Tak się w 2019 roku powinno słuchać radia. Nowa aplikacja TOK FM jest rewelacyjna
Przez ostatni tydzień słuchałem radia. Nie, nie w samochodzie, nie w radioodbiorniku na parapecie i nawet nie w przeglądarce internetowej. W aplikacji. Nowej aplikacji TOK FM.
Kiedyś radia słuchałem często i namiętnie. Lata temu, gdy proporcja reklam do ciekawych audycji była odwrotna niż teraz. Gdy w radiu można było posłuchać dobrej muzyki, a nie zapętlonego w koło Macieju misz-maszu tego, za co zapłaciła wytwórnia z tym, na co głosowali słuchacze na stronie internetowej.
Od kilku lat nie posiadam nawet radioodbiornika (nie liczące tego w aucie, którego i tak nie używam), a większość sieciowych odtwarzaczy polskich rozgłośni wcale nie zachęca mnie do tego, żebym dał im szansę.
I wtedy na scenę wkracza nowa aplikacja TOK FM.
Gdy wydawca podesłał mi link do pobrania z krótkim „rzuć na to okiem, co?”, spodziewałem się, że faktycznie – zainstaluję, rzucę okiem, a potem usunę z telefonu i zapomnę. Stało się inaczej. Od tygodnia każdy ranek zaczynam z apką TOK FM, a w ciągu dnia głowię się, kiedy znaleźć czas na przesłuchanie bogatego katalogu przeszłych audycji.
TOK FM udało się zrobić to, co nie wychodzi innym rozgłośniom – stworzyć aplikację, która zachęca do słuchania.
Zbliżony poziom przyjazności słuchaczowi widziałem tylko w aplikacji Radia Zet, choć i tam interfejsowi użytkownika przydałby się delikatny lifting. Większość aplikacji radiowych to jednak obraz nędzy i rozpaczy, tkwiących stylistycznie i funkcjonalnie gdzieś w 2010 r.
Z nową aplikacją TOK FM jest inaczej. Od strony stricte wizualnej, całość wygląda – przynajmniej na moje oko – nawet ślicznie. Wszystko do siebie pasuje, treści są przejrzyste, a rozkład interfejsu przyjazny dla oka.
Skoro o interfejsie mowa, to nie tylko wygląda on ładnie, ale również jest bardzo funkcjonalny. Łatwo się połapać, który przycisk do czego służy i gdzie znaleźć poszczególne elementy.
Otwierając aplikację wita nas strona startowa, u której szczytu możemy włączyć odtwarzanie radia na żywo, a poniżej znajdziemy polecane audycje i podcasty.
Ogromnie podoba mi się sposób prezentacji odtwarzania radia na żywo, które odbywa się na „osi czasu".
Oś możemy dowolnie przewijać – po lewej stronie znajdziemy przeszłe audycje, w które można odsłuchać lub pobrać wprost z poziomu osi czasu…
…a po prawej stronie nadchodzące programy, które od razu możemy obserwować, aby nie przegapić żadnej audycji. Rewelacja!
Ramówkę znajdziemy też w osobnej zakładce, zaprezentowaną w formie przejrzystego kalendarza.
Środkowy przycisk na dolnej belce prowadzi do przeglądu audycji. Tam możemy podejrzeć listę programów nadawanych w TOK FM i obserwować te, które przypadły nam do gustu, tworząc de facto „swoją” wersję radia.
Zakładka „szukaj” jest zaś niebezpiecznym przyciskiem, prowadzącym w otchłań treści, z której można nigdy nie wyjść.
Nie żartuję, TOK FM udostępnia swoją przepastną bazę audycji i podcastów po opłaceniu abonamentu; każdy znajdzie tam coś dla siebie, bo programy nadawane w radiu obejmują w zasadzie każdą niszę tematyczną.
Ostatnia zakładka to „Mój TOK”. Znajdziemy tam obserwowane i pobrane audycje, oraz podejrzymy aktualną playlistę, jeśli takową utworzyliśmy. Jest tu również historia słuchanych programów, na wypadek gdybyśmy chcieli do czegoś wrócić.
Twórcy zachwalają, że w aplikacji nie ma niczego, co „nie audio".
I faktycznie tak jest. Żadnych śmieci, żadnych wideo, żadnych długawych artykułów - aplikacja TOK FM to de facto zaawansowany odtwarzacz podcastów pochodzących od jednego dostawcy, połączony ze strumieniowaniem radia przez internet. I nie licząc jednego miejsca (o czym za chwilę), ten brak wszelkich dodatków bardzo aplikacji służy. I Bogu niech będą dzięki, że nie ma tu żadnych konkursów ani top list tygodnia...
Odtwarzacz nie rozczarowuje, ale też nie powala.
Na co dzień słucham podcastów w aplikacji Pocket Casts, więc poprzeczkę dla innych programów tego typu ustawiam bardzo wysoko.
