TOP 0 słuchawek z USB-C, które warto kupić
Chciałem kupić słuchawki do telefonu wyposażone w złącze USB-C. Zgadnijcie, ile modeli znalazłem.
Po ostatnim, budzącym wielkie emocje artykule o sensie gniazda słuchawkowego w smartfonach, postanowiłem przyjrzeć się, jak wygląda obecny stan rynku jeśli chodzi o dostępność słuchawek wyposażonych w złącze USB-C.
Streszczając poprzedni tekst – szef OnePlusa zadecydował, iż w nadchodzącym OnePlus 5T pozostanie gniazdo jack 3,5mm, gdyż użytkownicy oczekują dobrej jakości brzmienia. Co jest argumentem totalnie chybionym, bo według specyfikacji audio USB-C, to właśnie nowy standard oferuje bez porównania większy potencjał brzmieniowy.
Niestety, użytkownicy twardo trzymają się tego, co znają. A na tym oporze do zmian cierpi cały rynek. Bo skoro producenci smartfonów twardo trzymają się analogowego gniazda słuchawkowego, to producenci słuchawek nie mają żadnego powodu, by produkować modele wyposażone w nowe złącze.
Efekty są takie, że blisko dwa lata od premiery pierwszych smartfonów bez gniazda słuchawkowego na rynku nie zmieniło się prawie nic.
Zero. Tyle modeli słuchawek z USB-C dostępnych jest w Polsce.
Szukałem, próbowałem, sprawdziłem wszystkie większe sklepy z audio i ogólną elektroniką. I nic. Pomimo obietnic wielu producentów, którzy zapewniali, że słuchawki z USB-C są już w drodze, sklepowe półki świecą pustkami. W polskiej dystrybucji nie znajdziemy obecnie żadnych słuchawek z gniazdem USB-C.
Chcąc takowe nabyć, musimy przeczesywać eBaya tudzież Amazon. Tam wybór niestety też nie powala.
Przede wszystkim – dobrze wyglądają najnowsze słuchawki Xiaomi Mi Noise Cancelling In-Ear, które nie dość, że oferują redukcję hałasu i USB-C, to jeszcze kosztują naprawdę dobre pieniądze (ok. 150 zł).
Z „markowych” słuchawek gdzieniegdzie znajdziemy też JBL Reflect Aware C (które niby zadebiutowały, ale nigdzie nie można ich kupić) oraz najnowsze, dedykowane smartfonowi Google Pixel 2 słuchawki Libratone Q-Adapt.
Cała reszta dostępnych modeli z USB-C to produkty firm-krzaków, głównie chińskiego pochodzenia. W większości to jeden i ten sam model sprzedawany pod szyldami różnych marek. Słowem: dramat.
Posiadacze smartfonów pozbawionych gniazda słuchawkowego są więc dziś skazani albo na rozwiązania bezprzewodowe, albo korzystanie z adapterów, które do najbardziej poręcznych nie należą.
Aczkolwiek nie przesadzajmy – dodatkowy, 10 cm przedłużacz do słuchawkowego kabla naprawdę nie jest tak uciążliwym problemem, jakim malują go malkontenci.
Na pocieszenie – po stronie Apple’a sytuacja wcale nie jest lepsza.
Pomimo początkowych zapowiedzi wielu producentów, iż zaprezentują oni słuchawki ze złączem Lightning, akcesoriów audio tego typu nie powstało wiele. Na stronie Apple znajdziemy raptem kilka modeli, a dalsze poszukiwania owocują albo bardzo drogimi produktami marek audiofilskich, albo bardzo tanimi słuchawkami wątpliwej jakości i wątpliwego pochodzenia.
Trzeba jednak przyznać, że Apple podszedł do kwestii usuwania gniazda słuchawkowego znacznie lepiej, niż dowolny producent sprzętu z Androidem. Po pierwsze – zaoferował użytkownikom dodane do telefonu słuchawki ze złączem Lightning. To coś, czego (prócz HTC) nie zrobił żaden producent smartfonów dla słuchawek z USB-C.
Po drugie – Apple usilnie forsuje bezprzewodową filozofię. Firma robi dużo dobrego dla całego świata audio (a co za tym idzie, także dla konsumentów) przekonując, że rozwiązania bezprzewodowe są lepsze. Wygodniejsze. Oferują więcej możliwości.
Rozwiązania bezprzewodowe faktycznie są wygodniejsze w użytkowaniu (bez plączących się kabli) i oferują większe możliwości od tych przewodowych. I dawno już dorównały przewodowym rozwiązaniom, jeśli chodzi o jakość dźwięku (przynajmniej w połączeniu ze smartfonem). Niestety, wciąż wiele osób nie daje się do tego przekonać, zachowując się tak, jakby odjęcie gniazda słuchawkowego równało się odebraniem im swobód obywatelskich.
Tak sądzę, że w dużej mierze podejście takie wynika z faktu, iż rozwiązania bezprzewodowe są w większości bardzo drogie. A gdy w słuchawkach bezprzewodowych skończy się energia i tak będziemy musieli podłączyć je do źródła dźwięku przewodem – i co wtedy? Na tym froncie niestety producenci sprzętu audio dają ciała po całej linii. I chociaż ceny słuchawek Bluetooth ustawicznie topnieją, to problem podłączenia ich gdy energii zabraknie nadal pozostaje w mocy, niezależnie od półki cenowej. A to rodzi tylko niezadowolenie użytkowników.
W tym tempie status quo będzie trwał jeszcze długie lata.
Jeśli producenci sprzętu audio nie zaczną produkować przystępnych cenowo słuchawek z USB-C, konsumenci nigdy nie przekonają się do tego, że ten standard jest faktycznie lepszy od archaicznego jacka 3,5 mm. Jeśli konsumenci się nie przekonają, nie przekonają się też producenci smartfonów, by gniazda jack usuwać. Jeśli nie przekonają się producenci smartfonów, nie przekonają się też producenci sprzętu audio, bo otrzymują wyraźny sygnał, że nie warto zawracać sobie głowy.
Widzicie? Błędne koło.