Obejrzałem Walki robotów i chcę więcej. Komentarz Zimocha jedyny w swoim rodzaju
W familijnym filmie “Giganci ze stali” (tytuł oryg. Real Steel) Hugh Jackman gra promotora zajmującego się walkami robotów. W filmie roboty boksują się na arenie wzbudzając wielkie emocje. Nie każdy jednak wie, że walki robotów odbywają się w rzeczywistości. Od wczoraj możemy oglądać te emocjonujące widowiska również w polskiej telewizji na kanale DTX (Grupa Discovery).
Właśnie skończyłem oglądać pierwszy w odcinków nowej serii DTX Walki robotów. Choć do oglądania zasiadłem dość sceptycznie nastawiony, to po pierwszej rundzie powiedziałem do siebie: wow, to jest to, i ani się spostrzegłem, a minął cały odcinek.
Dzięki interesującym postaciom konstruktorów, ciekawemu komentarzowi sportowemu i emocjom na arenie oglądałem do końca i mam ochotę na więcej.
Na czym właściwie polega fenomen Walk robotów?
Pierwowzór serii, czyli program telewizyjny BattleBots był nadawany w Stanach Zjednoczonych początkowo w latach 2000-2002. Po kilkunastoletniej przerwie turnieje robotów powróciły w 2015 roku. To właśnie tę wznowioną serię mamy okazję śledzić od poniedziałku na kanale DTX.
Na czym polegają turnieje robotów? Trzeba przede wszystkim zauważyć, że tak naprawdę roboty nie walczą same – a walkę toczą ze sobą ich konstruktorzy. To oni przygotowują odpowiednio przemyślaną konstrukcję, budują ją, a następnie walczą zdalnie sterowanym robotem na arenie.
Budowa areny
Arena to miejsce bezpośredniego starcia robotów. Ponieważ dzieją się na niej rzeczy niebezpieczne, została pomyślana jako największa na świecie klatka zbudowana z kuloodpornego szkła. W ferworze walki po arenie fruwają kawałki blachy, metalowe części, a nawet zdarza się, że wybuchnie otwarty ogień. Całe szczęście, że publiczność turnieju jest odpowiednio chroniona.
Arena to nie tylko pasywne miejsce, na którym odbywa się walka. To również - podobnie jak w grach-bijatykach typu Mortal Kombat - miejsce niebezpieczne dla uczestników, a przeciwnik może to wykorzystać w walce.
Na arenie ukryte są różnego rodzaju zagrożenia. Przy jej brzegach znajdują się ślimacznice mające na celu zdezorientować nawigowanie robotem. Co jakiś czas w ściśle określonych miejsca pojawia się potężny młot. To tak zwany pulverizer - specjalnie skonstruowany młot ważący ponad 70 kg. Częstą strategią graczy jest wpychanie przeciwnika w miejsce uderzenia pulverizera.
Brzegi areny, w miejscach gdzie nie ma ślimacznic, są najeżone ostrymi metalowymi kolcami. W pierwszym odcinku nie widzieliśmy jeszcze wszystkich niespodzianek, jakie ma w swoim zanadrzu arena. Nie chciałbym też zdradzać zbyt wiele. Powiem tylko, że widzowie nie widzieli jeszcze wszystkiego!
Roboty
Roboty podzielone są na kategorie wagowe, podobnie jak zapaśnicy czy bokserzy. Ich waga różni się mocno, ale jest jeden określony limit: 250 funtów, czyli około 125 kg.
Budowa robota nie jest narzucona, leży w gestii konstruktora. Wiele zależy od pomysłowości i tego, w jaki pomysłowy sposób potrafi on zaskoczyć przeciwnika. Zdarzają się szybkie, bardzo płaskie roboty, wjeżdżające pod przeciwnika i atakujące płomieniami. Widzieliśmy taki przypadek w pierwszym odcinku programu.
Czasami strategią jest przepchnięcie przeciwnika w konkretne miejsce. Niektóre z robotów są tak konstruowane - nie posiadają możliwości ataku, ale ich budowa jest zoptymalizowana pod pchanie bezbronnego przeciwnika.
Zdarzają się - jak w przypadku jednego z uczestników pierwszego odcinka - roboty najeżone, np. z poruszającymi się z ogromną prędkością wirującymi tarczami.
