Netflix jest przygotowany na serwisy streamingowe od Disneya i Apple’a
To, że w dobie oceanu kompletnie nierentownych, a wciąż wycenianych na setki miliardów dolarów startupów, Netflix jawi się jak jasno świecąca latarnia, wiemy nie od wczoraj. Dziś wiemy z kolei, że serwis Reeda Hastingsa jest świetnie przygotowany na nadchodzące tsunami rynkowe związane z pojawieniem się na nim serwisów streamingowych od Disneya, Apple’a, czy WarnerMedia.
Napisałbym teraz z chęcią, że Netflix będzie jak Spotify po pojawieniu się na rynku Apple Music, ale byłoby to niesprawiedliwe.
Wprawdzie Spotify rośnie i znakomicie sobie radzi pod względem zasięgowym, niezależnie od wzrostów serwisu należącego do mogącego sobie pozwolić na wszystko technologicznego giganta, ale jednak wciąż nie jest rentowny. W przeciwieństwie do Netfliksa, który mimo niesamowitego wzrostu skali biznesu, nieprawdopodobnie wysokich wydatków na rozwój oferty, znacznie przekraczających to, co wydaje konkurencja, z kwartału na kwartał pokazuje solidny zysk netto.
Jak chociażby w ostatnim kwartale, gdy Netflix zarobił na czysto 403 mln dol. To mocny wzrost w porównaniu do Q3 2017, gdy zanotowano 129,6 mln dol. zysku. Dodajmy do tego bardzo przyjemny skok przychodów z 2,98 mld dol. rok temu do 4 mln dol. na koniec 3. kwartału 2018 r., który został zbudowany na bardzo dużym przyroście opłacających abonament użytkowników.
W ostatnich trzech miesiącach Netflix dodał aż 6,96 mln subskrybentów swojej oferty, przebijając najśmielsze oczekiwania analityków rynkowych. Łącznie liczba płacących za serwis Netfliksa osób wynosi aktualnie 137 milionów.
Co więcej, wykres przedstawiający dynamikę przyrostu abonentów nie pozostawia złudzeń - Netflix wpadł właśnie w wiralowy trend wzrostu. Jak pięknie widać na poniższym obrazku, rośnie nie tylko baza klientów zagranicznych - co jest zrozumiałe patrząc na skalę międzynarodowego rozwoju Netfliksa - ale także baza klientów lokalnych, amerykańskich. Wydawałoby się, że akurat ten rynek jest już bardzo mocno spenetrowany i nasycony, tymczasem w ostatnim kwartale serwis streamingowy zdobył aż 1,09 mln nowych amerykańskich klientów.
To plus deklaracja inwestycji aż 8 mld dol. w oryginalne, własne produkcje w tym roku stawia Netfliksa w wymarzonej sytuacji przed 2019 r., gdy na rynku streamingu wideo na żądanie pojawią się nowi gracze należące do największych firm technologiczno-medialnych. W oficjalnym liście do udziałowców, CEO Netfliksa Reed Hastings, nie owija w bawełnę:
I dokładnie to Netflix robi od dawna. 8 mld dol. rocznie nie są wydawane jedynie na wielkie amerykańskie produkcje, lecz przede wszystkim na ważne lokalne projekty. Stąd tak udane produkcje jak niemiecki „Dark”, czy brytyjski „The Crown” (miejmy nadzieję, że wkrótce do tej listy dołączy polski „1983”).
To chyba najważniejszy aspekt mający wpływ na bezpieczeństwo operacyjne Netfliksa - sukces i wynik finansowy nie jest uzależniony od jednego projektu, jednej serii serialu, czy hitu filmowego. Na lokalnym amerykańskim rynku z kolei Netflix angażuje wielkie pieniądze w nowe studio, które powstanie w Albuquerque. Będzie kosztować 1 mld dol. i stworzy ok tysiąc nowych miejsc pracy.
Podsumujmy - wiralowo rosnąca baza klientów, stałe wzrosty przychodów, potężne budżety produkcyjne, nowe wielkie studio produkcyjne. Netflix jest doskonale przygotowany na 2019 r., gdy na rynku powinno się pojawić aż 3 potężnych nowych graczy - serwis na żądanie od Walta Disneya, apple’owski serwis streamingowy oraz nowy produkt WarnerMedia należący do komórkowego giganta AT&T.
Rezultat dla Netfliksa będzie zapewne podobny do tego, co było udziałem Spotify, gdy na rynku pojawiło się Apple Music - szwedzki serwis dostał dodatkowego kopa, który wywindował go na jeszcze szybsze tory wzrostu. Jedyną różnicą pomiędzy Spotify a Netliksem jest to, że serwis wideo już dziś jest potężnie silnym podmiotem pod względem finansowym. Spotify wciąż szuka rentowności.