REKLAMA

Kibice ratują Wisłę Kraków. Kupili już akcje za 2,65 mln zł, a licznik kręci się jak oszalały

Kibice rzucili się na pomoc Wiśle. Klub ma tysiące nowych akcjonariuszy, ale przyznaje: „to inwestycja wysokiego ryzyka”

05.02.2019 18.25
Kibice ratują Wisłę Kraków. Kupili już akcje za 2,65 mln zł, a licznik kręci się jak oszalały
REKLAMA
REKLAMA

Wisła Kraków szuka pieniędzy, gdzie tylko się da. I trzeba przyznać, że robi to całkiem z głową. Bo co mogą zrobić przedstawiciele zasłużonego (ale i ogromnie zadłużonego) zespołu z dużym zapleczem kibicowskim? Ano odwołać się do tradycji, ściągnąć kilka rozpoznawalnych twarzy i poprosić swoich fanów o wsparcie. Właśnie ruszyła akcja crowdfudingowa krakowian w serwisie beesfund.com.

112 lat historii, 13 tytułów mistrza Polski, pamiętne mecze z Barceloną, Realem i sukcesy w Pucharze UEFA – na stronie akcji Wiślacy długo wyliczają powody, dla których należy utrzymać klub na powierzchni.

Odwołanie się do sentymentów to zresztą chyba ostatnia szansa, by krakowianie nie podzielili losu takich zespołów jak Polonia Warszawa, Widzew Łódź czy ŁKS. Każdy z wymienionych ma na swoim koncie mistrzowskie tytuły, batalie o Ligę Mistrzów (w przypadku Widzewa nawet udaną). I każdy prędzej czy później zleciał z hukiem z ekstraklasy, nie będąc już w stanie do niej wrócić.

W przypadku Wisły wciąż może być jednak inaczej. Po oddaniu klubu w ręce tajemniczego (to słowo bywa używane jako eufemizm na „szemranego”) biznesmena z Azji wydawało się, że już nic „Białej Gwiazdy” nie uratuje. Pan Vanna Ly obiecał kilkanaście milionów złotych, obejrzał mecz, zjadł obiad i więcej się już w Polsce nie pojawił. Zdawało się, że tonącego w długach klubu już nic nie uratuje. Od tej pory zaczęły się jednak dziać cuda. Takiej mobilizacji polska piłka jeszcze chyba nie widziała.

W poszukiwaniu wiarygodności.

Do drzwi klubu zaczęli dobijać się lokalni biznesmeni, na błyskawiczny powrót zdecydował się też Kuba Błaszczykowski, który przy okazji pożyczył swojemu staremu-nowemu klubowi milion złotych. Twarz przedsięwzięciu pt. „ratujemy Wisłę” dał też były prezes Legii Warszawa, Bogusław Leśnodorski, przekonując, że jeszcze nie wszystko stracone.

Wszyscy razem dali Wiśle to, czego brakowało jej od dłuższego czasu – wiarygodność. Bo trudno zaprzeczyć, że wykładanie gotówki na zespół firmowany przez znanego prawnika i byłego kapitana reprezentacji Polski budzi nieco większe zaufanie niż firmowany przez, dajmy na to, Marzenę Sarapatę. Notabene poprzednia pani prezes zapadła się pod ziemię. Śledzący sytuację w Wiśle dziennikarz Szymon Jadczak twierdzi, że zaczęła się posługiwać nazwiskiem męża.

Wsparcie poważnego inwestora będzie niezbędne. Dług krakowian przekracza 80 mln złotych. To kwota, która przekracza roczne budżety wszystkich zespołów ekstraklasy poza Legią. Na razie przedstawiciele Wisły skierowali się ku kibicom.

Wisła na beesfund.com.

Akcja crowdfundingowa dopiero wystartowała, ale już wcześniej reprezentanci Beesfund przekonywali, że umowa z Wisłą Kraków może oznaczać nowe czasy dla finansowania sportu w Polsce. Aktualnie przytaczanie konkretnych liczb jest jednak trochę bez sensu. Dość jednak powiedzieć, że od momentu, gdy zacząłem pisać ten tekst, Wiślacy wzbogacili się o jakieś 300 tys. zł (1,5 mln zł o godzinie 15:00, aktualnie 1,9 2,3 2,65 mln zł). W takim tempie dojście do zakładanego poziomu 4 mln zł (to 5 proc. wartości klubu - 40 tys. akcji po 100 zł sztuka) zajmie najwyżej kilka dni.

REKLAMA

Co dostaną w zamian świeżo upieczeni akcjonariusze? Za zainwestowanie kwot powyżej 100 tys. złotych można dostać dodatkowo m.in. miejsce w loży prezydenckiej do końca sezonu, wyjazd z drużyną czy udział w treningu. Niby nic wielkiego za taką sumę, ale nie o to przecież w tej całej akcji chodzi.

Z drugiej strony nabywcy akcji muszą mieć świadomość, że włożonych w klub pieniędzy mogą już nie zobaczyć. - Jest to wciąż inwestycja wysokiego ryzyka, ale także ogromna szansa dla społeczności Wisły Kraków na stanie się pełnoprawnym akcjonariuszem ich klubu. Powodzenie planowanej emisji przybliży nas w istotny sposób do zapewnienia licencji na kolejny sezon – opowiadał „Rzeczpospolitej” Jarosław Królewski z Synerise, jeden z członków „oddziału ratunkowego”, który od początku roku stara się zapobiec bankructwu „Białej Gwiazdy”.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA