Pomost między brakiem gniazda jack w smartfonach a bezprzewodową przyszłością. Sony SBH90C - recenzja
Nie będzie zbytnią przesadą, jeśli powiem, że słuchawki podłączane do smartfona przewodem USB-C niemalże nie istnieją. Tempo wdrażania nowego standardu jest boleśnie powolne. Sony SBH90C pokazują jednak, że jest nadzieja dla USB-C.
Ile jest na rynku wartych polecenia słuchawek przewodowych z USB-C? Zero. Null. Nada. Producenci gremialnie postanowili ignorować nowy typ złącza, choć „nowy” to on już de facto nie jest. I choć kolejne smartfony debiutują bez złącza słuchawkowego, świat dźwięku ani myśli iść w sukurs postępowi.
Zupełnie inną drogę obrało Sony.
Firma z tak silnie „dźwiękowym” rodowodem zna ten rynek jak niewielu innych graczy. Produkując zarówno smartfony, jak i znakomity sprzęt audio, doskonale zdaje sobie sprawę, jak trudno jest znaleźć balans między takimi działaniami jak usuwanie złącza słuchawkowego w najnowszych Xperiach a oferowaniem dobrego zastępstwa za gniazdo słuchawkowe.
Dlatego Sony od początku miało w ofercie adapter USB-C, umożliwiający jednoczesne ładowanie smartfona i słuchanie muzyki na analogowych słuchawkach – tym samym obalając argument, który podnosi większość zwolenników pozostawienia złącza 3,5 mm w urządzeniach mobilnych.
I dlatego światło dzienne ujrzały słuchawki Sony SBH90C, które są przedziwną hybrydą i pomostem między światem, gdzie USB-C zastąpiło gniazdo słuchawkowe, a w pełni bezprzewodową przyszłością.
Sony SBH90C łączą ze sobą dwie rzeczywistości.
Z jednej strony po wyjęciu z pudełka są one słuchawkami bezprzewodowymi na pałąku. Leciutkie (zaledwie 27,2 g masy!), bardzo wygodne, z przetwornikami reprodukującymi częstotliwości w zakresie od 20 do 40000 Hz i obsługą kodeka aptX (niestety nie aptX lub LDAC).
Bez ładowania mogą odtwarzać muzykę – według producenta – przez około 7,5 godziny. Według moich testów to dość zachowawcza estymacja; w czasie testów SBH90C spokojnie dociągały do 9 godzin bez ładowania. Spora w tym także zasługa znakomitego czasu czuwania – ten wynosi nawet do 550 godzin. W praktyce więc słuchawki nie tracą energii między użyciami.
A gdy już przyjdzie co do czego i trzeba je naładować, wcale nie musimy przerywać słuchania muzyki. Wystarczy wyjąć dołączony do zestawu przewód USB-C (wyprofilowany z jednej strony tak, żeby idealnie pasował do obudowy słuchawek) i podłączyć sprzęt do smartfona.
Sony nie tylko umożliwiło ładowanie słuchawek z poziomu smartfona, ale poszło o krok dalej – o ile w trybie bezprzewodowym jakość dźwięku ograniczona jest kodekiem aptX, o tyle „po kablu” możemy cieszyć się jakością Hi-Res audio. Sprawdziłem to na kilku plikach FLAC i różnica między jakością połączenia bezprzewodowego i przewodowego jest powalająca.
A skoro mowa o brzmieniu – jak to gra?
Słowem: świetnie. Zwłaszcza w trybie przewodowym urzekają śpiewne, czyste góry i bardzo wyraźny środek pasma. Na słowa pochwały zasługuje też separacja instrumentów i, jeśli mogę tak to ująć, organiczność brzmienia. Te słuchawki brzmią bardzo, bardzo analogowo, szczególnie gdy są podłączone kablem. Nawet przez Bluetooth grają jednak tak klarownie, że niemal słychać drżenie metalu instrumentów dętych i skrzypienie smyczków.
Brakuje mi natomiast basu, co nie jest typowym opisem brzmienia słuchawek ze stajni Sony. Z reguły konstrukcje Japończyków są wręcz nadmiernie basowe, lecz w SBH90C niskie tony – choć selektywne i wyraźne – nie dominują i często jest ich za mało. Na szczęście wystarczy nieco zabawy korektorem graficznym, żeby je należycie uwypuklić.
Mnogość możliwości i niewykorzystany potencjał.
Sony SBH90C jak najbardziej „kupiły mnie” koncepcją i jakością brzmienia. Są też bardzo wygodne, a korzystanie z nich na co dzień to przyjemność.
Jednak po słuchawkach kosztujących 800 zł mam prawo oczekiwać… jeszcze więcej.
- W tym segmencie oczekiwałbym aktywnej redukcji hałasu – nie ma.
- W tym segmencie oczekiwałbym wsparcia dla kodeka Bluetooth wysokiej jakości – nie ma.
- W tym segmencie oczekiwałbym wodoodpornej obudowy – nie ma.
- W tym segmencie oczekiwałbym dodatkowych funkcji, jak auto-pauzy po zdjęciu słuchawek – nie ma.
W tym segmencie oczekiwałbym też dłuższego czasu pracy – 7-9 godzin to wynik dobry, ale nie powalający, szczególnie gdy przypomnimy sobie, że konkurencyjne LG Tone Infinim SE grają ponad 13 godzin i są też od Sony SBH90C znacznie lepiej wykonane.
To właśnie mój koronny zarzut do słuchawek Sony SBH90C – jakość wykonania nie powala.
Pałąk wykonany jest z miękkiego i przyjemnego w dotyku, gumopodobnego tworzywa. Całość jest giętka i – nie licząc braku wodoodporności – sprawia wrażenie gotowej na wszystko.
Minusem jednak jest fakt, że to miękkie tworzywo okrutnie się brudzi. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek musiał spędzać aż tyle czasu w Photoshopie usuwając pyłki i zabrudzenia, aby zdjęcia produktu dało się w ogóle oglądać. Zdecydowanie odradzam te słuchawki posiadaczom czworonogów i zdecydowanie polecam wybrać beżową wersję kolorystyczną, na której nie będzie aż tak widać zabrudzeń, jak tu:
Problematyczna jest też obsługa słuchawek, przynajmniej na początku. Przyciski skryte pod tworzywem trudno jest wyczuć palcami i nauka ich rozmieszczenia wymaga czasu.
Jestem też bardzo nieufny względem cieniutkich przewodów prowadzących od pałąka do słuchawek. Sprawiają wrażenie bardzo delikatnych i podatnych na zerwanie.
Sony SBH90C pokazują, że można w zmyślny sposób wykorzystać USB-C w świecie audio.
O ile Sony SBH90C nie byłyby moim pierwszym wyborem, jeśli chodzi o słuchawki bezprzewodowe w tej klasie, tak jako hybrydy zdecydowanie przykuwają uwagę. Oferują bezprzewodową wygodę, gdy jest potrzebna i wyższą jakość dźwięku przez przewód niż jest w stanie zapewnić analogowe złącze 3,5 mm, gdy tego chcemy.
I co najważniejsze, swoją funkcjonalnością pokazują, że USB-C w słuchawkach zdecydowanie ma sens. Czas najwyższy, by dotarło to także do pozostałych producentów sprzętu audio.