych. W przypadku Death Stranding jest podobne - w interakcję z pozostałymi graczami wchodzi się wyłącznie pośrednio.
To, że w grze widać aktywność innych, jest też uzasadnione fabularnie. Sam Porter Bridges, czyli główny bohater, łączy oba wybrzeża Ameryki, ale inni kurierzy w tym świecie istnieją. Każdy gracz czuje się wyjątkowo, bo to jego historia, ale każdy jest częścią wspierającej się (często bezinteresownie!) społeczności.
Podoba mi się też to, jak Death Stranding miesza świat twórców gry z elementami generowanymi quasi-losowo przez graczy.
Podczas wędrówki można napotkać wyposażenie zostawione przez NPC-ów, ale jest ono na pierwszy rzut oka nie do odróżnienia od tego, które dostarczyliśmy my… albo od tego, które do naszego świata dostarczyli inni gracze. Wszystkie te elementy tworzą jedną, spójną całość. Są w dodatku taką nakładką na teren.
Wygląda to trochę tak, jak w przypadku cwanego planowania przestrzeni miejskiej. Zamiast wytyczać ścieżki na papierze już w momencie sadzenia drzew w okolicznym parku, lepiej posiać trawę na całej jego powierzchni. Po tygodniu okoliczni mieszkańcy sami je sobie wydepczą. Taka siła wspólnoty.
Podczas rozgrywki naprawdę często miałem wrażenie, że nie jestem sam.
W grze, której motywem przewodnim jest budowanie więzi między ludźmi, to akurat bardzo istotne. A ponieważ w Death Stranding nie da się automatycznie wyznaczyć transy z punktu A do B, gracze zapuszczają się w naprawdę dziwne miejsca. Często sam zbaczałem ze szlaku, wiedziony niezdrową ciekawością.
Chociaż grałem w grę jeszcze przed premierą, gdy dostęp do serwerów miało relatywnie niewiele ludzi - byli to najpewniej głównie dziennikarze - i tak mało było naprawdę dziewiczych miejsc. Zdarzały się sytuacje, gdy moja postać była już u kresu sił, a ratowała ją strategicznie zostawiona przez kogoś drabina albo lina.
Do tego gracze mogą się między sobą porozumiewać.
Odbywa się to oczywiście w asynchroniczny sposób. Można stawiać na ziemi drogowskazy, które ułatwią rozgrywkę innym poprzez np. ostrzeżenie o lawinie. Co istotne, zarówno budowle, przedmioty jak i znaki spięte są z systemem Lajków, które gracze mogą sobie dawać. Szerzej opisywałem go w swojej recenzji Death Stranding.
Do tego chodzą inne opcje interakcji z graczami, takie jak korzystanie z cudzych pojazdów, przekazywanie przedmiotów do wspólnej skrzynki, zbieranie ładunków porzuconych przez innych i wspólne magazynowanie surowców na placu budowy. Gracze mogą umacniać między sobą więzi nazywane Bridge Linkami.
Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdemu to może odpowiadać.
Jeśli ktoś chciałby w Death Stranding widzieć symulator ostatniego ocalałego kuriera w postapokaliptycznej Ameryce, to z pewnością tryb online mu w tym przeszkodzi. Jeśli ktoś jest absolutnie przekonany, że chce wcielić się w samotnika, to może przejść do trybu offline w dowolnym momencie.
Gra pozbawiona tej warstwy sieciowej będzie jednak znacznie trudniejsza. Gdy gracz musi sam zbudować od zera każdy most, generator i każdy odcinek drogi, zajmuje mu to naprawdę bardzo dużo czasu. Dlatego domyślnie w Death Stranding jest aktywny tryb online. Tak jak w życiu jesteśmy wtedy członkami większej społeczności.
Obawiam się tylko tego, co się stanie z grą, gdy zaczną w niej pojawiać się trolle. Czy dewastacja krajobrazu będzie możliwa? Mam nadzieję, że nie. Współczuję też osobom, które czekają do premiery gry na PC, żeby ją spiracić. Po uruchomieniu Death Stranding w trybie offline traci się naprawdę całkiem sporo.