Cudowna usługa miała posprzątać pocztę użytkowników. Niestety startup postanowił sprzedać ich maile
Usługa mająca wypisywać użytkowników z niechcianych newsletterów sprzedawała treść ich wiadomości firmom trzecim. O sprawie zrobiło się głośno, bo jednym z klientów był Uber. Na Unroll.me posypały się gromy.
Unroll.me to w założeniu bardzo przydatna usługa. Jej zadaniem jest skanowaniem nowych wiadomości i wypisywanie użytkownika z zaśmiecających skrzynkę newsletterów. Internet zachwycał się narzędziem już kilka lat temu. Wszystko szło dobrze, póki nie wyszło na jaw, że skanowanie poczty jest dla twórców Unroll.me sposobem zarabiania pieniędzy.
Unroll.me sprzedawał pocztę swoich użytkowników firmom trzecim.
Usługa dostępna jest bezpłatnie, co jej twórcy podkreślają na stronie głównej. Czy ktokolwiek łudził się, że unroll.me to projekt kilku altruistycznych programistów, którzy chcą zmieniać świat na lepsze? Startup postanowił zarabiać na użytkownikach mających dość spamu i to w dość kreatywny sposób.
Startup Unroll.me, który działa od 2011 roku, zarabia bezpośrednio na sprzedawaniu poczty swoich użytkowników. Dzieje się tak od momentu przejęcia firmy przez Slice, które miało miejsce w 2014 roku. Nabywca dostrzegł sposób monetyzacji usługi, po który pierwotnie twórcy nie sięgnęli.
O sprawie zrobiło się głośno za sprawą firmy Uber, która korzystała z usług Slice.
Dowiedzieliśmy się, że od Slice dane użytkowników kupował m.in. Uber. Przedmiotem transakcji były wiadomości osób, które zgodziły się na przeskanowanie swojej poczty celem usunięcia niechcianych subskrypcji. Uber nie był jednak zainteresowany pocztą, którą sam wysłał do swoich klientów.
Łakomym kąskiem dla Ubera były, jak podaje The Guardian za New York Times, zanonimizowane maile pochodzące od jego największego konkurenta w Stanach Zjednoczonych. Na celowniku firmy znalazła się poczta kierowana do internautów przez firmę Lyft, czyli starup świadczący usługi kojarzenia kierowców z pasażerami.
Szef Unroll.me wydał ciekawe oświadczenie w tej sprawie.
Na oficjalnym blogu Unroll.me pojawił się post, pod którym podpisał się Jojo Hedaya, założyciel i CEO firmy. Nie przeprosił on bynajmniej za sprzedawanie prywatnej poczty użytkowników firmom trzecim. Wyraził natomiast ubolewanie nad faktem, że "użytkownicy są zawiedzeni dowiedzeniem się, jak monetyzowana jest bezpłatna usługa".
Oczywiście nie zabrakło tam wyświechtanych frazesów o tym, że to "użytkownicy są sercem firmy". Hedaya przyznał też, że jako zespół starają się być szczerzy w tym co robią - w końcu "mają warunki świadczenia usług i politykę prywatności napisaną prostym językiem". CEO firmy przypomniał również, że każdy użytkownik zgodził się na te warunki akceptując oba dokumenty.
Szef Unroll.me zauważył jednak, że mało kto czyta te wszystkie regulaminy i formułki.
Obiecał, że w przyszłości jego firma będzie lepiej komunikować to na czym zarabia, by udostępniać ich zdaniem świetne narzędzie. Podkreślił, że sprzedawane dane są zanonimizowane i do nabywców trafia poczta pozbawiona informacji pozwalających zidentyfikować odbiorcę maila. Użytkowników to jednak nie uspokoiło.
Sprawa wygląda na duże pogwałcenie prywatności, ale trudno też jest mi jednoznacznie potępić Unroll.me. Większość firm świadczących darmowe usługi w internecie zbiera dane na temat użytkowników i handluje nimi. To powszechna praktyka, która budzi sprzeciw wtedy, gdy wyciągnie się ją na światło dzienne.
Nie myślimy na co dzień o tym, że firmy muszą na czymś zarabiać.
Pewnie na palcach jednej ręki mógłbym policzyć osoby sumiennie czytające wszystkie regulaminy usług online, z których korzystają. Unroll.me działało przez lata i nikt się nim nie zainteresował. Firma miała jednak to nieszczęście, że jej nazwa pojawiła się w kontekście wątpliwych etycznie działań Ubera.
Uber przez kilka lat był złotym dzieckiem amerykańskiej sceny startupowej, podawanym za wzór do naśladowania. Od miesięcy jest jednak w ogniu ostrej krytyki. Z pewnością skupowanie poczty użytkowników wysłanej przez Lyft nie przysporzy mu dobrej prasy, a Unroll.me oberwało się niejako przy okazji.
Rozumiem osoby, które poczuły się oszukane. Sam nie czułbym się komfortowo z tym, że ktoś sprzedaje moją pocztę. Jeśli jednak ktoś teraz rusza krytykować ten konkretny serwis, to niech zada sobie pytanie, dlaczego nigdy wcześniej nie zainteresował się jego modelem biznesowym.