Liczba dnia: 192 megapiksele w smartfonie. Taką przyszłość widzi Qualcomm
Qualcomm zmienia specyfikację procesorów mobilnych. Nowe procesory już teraz obsłużą aparaty z rozdzielczością… 192 megapikseli. Czy to zapowiedź nadchodzących zmian na rynku fotografii mobilnej?
Pamiętam, kiedy w okolicach 2005 roku lustrzanki cyfrowe miały 6 megapikseli i taka rozdzielczość wystarczała wszystkim amatorom. Zdjęcia wielkości 3000 x 2000 pikseli można było drukować nawet w dużym formacie i wyglądały one dobrze. Przy kolejnej generacji aparatów z matrycami o rozdzielczości 10 MP wiele osób pukało się w głowę. Po co komu taka rozdzielczość? Ten nadmiar generuje przecież problemy z archiwizacją i z zasobożerną edycją zdjęć.
Od tego czasu wiele się zmieniło. Aparaty mają po 24, 42, a niektóre nawet po 100 megapikseli, ale problemy pozostały te same. Nadal trzeba mieć duży dysk i mocny procesor, który podoła obróbce materiału.
Qualcomm napina mięśnie i mówi, że jest gotowy nie tylko na 100, ale wręcz na 192 megapiksele.
Qualcomm zaktualizował specyfikację swoich procesorów mobilnych, a konkretnie część dotyczącą obsługi aparatu. Procesory obrazu zaszyte w czipach (tzw. ISP - Image Signal Processor) mogą współpracować z matrycami o rozdzielczościach do 192 megapikseli. Dotyczy to istniejących procesorów Qualcomma, a konkretnie Snapdragona 855, 845, 710, 675, 670 i 660. Obsługa 192 megapikseli trafi też prawdopodobnie do wszystkich kolejnych generacji czipów.
Na rynku nie ma jeszcze matryc o takich rozdzielczościach, więc póki co Qualcomm zbroi się na przyszłość. Obecnie najwyższa rozdzielczość w fotografii mobilnej to 48 megapikseli, dostępna m.in. w Honorze View 20 i Xiaomi Mi 9. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że takie wartości są wręcz absurdalne, a na ich tle wspomniane 192 megapiksele to sen wariata.
Dziś zapytamy: po co nam 192 megapiksele? Przecież standardowe 12 megapikseli z topowych smartfonów wystarczy każdemu.
Historia jednak uczy, że przysłowiowe 640 KB pamięci operacyjnej w praktyce nie każdemu wystarcza.
Z czysto praktycznego punktu widzenia, wysoka rozdzielczość zdjęć jest wymagana… chociażby przez tapety, a konkretnie przez rozdzielczość monitorów. W dobie lustrzanek z matrycami 6 megapikseli pracowaliśmy na monitorach z rozdzielczością 1024 x 768 pikseli, więc zdjęcie 6 MP wystarczało każdemu.
Dziś żadną ekstrawagancją nie jest iMac 5K z rozdzielczością 5120 x 2880 pikseli. W dobie ekranów 8K, która nadejdzie szybciej niż sądzimy, zdjęcie na tapetę ekranu będzie musiało mieć minimum 33 megapiksele, a praktyce jeszcze więcej, z uwagi na różne proporcje matryc i ekranów.
Jeżeli dodamy do tego margines na przycinanie obrazu i na inwazyjną obróbkę, można dojść do wniosku, że rynek aparatów konsumenckich - czyli smartfonów - będzie musiał lada moment przejść na wysokie rozdzielczości. Być może właśnie obserwujemy początek tego ruchu, za sprawą wspomnianej matrycy Sony o rozdzielczości 48 megapikseli, która trafia do kolejnych urządzeń. I dobrze, bo jest świetna.
Tylko co z optyką? Czy mały obiektyw smartfona poradzi sobie z dostarczeniem odpowiedniej jakości dla 192 milionów pikseli?
Większość fotografów powie, że nie ma takiej możliwości. Pamiętajmy jednak, że żyjemy w czasach nieprawdopodobnego rozwoju oprogramowania. Nie potrafi ono łamać praw fizyki, ale potrafi je omijać.
Ponownie przywołam przykład matrycy mobilnej Sony o rozdzielczości 48 megapikseli. Wszystkie rozsądne argumenty mówią, że szkiełko obiektywu smartfona nie da odpowiedniej rozdzielczości optycznej. Jest to prawda, ale tylko w standardowym trybie obrazowania. Wystarczy przełączyć się na tryb AI, by zobaczyć, co potrafi oprogramowanie. Smartfony robią w bardzo krótkim odstępie czasu wiele klatek, które odrobinkę różnią się między sobą kadrem, za sprawą mikrodrgań naszych dłoni.
Te milimetrowe różnice w kadrach służą do pozyskiwania większej ilości danych. Po połączeniu kilku obrazów w jeden dostajemy zdjęcie o bardzo wysokiej szczegółowości, która nie byłaby do osiągnięcia przy jednokrotnej ekspozycji. Nagle okazuje się, że zdjęcie może być ostre i szczegółowe, nawet przy maksymalnej rozdzielczości 48 megapikseli. Teoretycznie zdjęcia mobilne o tej rozdzielczości powinny być bardzo kiepskie, a w praktyce są zaskakująco dobre. Jak widać, braki w optyce da się już dziś nadrobić oprogramowaniem.
Dlatego nie przekreślałbym od razu wysokich rozdzielczości. Do 192 megapikseli jest jeszcze długa droga, ale rozwój aparatów mobilnych nauczył mnie jednego: by nigdy nie mówić „nigdy”.