W App Store jest coraz mniej aplikacji. I jest to bardzo dobra wiadomość
W sklepie z aplikacjami na iPhone’y i iPady w 2017 roku było mniej pozycji niż w poprzednim analogicznym okresie. W konkurencyjnym Google Play jest ich już niemal dwukrotnie więcej. Wbrew pozorom to wcale nie jest zła wiadomość dla klientów Apple’a korzystających z App Store.
App Store bije kolejne rekordy, ale na koniec minionego roku w jego zbiorach zanotowano mniej pozycji niż rok wcześniej. Ich liczba zmalała z 2,2 mln do 2,1 mln. W analogicznym okresie w konkurencyjnym Google Play ten parametr wzrósł, i to znacząco.
Google Play wyprzedził App Store lata temu i już nawet nie widzi konkurenta w tylnym lusterku.
Oficjalne repozytorium programów i gier na Androida może pochwalić się 3,6 mln pozycji. Zaliczyło jednocześnie 30 proc. wzrost rok do roku. Jeśli tendencja się utrzyma, za rok w Google Play będzie dwukrotnie więcej aplikacji niż w App Storze.
Od rana w sieci widzę głosy wieszczące upadek App Store’u i koniec Appla’a. No bo jak to tak, skoro jest mniej niż było, to musi być przecież z zasady zła wiadomość. Tylko jeśli się nad tym dłużej zastanowić... co z tego?
Suche liczby nic nie znaczą.
Na początku swojego istnienia sklepy z aplikacjami na smartfony rywalizowały ze sobą pod kątem liczby dostępnych w nich programów i gier. Gdy była ona liczona w dziesiątkach i setkach tysięcy, miało to sens.
Już w 2015 roku zwracałem uwagę na to, że porównywanie App Store’u i Google Play pod tym kątem straciło rację bytu. Liczba aplikacji o niczym nie świadczy - tak samo jak gigaherce, megapiksele i suche wyniki benchmarków.
Ile macie aplikacji na smartfonie. Kilkadziesiąt? Kilkaset?
Dla miłośników cyferek dwukrotnie więcej aplikacji w sklepie Google’a może brzmieć jak istotna przewaga Androida nad iOS, ale w praktyce nie ma to żadnego znaczenia. Użytkownicy i tak zainstalują mniej niż promil dostępnych pozycji.
Debatować możemy jedynie o jakości aplikacji i aktualizacji, co przy tak ogromnej bazie jest praktycznie niemożliwe. Obie platformy są od lat porównywalne pod względem zasobów, a w obu można znaleźć świetne programy niedostępne u konkurencji.
Warto odnotować, że w ubiegłym roku zmalała też liczba zgłoszonych programów, a mniej portowanych jest z Androida na iOS niż w odwrotną stronę. Ponownie jednak, suche liczby nie świadczą w żaden sposób o przewadze jednej platformy nad drugą.
Apple nie ma problemów z usuwaniem programów ze swoich zbiorów.
Przeprowadzono już kilka czystek - najpierw usunięto aplikacje sprawiające problemy, a w ubiegłym roku pod nóż poszły wszelkiej maści klony popularnych programów i gier.
W przyszłości pewnie całkowicie znikną też przestarzałe programy niewspierające 64-bitowych procesorów. Na liście pobranych mam jeszcze sporo pozycji, których nie da się zainstalować w iOS 11, a ich deweloperzy przestali swoje programy rozwijać lata temu.
W dodatku w przyszłości liczba aplikacji w sklepie jeszcze bardziej straci na znaczeniu.
Jestem przekonany, że za kilka lat instalowanie klasycznych aplikacji na smartfonie w większości przypadków zupełnie straci sens. Twórcy systemów Android, iOS i Windows zaczynają powoli wprowadzać wsparcie dla tzw. progressive web apps (PWA), czyli zaawansowanych aplikacji webowych.
Apple poczynił kolejny krok w tym kierunku po cichu już w iOS 11.3. Strony internetowe zaprojektowane jako PWA już wcześniej mogły zostać przypięte do pulpitu i wyświetlać się po otwarciu w pełnoekranowym oknie, a teraz w Spotlight figurują obok normalnych aplikacji z App Store’u.
PWA w iOS mają jeszcze sporo ograniczeń, w tym np. brak wsparcia dla systemowych powiadomień, ale to zapewne już tylko kwestia czasu. Zamiast licytować się dziś na to, który sklep ma więcej dostępnych pozycji, twórcy systemów operacyjnych powinni skupić się na odfiltrowaniu śmieci i szybkim wdrożeniu wsparcia dla aplikacji webowych nowego typu.