Sam odtwarzacz jest zupełnie OK. Możemy w nim przewijać odtwarzanie, zmieniać tempo odtwarzania, dodać podcast do playlisty, pobrać go, albo ustawić wyłącznik czasowy. Wiecie, tak na wszelki wypadek, gdyby przysnęło się nam w czasie wieczornego słuchania.
Z odtwarzaczem mam jednak trzy problemy. Po pierwsze – ikony są stanowczo za małe. Osoby o większych dłoniach będą miały nie lada problem, aby trafić w te mikroskopijne przyciski.
Po drugie, między belką odtwarzania a nagłówkiem zieje zazwyczaj wielka, biała plama. To dlatego, że przy większości audycji nie znajdziemy ani słowa opisu. Mamy tytuł, informację o prowadzącym i gościach, i to tyle – żadnych szczegółów odnośnie tego, co usłyszymy odsłuchując audycję. Jest to o tyle dziwne, że szczegółowe opisy audycji znajdziemy w wyszukiwarce podcastów, ale wewnątrz odtwarzacza już nie.
I w końcu po trzecie – grafika w nagłówku nie skaluje się poprawnie, co okropnie kłuje w oczy w tej ślicznej aplikacji. Problem ze skalowaniem zdjęć nie dotyczy zresztą samego tylko odtwarzacza – jeśli słuchamy podcastu TOK FM na smartfonie z Androidem, gdzie wygaszacz ekranu przyjmuje za tło okładkę albumu/audycji, obrazek jest rozjechany i nieczytelny. Bardzo źle to wygląda, ale wierzę, że to tylko bolączka wieku dziecięcego.
Skoro o bolączkach wieku dziecięcego mowa…
TOK FM nie ustrzegł się kilku problemów, wypuszczając swoją nową aplikację. Oczywiście nadal jest ona w wersji beta, więc takie „kwiatki” są dopuszczalne, tym niemniej trzeba o nich wspomnieć.
Często zdarza się, że po rozpoczęciu odtwarzania belka nie pokazuje, ile czasu pozostało do końca audycji. Z reguły pomaga na to restart odtwarzania, ale i tak jest to irytująca przypadłość.
Pozostając przy samym odtwarzaniu – kilka razy zdarzyło się, że po naciśnięciu pauzy odtwarzanie trwało nadal. W ciągu tygodnia obcowania z aplikacją trzy czy cztery razy aplikacji zdarzyło się zawiesić w czasie ładowania ramówki, a dwa razy po prostu przestała działać.
Ufam, że te niedoskonałości zostaną prędko wygładzone, bo sądząc po ocenach w Sklepie Play, nie tylko ja zwróciłem na nie uwagę.
Te drobne problemy można przeboleć. Ale wielu słuchaczy tego nie zrobi – „nie za te pieniądze”.
Nowa aplikacja TOK FM jest darmowa, ale… za darmo mamy dostęp tylko do odtwarzania radia na żywo. Czyli, na oko, 1/10 możliwości programu. Za dostęp do pozostałych funkcji i bogatego katalogu treści trzeba zapłacić abonament.
Aktualnie, w promocji -40 proc., abonament TOK FM obejmujący aplikację (nie samo WWW) kosztuje ok. 12 zł miesięcznie (100 zł za rok z góry) w wersji dla jednego urządzenia mobilnego. Chcąc słuchać podcastów TOK FM na kilku urządzeniach, musimy wybrać droższy abonament, kosztujący 18 zł miesięcznie (136 zł za rok z góry).
Według mnie to bardzo uczciwa cena za dostęp do tak wielu profesjonalnych, świetnych treści, ale obawiam się, że nie wszyscy podzielają ten pogląd.
Abonament za dostęp do audycji radiowych, w sytuacji gdy za zero złotych można słuchać podcastów o każdej tematyce pod słońcem, to trudny temat. Sam nie wierzę, że to mówię, ale aplikacji TOK FM dobrze zrobiłyby… reklamy. Nie takie wewnątrz aplikacji, ale takie, jak w normalnych audycjach czy podcastach. Wtedy radio mogłoby zaoferować darmowy próg dla tych, którzy chcą słuchać archiwalnych audycji, a reklamy im nie przeszkadzają, a abonament zatrzymać dla tych, którzy wolą słuchać podcastów bez treści sponsorowanych.
Nie mnie pouczać Agorę odnośnie ich modelu biznesowego. Szkoda by było jednak, żeby TOK FM z tak dobrą aplikacją i tak bogatą biblioteką audycji zaskarbił sobie równie złą reputację, jak paywall Gazety Wyborczej.
Według statystyk Google Play, dostępna od 2014 roku aplikacja TOK FM od dawna jest na pierwszej pozycji w sekcji „najbardziej dochodowe" kategorii „Wiadomości i Czasopisma". I mógłbym to potraktować jako dobry omen, wyznacznik tego, że się mylę, ale... gdy patrzę, z jakiej jakości aplikacjami wygrywa TOK FM, wcale się nie dziwię, że więcej osób płaci Agorze...
*Nowa aplikacja TOK FM dostępna jest w Sklepie Google Play oraz Apple App Store.