Dezinformacja.net okazała się udanym startupem. Więc zwija się po tygodniu
Bartłomiej Misiewicz zmienia nie tylko armię, ale i sposób w jaki funkcjonuje internet. Otóż ten wielki prekursor trendów w polskiej sieci postanowił wydawać strony internetowe w odcinkach. Czy taki pomysł się przyjmie? Czy tak wygląda przyszłość mediów?
Przed tygodniem żartowałem, a nawet trochę kpiłem sobie z tego, że serwis dezinformacja.net Bartłomieja Misiewicza to taki typowy polski startup.
Swoją ocenę nie tylko podtrzymuję, ale też z satysfakcją odkrywam, że wypełniają się kolejne przesłanki typowego polskiego startupu (tak, ja wiem, że jest i jakoś tam sobie radzi np. Brand24, ale sam fakt istnienia Lewandowskiego nie znaczy, że wszyscy umiecie i powinniście grać w piłkę).
Dezinformacja.net - klasycznie - rozłożyła się.
Ale i tutaj mamy kolejny wart podkreślenia sukces - rozłożyła się w rekordowym tempie. Zajęło jej to tydzień, ale - kolejny punkt definicji zaliczony - oczywiście jest to wielki sukces autorów.
Do pełni szczęścia zabrakło mi w tym projekcie chyba tylko drugiej rundy inwestycyjnej, wyciągnięcia z miliona od jakiegoś łosia, wywiadów dla InnPoland oraz obowiązkowego wysłania mi firmowego kubeczka wraz z obowiązkowym codziennym molestowaniem na Messengerze, po tym jak zdecydowałem się opisać projekt na łamach renomowanego Spider's Web.
Panie Misiewicz...
Ja już Panu pisałem, że to Pan i Pana środowisko polityczne szerzy dezinformację. Teraz twierdzi Pan, że 140 000 wejść to jest wielki sukces, ale to nieprawda.
Jestem gotów się założyć, że tak mniej więcej 139 000 weszło tam wyłącznie dla "beki", bo nawet w komentarzach na Spider's Web z Pana projektu kpili sobie ludzie, którzy w poglądach i zachowaniach są często o wiele bardziej pisowscy od Prezesa Kaczyńskiego.
Niech Pan sobie daruje drugi odcinek swojego slapstickowego sitcomu pod tytułem "dezinformacja.net", bo już Pan udowodnił, że na robieniu stron w internecie nie zna się kompletnie, a i wartość merytoryczna strony była raczej mizerna, gdzie zamiast walczyć z dezinformacją (np. Sputnik), publikował Pan zwędzone z internetu obrazki i przygotowywał się do zaszczuwania wolnych mediów, które wytykałyby Panu i Pana kolegom niekompetencję.
Ja nie znam się na armii. Znam się trochę na internecie i na mediach, więc jeśli z Pana taki żołnierz, jak webmaster, redaktor, internauta i propagandzista, to... Boże chroń Polskę.
*Grafika główna pochodzi z serialu "Ucho Prezesa"