Gazeto Wyborcza, masz 100 tys. płacących za paywalla. Powiem ci co zrobić, żeby było ich więcej
Gazeta Wyborcza ma dziś co świętować – za ich cyfrową prenumeratę płaci już 100 tysięcy ludzi! To ogromny sukces, ale ja wiem, że nie dołączę do tego grona w przewidywalnej przyszłości.
Przede wszystkim – gratulacje. Mówię całkiem szczerze, przekonać taką rzeszę ludzi w naszym kraju do płacenia za treści w Internecie to nie lada sukces. Tym bardziej, że prenumerata znowuż taka tania nie jest. 20 zł miesięcznie piechotą nie chodzi, a już Polak znajdzie milion ciekawszych sposobów na wydanie tej kwoty, byle tylko nie zapłacić jej za legalny dostęp do treści.
A teraz zerwijmy tę piękną otoczkę sukcesu, bo choć liczby wyglądają imponująco, to wcale nie są tak dobre, jak się wydaje.
Ja do tych 100 tys. płacących jednak nie dołączę. Pomimo tego, że cena mnie nie odstrasza i pomimo tego, że jestem wielkim zwolennikiem paywalla jako systemu zarabiania przez internetowych wydawców, który – mam nadzieję – w perspektywie czasu albo wyprze albo znacząco zredukuje obecny model, oparty o chamską reklamę.
Dlaczego więc nie zapłacę Wyborczej za prenumeratę?
Bo Wyborcza nie przekonała mnie w żaden sposób, że warto to zrobić.
Kiedy chciałem dziś rano przeczytać artykuł o 100 tys. prenumeratorów na Wyborcza.pl, ręce nie pierwszy raz mi opadły. Doczytałem dwa akapity i WTEM:
Dla jasności – od dobrych dwóch miesięcy nie zaglądałem na żadną ze stron, którą obejmuje paywall Wyborczej.
Taki komunikat witał mnie na ich stronach już wcześniej, nawet wtedy, gdy przeczytałem jeden-dwa artykuły. Nie wiem, czy po prostu Wyborcza tylko na tyle pozwala, czy może algorytmy naliczające ruch na stronie mylnie zliczają wejścia, ale pozostaje faktem, że bez subskrypcji na Wyborczej przeczytać nie mogę praktycznie nic.
I to pierwszy z dwóch powodów, dla których nie zapłacę Wyborczej za prenumeratę. Chciałbym najpierw móc zobaczyć, czy faktycznie jest za co zapłacić. Dostać konkretną liczbę darmowych artykułów i konkretną informację o tym, ile jeszcze pozostało mi do przeczytania.
Tak postępuje na przykład The New Yorker, czyli moim zdaniem, dom najlepszych treści w CAŁYM Internecie. Zasady są bardzo proste – czytelnik otrzymuje darmowy dostęp do 10 artykułów miesięcznie, potem płaci dolara tygodniowo. I za tę symboliczną opłatę dostaje dostęp nie tylko do artykułów na stronie, ale też do magazynu New Yorker, który co tydzień ląduje na mailu. I to jest wartość dodana, za którą byłbym skłonny zapłacić znacznie więcej, niż tego dolara tygodniowo. Najpierw widzę, co zyskam, a gdy płacę, otrzymuję znacznie więcej, niż oczekiwałem.
Pozostaje też drugi powód – natura Internetu jest taka, że nie każdą treść powinno się zamykać za paywallem.
W pełni rozumiem opłatę abonamentową za unikalne, wysokiej jakości treści, reportaże, artykuły, wartościowe informacje. Do pewnego stopnia jestem w stanie zrozumieć, że Wyborcza uniemożliwia mi bezpłatny dostęp do tego typu artykułów, zachęcając do wykupienia prenumeraty.
Ale kiedy widzę ten sam komunikat przy prostym newsiku o wyjeździe polityka za granicę z dwoma zdaniami komentarza i jednym cytatem, krew mnie zalewa. To mniej więcej tak, jakbyśmy nagle na Spider's Web zamknęli za paywallem artykuł o przeciekach dotyczących nowego smartfona, składający się ze zdjęcia i kilku zdań komentarza. Absurd.
A tylko na dzisiejszej stronie głównej Wyborczej znalazłem kilka artykułów stricte newsowych, w dodatku prowadzących do lokalnych wydań gazety (np. wersji trójmiejskiej), w których po wejściu przez inną przeglądarkę w trybie incognito okazywało się, że pod blokadą zostały… 2 dodatkowe akapity treści. W dodatku parafrazujące to, co przekazywały dwa pierwsze.
Natura Internetu jest taka, że za pewne rodzaje treści nikt już w Sieci nie płaci. Sami sobie zgotowaliśmy ten los, ale skoro już do tego doszło i skoro niemal wszyscy wydawcy zgodnie się do tego dostosowali, to zamykanie za paywallem treści, które u innych mogę przeczytać za darmo, balansuje na granicy przyzwoitości.
Wyborcza ma powody do dumy, ale jeszcze więcej powodów do zastanowienia.
Dziś paywall rośnie i z tego co widzę, przekracza oczekiwania samych wydawców (zakładali 90 tys. subskrypcji na koniec roku). Doświadczenia zachodnich mediów uczą jednak, że nie da się daleko zajechać oferując ludziom mniej, lub dokładnie tyle, za ile zapłacili. Chcąc utrzymać taki model, trzeba dawać subskrybentom więcej, niż oczekiwaliby za te 20 zł miesięcznie. Trzeba dać im o tyle więcej, by czuli, że te 20 zł to wręcz okazja, darmocha.
Na polskim rynku doskonale robi to Newsweek, który w swojej subskrypcji Newsweek Plus dodaje tak wiele treści za tak relatywnie niewielką opłatą, że aż chce się płacić. W „zachodnim” Internecie doskonale robi to wspomniany New Yorker, oferując za śmieszne pieniądze dziennikarstwo najwyższych lotów, którego ze świecą szukać gdzie indziej.
Ja nie czuję jednak na razie, by Wyborcza oferowała mi równie bogate doświadczenie, kasując za dostęp do treści znacznie więcej pieniędzy. I wcale się nie dziwię, że rok do roku liczba wzrosła tak nieznacznie - przecież rok temu o tej porze gratulowaliśmy 77 tys. płacących osób. 100 tys. w próżni zrobiłoby wrażenie, ale tempo wzrostu wcale nie imponuje.
Jeśli szukacie przyczyn - szukałbym ich właśnie w tym artykule.