Wykres dnia: po finale Gry o tron ludzie rzucili się do anulowania subskrypcji HBO GO? Sprawdzamy
Mem pokazujący, że po ostatnim odcinku „Gry o tron” widzowie rzucili się do anulowania swoich subskrypcji, obiegł internet. Littlefinger byłby z niego dumny.
Powiedzieć, że ostatni odcinek „Gry o Tron” nie był największym dziełem szlachetnej sztuki filmowej, to jak stwierdzić, że smoki to takie większe kurczaki, Ramsayowi Boltonowi zbywa na kindersztubie, a Freyowie raczej nie zrobią kariery w doradztwie weselnym. Czy jednak był tak zły, żeby ludzie zaczęli masowo z jego powodu rezygnować z subskrypcji na HBO?
Czy finałowy odcinek „Gry o Tron” to powód do anulowania subskrypcji HBO?
Gdy kurz po smoku odlatującym w wielkim finale opadł, zaczęły pojawiać się mniej i bardziej dowcipne memy. Wśród nich między innymi ten:
Obrazek jest tym bardziej zabawny, że jest prawdziwy. To nie są zmanipulowane dane (no, a przynajmniej nie do końca, ale o tym zaraz). To nieprzeinaczony wykres, który pojawia się, gdy zapytamy Trendy Google o to, jak wiele osób zapragnęło zapytać: jak skończyć swój związek z HBO. Po premierze ostatniego odcinka zrobiło to dużo osób. A nawet, wnioskując z wykresu, bardzo dużo.
Jedni twierdzą, że rozsierdzeni fani z furią wklepywali „jak się wypisać z HBO”, żeby pokazać swoje rozczarowanie producentowi serialu. Miałaby to być okrutna zemsta za zamordowanie ich ulubionych bohaterów pod koniec 7. sezonu i zastąpienie ich dopplegangerami, które może i wyglądały podobnie, i zmyliły wszystkich w Westeros, ale zachowywały się jak cienie oryginałów i nie zdołały zmylić wiernych fanów.
Inni uspokajają, że to efekt zakończenia się każdego wielkiego serialu. HBO nie ma aktualnie nic, co mogłoby przyciągnąć przed telewizory takie masy. Co prawda już w czerwcu szykuje się premiera „Wielkich kłamstewek”, z fenomenalną Meryl Streep (piszę to w ciemno, Meryl Streep jest fenomenalna we wszystkim, w czym gra), ale to serial, który nie zgarnie aż tak szerokiej publiki. Powiedzmy to sobie zresztą szczerze, możemy jeszcze długo czekać, na serial, który popularnością dorówna opowieści o zmaganiach rodów Westeros.
Jeszcze inni sprawdzają, czy te teorie mają oparcie w statystykach. Spoiler: nie mają.
Nigdy nie ufaj statystyce, której sam nie sfałszowałeś
Wykres może i zaspokaja nasze poczucie kosmicznej sprawiedliwości, ale niestety jest ono w tym wypadku zupełnie nieuzasadnione. Wystarczy wprowadzić w Google Trend większy zakres czasowy dla tego samego zapytania, a można zobaczyć, że takie zwyżki występują cyklicznie, a niektóre, jak ta 7 maja, bywają nawet większe niż ta tuż po finale GoT.
W szerszym kontekście dane opowiadają zupełnie inną historię. Zwykłą, codzienną, pozbawioną fajerwerków i niestety polotu. Dlaczego więc niektórzy chętnie uwierzyli w pierwszy wykres, mimo że prezentował zupełnie niereprezentatywny zakres czasu i od razu powinien krzyczeć jestem żartem?
Jeśli dane współgrają z naszym wewnętrznym przekonaniem, że tak jest albo tak powinno być, to znacznie mniej chętnie je weryfikujemy. Jeśli pokazują coś odwrotnego, od razu szukamy dziury w całym i często z sukcesem ją znajdujemy.
Po drugie manipulowanie skalą, tak, żeby pokazane na wykresie dane potwierdzały założoną tezę, jest skuteczne. Z takimi danymi trudniej dyskutować, bo trzeba zacząć od przyznania, że pokazują prawdę i wytłumaczyć, że szkopuł leży w zignorowanym kontekście czy interpretacji. Zanim skończymy to robić, część z tych słuchaczy, którym dane pasowały do światopoglądu, zarzuci nam, że komplikujemy i odwracamy kota ogonem. Nie zawsze rzeczywistość da się zamknąć w jednym memie. Kontekst jest ważny.
W końcu o tendencję do brania korelacji czasowej za związek przyczynowo-skutkowym możemy z czystym sumieniem winić nasz mózg. I ministrów edukacji. Nasze mózgi działają tak, że z zaangażowaniem godnym lepszej sprawy próbują łączyć fakty w taki sposób, żeby miały one sens i od siebie zależały. Fakt, że jedno zjawisko występuje w tym samym czasie, co drugie, nie znaczy jednak, że na siebie oddziałują. Moją ulubioną korelacją jest ta między liczba filmów, w których wystąpił Nicolas Cage, a liczbą ludzi, którzy utopili się danego roku w basenie. To może dość makabryczny przykład, ale dobrze obrazuje to, jak absurdalne związki można znaleźć, jeśli odpowiednio długo się szuka.
HBO nie zostało ofiarą buntu widzów, mimo że ostatni sezon „Gry o tron” na czele z finałowym odcinkiem pozostawiły za sobą rzeszę wkurzonych fanów. I kusi mnie trochę, żeby dodać „niestety”.