Sniper Elite 4 jest dla szeregowego, weterana i Rambo - pierwsze wrażenia Spider's Web
We wtorek rano wyruszyłem na zamknięty pokaz Sniper Elite 4. Miałem okazję wykonać od początku do końca misję z kampanii i postrzelać do innych graczy podczas rozgrywek multiplayer.
Najnowsza odsłona cyklu powraca do czasów II Wojny Światowej i rzuca bohatera poprzednich części, Karla Fairburne'a, na teren Włoch z 1943 roku. Jego zadaniem jest oczywiście eliminacja nazistów - najlepiej z dystansu. Sniper Elite 4 ma na szczęście formułę sandboksa i zmusza do ciągłego skradania się, ukrywania się godzinami w krzakach i celowania we wrogów wyłącznie z oddali.
Początki serii sięgają 2005 roku, a Sniper Elite zadebiutuje za niecały miesiąc.
Pierwsza część cyklu wydana została ponad dekadę temu na konsolę Xbox. Na kontynuację czekaliśmy aż do 2012 roku. Dopiero po Sniper Elite V2 studio złapało wiatr w żagle, a Sniper Elite 3 sprzed 3 lat zostało ciepło przyjęte przez graczy.
Pierwotnie Sniper Elite 4 miało zadebiutować pół roku temu, ale studio Rebellion zdecydowało się poświęcić jeszcze kilka miesięcy na doszlifowanie produkcji. Gra pojawi się na Walentynki 14 lutego na pecetach i konsolach obecnej generacji.
Podczas pokazu nie został mi co prawda udostępniony finalny kod, ale gra w tej wersji wygląda naprawdę ładnie, działa płynnie już na miesiąc przed premierą i nie znalazłem w niej zbyt wielu błędów.
Sniper Elite 4 to pierwsza odsłona serii, w której twórcy nie musieli borykać się z ograniczeniami konsol poprzedniej generacji. Znacznego usprawnienia doczekała się oprawa graficzna. Nie jest to może poziom gier na wyłączność i np. Uncharted 4, ale oprawa audiowizualna jest na wysokim poziomie.
Na uwagę zasługuje tutaj zresztą nie tyle odwzorowanie świata i każdego źdźbła trawy, co brak znikających modeli w oddali. W przypadku snajpera możliwość oceny terenu z dużego dystansu, nawet bez lornetki lub bez patrzenia przez lunetę, to szalenie ważna sprawa i tutaj Sniper Elite 4 nie zawodzi.
Snajper w tytule nie powinien zniechęcać miłośników casualowych strzelanin.
Oczywiście w Sniper Elite 4 zawarty został tryb odwzorowujący fizykę lotu pocisków, w tym np. wpływ wiatru, ale nie oszukujmy się - z takiego utrudnienia ucieszą się wyłącznie hardcore'owcy i miłośnicy serii Dark Souls. Na szczęście jest on w zupełności opcjonalny, poziom trudności można dostosować do swoich potrzeb.
Ja bawiłem się dobrze - a momentami nawet było mi zbyt łatwo pokonywać kolejnych wrogów - na ustawieniach normalnych. To dobrze wróży, bo nie jestem weteranem strzelanin na konsoli bez trybu auto-aim. Sniper Elite 4 potrafi dać w kość, ale może być też bardzo przystępny.
Sniper Elite 4 to nie typowy open world, ale w kolejnych mapach zawarte zostały elementy tego typu gier.
Nie mamy do czynienia z pełną agresywnych skryptów strzelanina na szynach. Gracz ma sporą dowolność w sposobie przechodzenia misji. Do każdego skupiska wrogów można podejść z kilku stron. Gra dzięki temu zachęca, by przechodzić ją kilkukrotnie. Dzięki mechanizmom gubienia pościgu nie zmusza do wczytywania checkpointu za każdym razem, gdy wróg wykryje naszą obecność.
Eliminacji wrogów można dokonywać z oddali lub wdać się z nimi w bezpośrednie starcie. Nic nie stoi też na przeszkodzie, by wrogiego żołnierza zabić nożem z ukrycia, a kolejną grupę nazistów sprzątnąć granatem. Następny oddział można rozproszyć strzałem w bak ciężarówki, a oficera ukatrupić detonacją klasycznej wybuchowej beczki.
Obawiam się jedynie o powtarzalność i schematyczność.
Już na pierwszej mapie pod koniec zabawy miałem wrażenie, że eliminacja kolejnych celów mimo tego bogactwa możliwości wygląda podobnie. Przy każdej fortyfikacji stała taka sama ciężarówka i można było znaleźć identycznie wyglądające generatory. Mam nadzieję, że w kolejnych misjach elementów otoczenia pojawi się więcej, a teren będzie nieco bardziej zróżnicowany.
Nie czułem też zbytniej różnicy pomiędzy karabinami, ale być może po kilkukrotnym przejściu tej samej misji załapałbym niuanse. Możliwe, że schematyczność uda się przełamać poprzez stosowanie np. różnych min i inne dodatkowe wyposażenie. Podczas pierwszej sesji ze Sniper Elite 4 korzystałem przede wszystkim z broni palnej.
Poprawiono mechanikę, ale strzelanie ze snajperki wymaga zmiany przyzwyczajeń.