Każdy robot ma swoje słabe i mocne strony, i oglądanie ich walk może przypominać walkę Dawida z Goliatem. Czasami mały i - wydawałoby się - słabszy robot potrafi pokonać większego i cięższego przeciwnika.
Turniej
BattleBots (po polsku Walki robotów) to prawdziwy turniej sportowy. Ma swoje ściśle określone zasady, kategorie, a nawet komentatorów sportowych. W polskiej wersji programu w tych rolach wystąpiły prawdziwe gwiazdy. Pierwszym z komentujących jest złotousty Tomasz Zimoch. Ten związany przez całe swoje zawodowe życie ze sportowymi audycjami radiowym dziennikarz zostanie na zawsze zapamiętany dzięki swoim komentarzom w trakcie spotkania sędziowanego przez pewnego tureckiego arbitra… Drugim komentatorem jest Piotr “Izak” Skowyrski, czyli znana młodszemu pokoleniu gwiazda YouTube’a i komentator turniejów e-sportowych. Razem stanowią prawdziwą mieszankę wybuchową.
Rundy są trzyminutowe, a o zwycięzcy decydują sędziowie. W trakcie pierwszego odcinka przeżyłem moment, w którym jeden z robotów wydawał się zwycięzcą potyczki, jednak sędziowie zdecydowali inaczej.
Gdy robot jest unieruchomiony, a jego konstruktor nie jest w stanie zmusić go do działania, rozpoczyna się odliczanie, które może zakończyć rundę.
Konstruktorzy
Jest coś romantycznego, urokliwego i trochę staroświeckiego w pokazanej w przebitkach pomiędzy rundami pracy konstruktorów. Konstruktorzy reprezentują całą gamę doświadczeń życiowych. Można spotkać pośród nich zarówno absolwentów MIT i inżynierów NASA jak i strażników więziennych i hydraulików. Miłość do robotyki potrafi połączyć ludzi ponad podziałami społecznymi i ekonomicznymi.
Osobiście było mi przyjemnie popatrzeć, jak myśl konstruktora zamienia się w maszynę - często w zwykłym garażu lub piwnicy, bez pomocy linii produkcyjnej, czy dużej firmy.
Wśród konstruktorów charyzmą w ostatnim odcinku wyróżnili się niewątpliwie: Lisa Winter, która wraz z ojcem Mikiem Winter występuje w turniejach robotów od lat, oraz Terry Ewert, którego rodzinna drużyna skonstruowała rozdzielającego się na trzy niezależne części robota Warrior Clan. Zresztą każda z drużyn wydawała mi się w trakcie pierwszego odcinka warta kibicowania i każda zaprezentowała unikalny pomysł na swojego zdalnie sterowanego robocika.
Wielu z konstruktorów znanych jest publiczności choćby z poprzednich edycji programu, z innych turniejów walk robotów lub - tak jak Lisa - z przekazywania swojej pasji do majsterkowania w książkach, na własnym kanale YouTubie i w trakcie zjazdów miłośników samodzielnego budowania różnych rzeczy Maker’s Fair.
To dopiero pierwszy odcinek, a już są emocje
Program jest stylizowany na klasyczne zawody sportowe. Do studia zapraszani są goście, eksperci, a starciom towarzyszy profesjonalny komentarz. Komentatorów amerykańskich w polskiej edycji zastąpili polscy, co wydaje mi się strzałem w dziesiątkę.
Niektóre z metafor, którymi rzucał Tomasz Zimoch, mają szansę wejść do klasyki zimochowych odzywek. Wynotowałem sobie między innymi: “powstał jak labrador” (o wracającym do walki robocie), “skonstruowałby Stradivariusa” (o utalentowanym konstruktorze), czy “założył fartuch jakby był ordynatorem na oddziale anestezjologii” (to o jednym z uczestników programu, ubranym w laboratoryjny biały strój).
Okazało się, że starcia robotów potrafią być naprawdę emocjonujące i trudno przewidzieć wynik rundy. Uczestniczące w potyczkach roboty często mają ukryte asy w rękawie, nie bez znaczenia pozostają również niebezpieczeństwa, które serwuje arena. Oglądanie cieszących się lub zdruzgotanych drużyn, którym zaczynamy po pewnym czasie kibicować, nadaje całemu przedsięwzięciu ludzki wymiar.
Wiem już, że na pewno obejrzę wszystkie odcinki sezonu Walk robotów na DTX.