Czego nie może robić prezydent na Twitterze? Sąd właśnie wyjaśnił Trumpowi
Sąd federalny orzekł, że prezydent Donald Trump nie ma prawa na swoim Twitterze blokować krytyków, choć prezydent broni się, że to jego własne osobiste konto i może na nim robić, co chce. To trochę mija się z rzeczywistością. Powiedzmy sobie szczerze – sam sobie zgotował ten los.
Sprawa jest poważna. Według sądu federalnego prezydent, blokując na Twitterze osoby, które się z nim nie zgadzają lub się z niego wyśmiewają, nie tyle popełnia jakiś rodzaj politycznego faux-pas, ile wręcz łamie konstytucję. Wszystko przez to, że Donald Trump tak bardzo zmienił rolę Twittera w życiu publicznym Amerykanów.
Donald Trump, czyli polityka w 280 znakach
Donald Trump jest osobą, która dzięki sile swojej nietuzinkowej osobowości, przez niektórych nazywaną także arogancją, nie raz nagięła skostniałe zasady starej nudnej politycznej gry. Tak też było tym razem. To właśnie 45. prezydent Stanów Zjednoczonych uczynił z Twittera coś więcej niż tylko miejsce do dzielenia się swoimi ważkimi przemyśleniami, memami z kotami i opiniami temat każdego latte na trasie dom – praca. Donald Trump zaczął z Twittera prezydentować w pełnym wymiarze. Jego konto to strumień prezydenckich odezw do narodu. Ono nie tyle jest publiczne, ile wręcz pełni publiczną funkcję.
I właśnie na ten fakt zwrócił uwagę sąd. Sędziowie powołali się na pierwszą poprawkę do amerykańskiej konstytucji. W uzasadnieniu stwierdzili, że osoba pełniąca funkcję publiczną i korzystająca z mediów społecznościowych w ramach tej funkcji, nie może wykluczać części obywateli z dialogu publicznego, choćby i te nie zgadzały się z nim, nabijały się z jego ogromnego tupetu lub mniejszego tupecika.
Wolnoć, Donku,w swoim domku. No, chyba że to Biały Domek
Departament sprawiedliwości nie jest zachwycony wyrokiem sądu i argumentuje, że konto Donalda Trumpa jest jego kontem osobistym i w związku z tym blokowanie na nim kogokolwiek nie narusza żadnej z konstytucyjnych poprawek. O ile zgadzam się, że każda osoba powinna mieć pełne prawo na swoim prywatnym koncie blokować, kogo jej się żywnie podoba, o tyle w wypadku Donalna Trumpa problem jest definicja prywatności konta. Oddzielenie w sieci Donalda Trumpa prezydenta i Donalda Trumpa osoby skutecznie utrudnia… tak, zgadliście dobrze, sam Donald Trump.
Śledząc amerykańskie wiadomości trudno nie odnieść wrażenia, że dużą część polityki prezydenckiej rozgrywa się na jego Twitterze i trudno to w tym wypadku obwiniać złe media, o to, że przekraczają granice między prywatnym a publicznym. Donald Trump swoimi tweetami kompletnie ją zniszczył, ćwierkaniem ogłaszając po raz pierwszy swoje polityczne decyzje, informując o pracach gabinetu lub komentując z typową dla siebie wyrafinowaną swadą politykę wewnętrzną i zagraniczną. Jego konto kipi od dyskusji politycznych na niemal każdy temat (zaleta posiadania przez prezydenta opinii na każdy temat).
Donald Trump na swoim prywatnym koncie o kotach mógłby blokować, kogo chce, ale jego obecne konto jest tylko w teorii prywatne. W praktyce jego wypowiedzi są nie tylko sprawą państwową, ale wręcz międzynarodową. Upolityczniając własny profil, zmienił go w centrum dyskusji o sprawach kraju na dobre i na złe. A do takich dyskusji stosuje się pierwszą poprawkę.