Trudno uwierzyć, że te potwory pochodzą z Rainbow Six Siege. Dodatek Operation Chimera - recenzja
Ubisoft odleciał w kosmos. To właśnie między gwiazdami francuscy deweloperzy znaleźli nowe wyzwanie dla fanów Rainbow Six Siege. Tak oto w Nowym Meksyku rozbija się rosyjska rakieta kosmiczna, a chwilę potem lokalne miasteczko zamienia się w piekło na ziemi. Zostaw tego zakładnika i zajmij się walką z kosmicznymi mutantami.
Operation Chimera to pierwszy z czterech sezonów, jakie twórcy Rainbow Six Siege zaplanowali na trzeci rok istnienia gry. Koszt natychmiastowego odblokowania nowych operatorów to około 30 zł, dzieląc tegoroczną przepustkę sezonową na cztery części. Operation Chimera jest warte tych dwóch paczek fajek? Wiem jedno - gdybym dalej palił, to już bym ich nie miał, bo zupełnie nowy, darmowy tryb kooperacji kosztuje masę, masę nerwów. Ale za to jaki jest odświeżający i ciekawy!
Operation Chimera jest dla Rainbow Six Siege tym, czym Nazi Zombies jest dla Call of Duty: WWII.
Nowy sezon wprowadza kooperacyjny tryb o nazwie Outbreak. Ten istnieje obok klasycznych rozgrywek Multiplayer 5v5, taktycznych szkoleń Situations oraz odprężającego Terrorist Hunt. Outbreak to gigantyczny przełom dla Rainbow Six Siege. Oto bowiem po raz pierwszy w historii tej gry operatorzy z wrogich sobie grup atak/obrona stają ramię w ramię, wspólnie walcząc z kosmicznym zagrożeniem.
Outbreak polega na tworzeniu trzyosobowych drużyn złożonych w ofensywnych oraz defensywnych operatorów. Takie ekipy są wysyłane w samo serce terenów wroga. Aby balans rozgrywki nie został zachwiany, Ubisoft zdecydował, że tylko część ze wszystkich grywalnych postaci będzie mogła wziąć udział w walce z kosmicznym pasożytem. Doskonale rozumiem motywację twórców. Dotychczasowi operatorzy byli tworzeni z myślą o klasycznej walce PvP. Co-op, do tego mieszający defensorów i atakujących, to postawienie filarów Rainbow Six Siege na głowie.
Outbreak to rozgrywka oparta o serię zadań, jakie muszą wykonać gracze na skażonym, niezwykle niebezpiecznym terenie.
W nowym trybie z dodatku Operation Chimera wszystko, co tylko się rusza, jest wrogie wobec drużyny gracza. Kosmiczny pasożyt przejął ciała mieszkańców Nowego Meksyku, zamieniając je w coś na kształt krwiożerczych mutantów. Kreatury są głupie, ale szybkie. Do tego działają w wielkich grupach, a także dzielą się na podgatunki. Poza typowymi siepaczami mamy również biegające bomby, lewitujące reproduktory, a nawet potężnego tanka, którego trzeba podejść sposobem.
Na szczęście operatorzy zachowali swoje specjalne umiejętności. Tachanka wciąż może rozłożyć wielki stacjonarny karabin MLG połączony z tarczą balistyczną (która akurat w trybie Outbreak na nic się zdaje). Doc w dalszym ciągu leczy na dystans. Kaplan dalej nosi ze sobą kilka śmiercionośnych pułapek, które może rozkładać we framugach drzwi i okien. Obserwowanie połączonych umiejętności operatorów ataku oraz obrony daje niesamowity efekt. Wprowadza do rozgrywki posmak, jakiego wcześniej nie było.
Nowy Meksyk został podzielone na trzy wielkie, grywalne mapy. Te wręcz uginają się od szczegółów. Pod względem zagospodarowania wirtualnej przestrzeni, Chimera zawstydza architektów lokacji z podstawowej wersji gry. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Pomimo nastroju z filmu grozy, Rainbow Six Siege stał się niezwykle okazały wizualnie. Do tego pełen detali i alternatywnych ścieżek do celu. Eksperymenty z bardziej otwartymi lokacjami zdecydowanie służy twórcom.
Ze zdziwieniem muszę przyznać, że Outbreak jest naprawdę trudnym, wymagającym trybem.
