REKLAMA

Otoczony elektroniką nadal zmuszony jestem korzystać z tradycyjnych książek, by efektywnie się uczyć

Znane powiedzenie mówi, że człowiek uczy się przez całe życie. I choć odnosi się ono bardziej do nabierania mądrości życiowej, niż procesu regularnej edukacji, to truizmem jest stwierdzenie, że musimy ciągle zdobywać wiedzę, żeby nadążyć za zmianami wokół nas.

Tradycyjne podręczniki lepiej sprawdzają się w nauce niż e-booki
REKLAMA
REKLAMA

U progu czterdziestki powtarzam angielski ("Odmień być! Weź się, tato"), zmagam się z niemiecką gramatyką, a ostatnio zacząłem uczyć się programowania. Stosuję różne metody. Te nowoczesne, interaktywne, mobilne oraz tradycyjne. Nie odkryję Ameryki, gdy napiszę, że te drugie mogą być bardziej efektywne.

Kindle nie nadaje się do nauki.

Zanim zacząłem używać Kindle'a do nauki, naiwnie wierzyłem, że będzie się do niej idealnie nadawał. Możliwość wyszukiwania w książkach niczym w internecie, robienia notatek czy podkreśleń? Wszystko to brzmi atrakcyjnie dla człowieka pełnego zapału do zdobywania wiedzy. Zwłaszcza gdy pomyśli się o wertowaniu książki, strona po stronie. Rzeczywistość wyleczyła mnie ze złudzeń.

Koronnym dla mnie przykładem, że Kindle jest bezużyteczny w edukacji, była prosta sytuacja. Dotarłem do końca rozdziału książki o programowaniu w Pythonie i przystąpiłem do ćwiczeń praktycznych. Treść zadania była dość rozbudowana, za to klucz do niego znajdował się kilkanaście stron wcześniej.

Skakanie między dwiema częściami książki jest na Kindle'u ekstremalnie niewygodne. Skończyło się tak, że otoczyłem się trzema sprzętami, by zadanie wykonać. Na Kindle'u otworzyłem treść ćwiczenia z licznymi zmiennymi do wprowadzenia. Aplikacja Amazonu na smartfonie pomogła mi znaleźć klucz. Wreszcie Jupyter Notebook na laptopie posłużył do wykonania zadania.

Sytuację rozwiązałem ostatecznie w niezwykle prosty sposób. Kupiłem książkę tradycyjną, a jej wersję w e-booku po prostu odłożyłem. Dziś uczę się z analogowym podręcznikiem, w którym zakreślam mazakiem ważne fragmenty, a do ćwiczeń służy mi laptop. Oczywiście Kindle nadal pozostaje ulubionym gadżetem do czytania książek, ale porzuciłem go jako narzędzie edukacji.

Nowe nie wyparło starego.

Stwierdzenie, że stary, fluoryzujący mazak jest skuteczniejszym narzędziem do nauki niż nowoczesne technologie, byłoby mimo wszystko nadużyciem. Rzeczywiście tak jest, gdy korzystamy z podręczników. Oprócz nich korzystam również z innych metod. Wykorzystuję do ćwiczeń aplikację Solo Learn, a także oglądam lekcje wideo na YouTubie.

Wszystko to sprawia, że nauka ma wiele wymiarów i - mam nadzieję - łatwiej będzie utrwalić zdobytą wiedzę. Jestem dopiero na początku drogi, ale już wiem, że przyszłości pomocna okaże się społeczność programistów.

iPad jeszcze długo nie zastąpi laptopa.

REKLAMA

Oprócz Kindle'a używam do nauki również iPada. Służy mi głównie do oglądania wspomnianych lekcji wideo czy ćwiczeń w aplikacjach. Samo pisanie kodu może być efektywne wyłącznie na komputerze. Owszem, można pobrać na urządzenia z iOS czy Androidem interpreter Pythona (np. Pythone IDE), ale nie spełni on swojej roli, choćby ze względu na prędkość działania. Zwyczajne zintegrowane środowisko programistyczne czy open-source'owy notatnik dają komfort pracy, którego próżno szukać na tablecie lub smartfonie. A przecież mówimy tylko o nauce na wczesnym etapie, a nie poważnych projektach programistycznych.

Podsumowując dotychczasowe doświadczenia, mogę napisać jedno. Tablet, smartfon czy czytnik mogą wspomagać proces nauki. Nie powinny być jednak jej podstawowym narzędziem. Niby to oczywiste, prawda? Spójrzmy jednak na ostatnią konferencję Apple'a, na której zaprezentowano iPada (2018) czy pokazany dzień wcześniej tablet Acer Chromebook Tab 10. Te urządzenia pozycjonowane są marketingowo z myślą o edukacji. Warto o tym pomyśleć.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA