Biedronka sprawdzała kondycję pracowników przy użyciu specjalnych czujników
Czy i jak można monitorować pracę pracownika? W ostatnich dniach pytanie to ponownie stało się palące po tym, jak osoby zatrudnione w 20 sklepach Biedronka przez jeden dzień nosiły czujniki rejestrujące, jak ciężko pracują.
Jak donosi Money.pl, feralnego dnia kierownictwo sklepów poprosiło pracowników o przyjście do pokoju socjalnego. Tam czekały osoby z firmy zewnętrznej zakładające aparaty do mierzenia pracy serca. Osoby te nie wylegitymowały, ani nie przedstawiły się. Po prostu nakładały kolejne holtery. Czujniki te wymagały od kobiet zdjęcia biustonoszy, więc konieczne było obwiązywanie pań bandażami. Jakby tego było mało, urządzenia zakładano w pokoju socjalnym, do którego każdy miał swobodny dostęp.
W żaden sposób nie wyjaśniono przyczyn i celu przeprowadzania takiego badania. To rzekomo było dobrowolne, ale nikt nie zapytał badanych o zgodę. Pracownicy bali się sprzeciwu, ponieważ uważali, że w ten sposób narażą się na utratę pracy. Nikt wcześniej nie poinformował ich też o konieczności noszenia jakichkolwiek urządzeń. Dnia poprzedniego otrzymali wyłącznie informacje o tym, że ich praca będzie obserwowana, a chwilę przed badaniem dowiedzieli się, że wyniki będą opracowywane zbiorowo.
Biedronka: “Badanie służy wprowadzaniu zmian korzystnych dla pracowników”
Biedronka w oświadczeniu przysłanym do redakcji Money.pl przyznała, że w 20 sklepach przeprowadzono na zatrudnionych badanie holterem:
Biedronka tłumaczy, że podobne badania są prowadzone od wielu lat, a do tej pory nikt im nie protestował. I rzeczywiście, nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ przechodzą je także inne grupy zawodowe pracujące w trudnych warunkach. Przeprowadzania takich badań wymaga prawo pracy i mają one na celu poprawę sytuacji pracowników, na przykład konieczność zapewnienia przez pracodawcę przerwy lub dodatkowego posiłku. Z drugiej strony, prawo pozwala na stosowanie mniej inwazyjnych metod niż holter. Metodologię obraną przez Biedronkę broni jednak jej wysoka dokładność.
Problematyczne nie było zatem samo badanie, ale fakt, że nie zostało ono przedstawione w odpowiedni sposób. Pracownicy zamiast traktować je jako coś, co może poprawić ich sytuację, zaczęli niepotrzebnie się obawiać. Tego można było uniknąć. Wystarczyło kilka zdań wprowadzenia na temat tego, że badanie jest dobrowolne, wymagane przez prawo pracy, wyniki nie są rozpatrywane indywidualnie i że są analizowane nie przez Biedronkę, ale instytut naukowy.
Czy monitorowanie pracownika to przyszłość?
Incydent w Biedronce wyjątkowo ciekawie wygląda w kontekście urządzeń ubieralnych, które stają się coraz tańsze i łatwiej dostępne, a ich możliwości stale rosną.
Czy różnego rodzaju opaski lub, w szczególnie drastycznym scenariuszu, wszczepy będą kiedykolwiek używane do ciągłego monitorowania zatrudnionych? Czy osoba wykładająca towar w magazynie będzie zmuszona do pracy na maksymalnych obrotach? Czy jej normy zostaną wyśrubowane do maksymalnych możliwości organizmu?
Sytuacja taka bardzo mocno ociera się o totalną inwigilację, a najgorsze jest to, że technologia w coraz większym stopniu będzie to wszystko umożliwiałą.
Pozostaje nam mieć nadzieję, że w przyszłości prawo zostanie dostosowane do nowych wyzwań i zakaże stosowania tego typu czujników nawet jeśli pracownik by wyraził na to zgodę.