Tak długo, jak trzeba pokonać X wrogów, nie natrafiałem na żadne problemy. Kiedy jednak misja wymusza na trzyosobowej drużynie obronę konkretnego miejsca, zaczynają się bardzo strome schody. Zmiana pięciu defensorów na trzech graczy z obu grup operatorów daje o sobie znać. Outbreak w żadnym stopniu nie pozwala na zbudowanie takich fortyfikacji, co w trybie 5v5. Problematyczne o tyle, że wrogiem jest horda kosmicznych demonów, które swoimi szponami są w stanie rozrywać każdą ścianę i powierzchnię. Łącznie z metalem i betonem!
Widzę, że świeżo po premierze Operation Chimera gracze wciąż nie opracowali odpowiednich strategii defensywnych. Zaledwie co trzecią misję udaje mi się zakończyć z powodzeniem. Takie zwycięstwo jest jednak okupione krwią, wulgaryzmami i naprawdę wieloma podnoszeniami mojej półprzytomnej postaci z ziemi. Na szczęście poziom trudności działa mobilizująco. „Jeszcze tylko jedna sesja“ z Rainbow Six Siege błyskawicznie wchodzi z krwiobieg.
Do gry trafiły dwie nowe postaci. Obie wyszkolone do walki z zagrożeniem bioterrorystycznym.
Tym razem Francuzi z Ubisoftu postawili na fikcyjną jednostkę o nazwie CBRN. To międzynarodowa komórka najlepszych operatorów na świecie, którzy reagują na zagrożenia o biologicznym, radiacyjnym oraz atomowym podłożu. Zgodnie z linią fabularną DLC, to właśnie operatorzy CBRN zostają wysłani do Nowego Meksyku, aby zbadać, co dzieje się w miejscu kosmicznej katastrofy.
Finka to Rosjanka, która jest wyspecjalizowana w immunologii oraz mikrobiologii. Teraz wchodzimy w pełne science-fiction - bohaterka DLC korzysta z przenikających do organizmu nanobotów, aby wzmocnić siebie oraz członków drużyny. Kilkusekundowa premiera pozwala lepiej celować, chwilowo zwiększa liczbę punktów życia, a także umożliwia powstanie o własnych siłach, gdy zostało się obalonym.
Moim ulubieńcem jest jednak Francuz Leon. Jego unikalna zdolność to aktywacja latającego drona EE-ONE-D. Maszyna pozwala dokonać krótkotrwałego przeglądu CAŁEGO pola walki. Wystarczy, że podczas skanowania terenu jakaś jednostka poruszy się chociaż o milimetr, a już jest zaznaczana na kilka sekund. Nawet, jeżeli chowa się za ścianą, nad lub pod operatorem. Przepotężny zwiad, który na szczęście może być kontrowany specjalnymi umiejętnościami części innych postaci.
Dziwię się Ubisoftowi, który zadecydował, że Outbreak będzie wydarzeniem ograniczonym czasowo.
Zgodnie w obietnicą wydawcy, tryb co-op w zdewastowanym Nowym Meksyku będzie aktywny do 3 kwietnia 2018 r. To cholernie zła decyzja i nie rozumiem, dlaczego została podjęta. Jak gdyby twórcy sami bali się, że zbytnio popłynęli z fantazją, więc teraz zasłaniają się zaledwie czasowym wydarzeniem. Zupełnie niepotrzebnie. Jasne, tryb Outbreak pasuje do Rainbow Six Siege jak pięść do nosa. Co nie znaczy, że jest złe!
Wręcz przeciwnie. Gdyby nie pomysł kooperacji defensorów oraz atakujących, zapewne nie wróciłbym do sieciowej strzelaniny. A tutaj proszę - zbliża się 2 w nocy. Ciężko oderwać mi się od konsoli, ponieważ pojedyncza rozgrywka z nowym trybem została rozciągnięta idealnie w czasie. Nie jest ani śmiesznie krótka, ani za długa. W sam raz. Pozostawia lekkie uczucie niedosytu, ale lepsze to niż przejedzenie.
Kiedy Ubisoft wytnie tryb Outbreak z Rainbow Six Siege, pierwszy sezon zorganizowany w ramach trzeciego roku istnienia gry będzie znacznie skromniejszy. Dwóch nowych operatorów oraz długo oczekiwane poprawki balansu to zbyt mało. Brakuje jakiejkolwiek nowej mapy do klasycznego 5v5, z kolei nowe bronie się raptem dwie. W tym jedna futurystyczna, opisana jako prototyp rosyjskich służb specjalnych. Outbreak musi zostać w grze na stałe. Tak, jak na stałe Nazi Zombies istnieje w Call of Duty: WWII.