Wielki Brat patrzy. I widzi znacznie więcej niż kiedyś
Gdy George Orwell wydał pod koniec lat 40. powieść “Rok 1984” z łatwością można z niej było wyczytać krytykę systemu totalitarnego i znaleźć nawiązania do stalinowskiej Rosji. Ostatnio po latach wróciłem do tej antyutopii i widzę w niej dużo więcej. Wizja przyszłości naszkicowana przez brytyjskiego pisarza zaskakuje świeżością i trafnością przewidywań.
Orwell nie był teoretykiem
John Steinbeck udał się pod koniec 1947 r. z Robertem Capą do Rosji. Wskazywał wówczas na niezliczoną ilość mitów i - dziś powiedzielibyśmy “miejskich legend”, jakie narosły wokół tego kraju. Autor “Gron gniewu” postanowił osobiście przekonać się, jakie są Sowiety (jak je nazywano w Polsce międzywojennej). Opis swojej wizyty zawarł w książce “Dziennik z podróży do Rosji”. Orwell pisząc “Rok 1984” i rysując mechanizmy reżimu totalitarnego również nie był teoretykiem.
Orwell brał udział w wojnie domowej w Hiszpanii po stronie republikanów. Paradoksalnie musiał ukrywać się przed komunistami, gdy rezydent NKWD, Aleksandr Orłow, otrzymał z Moskwy rozkaz likwidacji Robotniczej Partii Marksistowskiej Unifikacji, w szeregach której walczył. Wielu cytujących pisarza w kontekście jego antykomunizmu doznaje szoku, gdy dowiaduje się, że znany literat był zadeklarowanym socjalistą. “Widziałem rzeczy wspaniałe i nareszcie wierzę naprawdę w socjalizm” - pisał w jednym z listów po powrocie do Anglii.
Proza Orwella, szczególnie powieści “Folwark zwierzęcy” i “Rok 1984”, to bardzo mocna i obrazowa krytyka totalitaryzmu. Obie książki weszły do kanonu literatury. “Rok 1984” stał się również symbolem popkulturowym. Chyba większość z nas rozumie znaczenie określenia “Wielki Brat”. Do Orwella nawiązywał Apple w swojej reklamie Macintosha z 1984 r. W języku zakorzeniło się też słowo “nowomowa” określające język władzy służący do manipulacji.
Świat opisany przez Orwella jest przerażający
Przyjrzyjmy się wizji stworzonej przez pisarza. Tym, którzy nie czytali książki krótko wyjaśnię, że świat roku 1984 podzielony jest na trzy walczące ze sobą mocarstwa: Oceanię, Eurazję i Wschódazję. Społeczeństwo tej pierwszej składa się z trzech (a jakże) warstw: na szczycie znajdują się uprzywilejowani członkowie wewnętrznej partii. W środku “klasa średnia” z partii zewnętrznej, tworząca przede wszystkim aparat urzędniczy niższego szczebla. Na dole drabiny są prole, zdecydowana większość, którą partia pogardza i traktuje jak podludzi.
Jak wygląda życie owej klasy średniej? Od rana do nocy bombardowana jest "informacjami". W mieszkaniach musi korzystać z teleekranów, urządzeń odbiorczo-nadawczych, które nie tylko emitują program, ale też służą do inwigilacji. Teleekrany znajdują się w sercu mieszkań i nie można ich wyłączyć. Taki przywilej mają tylko prominenci.
Płynie z nich nadzorowana przez Ministerstwo Prawdy propaganda, która nie ma nic wspólnego z informacją. Przekaz jest prosty: Oceania się rozwija. Ludziom żyje się coraz lepiej, Rośnie produkcja dóbr deficytowych. Toczy się wojna. Wróg nie śpi. W tym świecie pojęcie prawdy zostało zreinterpretowane. Prawdą jest to, co w danej chwili władza uzna za pożyteczne. Również historia i przeszłość straciły swoje pierwotne znaczenia. Przeszłością można manipulować.
Główny bohater pracuje w komórce, która zajmuje się fałszowaniem starych wydań gazet, znajdujących się w archiwum. Poprawianiem historii. Zmienia zatem artykuły o sojuszach, wymazuje ludzi, którzy - jak ładnie to określono - zostali ewaporowani, czyli po prostu zniknęli. Przeszłość tworzona jest na bieżąco i ma sankcjonować działania władzy w teraźniejszości.
Przerażający obraz, prawda? Ci, którzy czytali książkę zapewne pamiętają, jak mroczna była wizja Orwella. Niektórzy zaś podskórnie czuli niepokój dostrzegając uniwersalny charakter tej historii.
Wielki Brat patrzy
Mamy to szczęście, że nie mieszkamy np. w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej i możemy cieszyć się swobodą. Naszemu życiu (jeszcze) nie zagraża niebezpieczeństwo, gdy skrytykujemy władzę. Dlatego porównania do “Roku 1984” muszą być w jakiś sposób nadużyciem. Z drugiej strony, gdy wzniesiemy się ponad polityczną otoczkę znajdziemy wiele analogii.
Czym w istocie są teleekrany z powieści Orwella? O ile w dobie mediów tradycyjnych przekaz był jednokierunkowy, to Internet zaoferował nam wymianę informacji w obie strony. Dał poczucie uczestnictwa, a nawet współtworzenia. Złudne zresztą.
Portale i telewizje informacyjne raczą nas przez całą dobę papką informacyjną. Dezinformacja i zalew fałszywych wiadomości stają się domeną sieci społecznościowych. Duża część społeczeństwa nie potrafi wychwycić, że kierowany do niej medialny przekaz ma charakter reklamowy. Co jeszcze? Zamykamy się w informacyjnych bańkach, stając się odpornymi na opinie i poglądy, których nie podzielamy. Wielu z nas nawet na chwilę nie wyłącza dzisiejszych teleekranów, którymi są smartfony.
Gnuśniejemy, stajemy się bierni, rezygnujemy z wolności. Przy czym sam łapię się na tym, że dla wygody, zwykłego komfortu powierzam niesamowite ilości danych na swój temat ponadnarodowym koncernom. Mój Chromebook, przywiązanie do usług Google, konto na Facebooku są moim wyrzutem sumienia. Zapominam, że wielki brat patrzy. Nie traktuję go poważnie.
Oliver Stone nakręcił ostatnio film "Snowden". Opowiada on historię Edwarda Snowdena, demaskatora, który ujawnił skalę inwigilacji obywateli przez amerykańskie służby wywiadowcze. Najnowszy film Stone'a nie jest najwybitniejszym dziełem reżysera. Ma on na koncie produkcje znacznie lepsze, w tym obrazy wybitne, jak choćby "Pluton". Z drugiej strony film się broni ze względu na pokazaną w nim historię. Dlaczego o tym piszę? Bo poniekąd jest on symbolem naszego stosunku do Wielkiego Brata. Okazał się finansową klapą, choć na to nie zasłużył.
Wielki Brat patrzy i widzi dziś znacznie więcej. Wyłącznie dzięki nam samym.