Grę testowałem na PlayStation 4, więc do sterowania postacią używałem pada. Gra nie ma systemu auto-aim - albo jest tak dyskretny, a ja do niego przyzwyczajony, że nie zwróciłem na to uwagi. Niemniej jednak miło mnie zaskoczyła precyzja wybierania kolejnych celów.
Długo przyzwyczajałem się do tego, że przed oddaniem strzału - standardowo przez wciśnięcie R2 - warto trzymać przycisk R1. Służy on do ustabilizowania celownika przez wstrzymanie oddechu postaci. Zwykle strzały oddaję palcem wskazującym, a tu musiałem wykorzystać środkowy.
System strzelania został nieco usprawniony.
Przed oddaniem strzału kluczowe jest oszacowanie odległości do celu - czy to dzięki umiejętności oceny na podstawie wzrostu wroga, czy to dzięki oznaczeniu go z wykorzystaniem lornetki. Wtedy podczas celowania ze snajperki można wprowadzić modyfikator odległości w zakresach co 100 metrów.
Nie zabrakło oczywiście znanych z serii efektownych kill-shotów, w których widać prześwietlonych promieniowaniem rentgenowskim wrogów i spustoszenia, jakie nabój (lub, co jest nowością, nóż) czyni w ich ciele. Te wyglądają całkiem nieźle, ale i tutaj zwróciłem uwagę, że po godzinie zaczynają się powtarzać.
Jeśli chodzi o błędy to nie znalazłem ich wiele.
Zaledwie raz mój bohater zsunął się ze skalnej półki, a upadek z wysokości 4 piętra nie zrobił na nim wrażenia. Tak czy inaczej nieźle działa też nowy system przeskakiwania przeszkód i wspinania się, chociaż nadal nie można wykonać skoku w miejscu jak w większości innych strzelanin.
To, do czego mógłbym się przyczepić, to zmiana widoku z TPP na przyrządy celownicze lub lornetkę. Wielokrotnie przybliżałem widok i nie wiedziałem, w które miejsce patrzę. Musiałem kilkukrotnie włączać i wyłączać przybliżenie. Podczas oznaczania celów z oddali to nie problem, ale podczas walki po wykryciu... szkoda gadać.
Najbardziej ucieszyło mnie jednak to, że Sniper Elite 4 nie jest przesadnie wymagającym symulatorem.
Obawiałem się, że celowanie we wrogów będzie nawet na normalnym poziomie trudności bardzo trudne i co chwilę będę widywał ekran wczytywania rozgrywki. Tak się na szczęście nie dzieje, a gra jest w stanie nawet wybaczyć potknięcia takie jak omyłkowy strzał podczas skradania się i zaalarmowanie całego obozu.
Gra przy tym cały czas przypomina, że jest grą. Na ekranie co chwila pojawiają się linijki informujące o zdobyciu kolejnych punktów doświadczenia, mamy dostęp do radaru, a po ekranie latają cały czas ikonki. Nie pomaga to w immersji, ale też najwyraźniej nie takie było założenie.
Sniper Elite 4 nie jest zabawą wyłącznie dla jednego gracza.
Kampanię można przechodzić w trybie kooperacji. Mapa, w którą miałem okazję grać, faktycznie była zaprojektowana tak, by otoczyć wrogów z obu stron bądź we dwóch iść tą samą drogą i się wzajemnie kryć. Dostępny będzie też klasyczny tryb wieloosobowy.
Rozegraliśmy jedną partię 3 na 3 polegającą na przejmowaniu kolejnych zrzutów. Miałem spore trudności z odnalezieniem się na planszy, a by go ocenić musiałbym spędzić przy nim więcej czasu. Podobał mi się za to szczególnie jeden detal: błyskające światełko, gdy ktoś mierzy do nas ze snajperki.
Sniper Elite 4 bryluje jednak w rozgrywce dla jednego gracza daje wiele swobody w sposobie osiągnięcia stawianych przed nim wyzwań.
W grze nie brak wszelkiego rodzaju znajdziek jak na piaskownicę przystało. Jeśli chodzi o misje poboczne to są one zróżnicowane, ale też w sandboksowym stylu - Snajper nie stał się nagle grą cRPG. Do zabawy i zmiennego stylu gry zachęca też system wyzwań w misji, które wymagają np. używania określonego wyposażenia bądź wykonania wielokrotnie konkretnej akcji.
Zdziwiony byłem też, że chociaż wcielałem się w snajpera, to na normalnym poziomie trudności mogłem niczym Rambo pokonać cały oddział wrogów. Sztuczna inteligencja przeciwników wtedy nieco rozczarowywała, bo dawali się wystrzelać jak kaczki wchodząc po drabinie po tym, gdy zdradziłem swoją pozycję - strzeliłem, gdy nie zagłuszał mnie ryk silnika samolotu.
To mimo wszystko jednak zaleta, a nie wada. Dzięki temu gra nie wymaga rozpoczynania misji na nowo, gdy popełni się drobny błąd. Zapaleńcy włączą najwyższy poziom trudności i będą się skradać, a casualowy gracz nie będzie się frustrował. Nie polecam jednak grać jak Rambo, bo strasznie spłyca to rozrywkę, a miarowa eliminacja wrogów daje po prostu frajdę.