Geek Girls Carrots w ogniu krytyki. "Zatrudnione dwie osoby, pozostałe 110 osób pracuje społecznie"
Największa, polska organizacja kobiet w IT przechodzi kryzys, który może położyć się cieniem na jej przyszłości.
Geek Girls Carrots (GGC) to stowarzyszenie kobiet związanych z IT. Działa na zasadzie wolontariatu poprzez organizowane wydarzenia, np. panele dyskusyjne, czy warsztaty programowania.
Geek Girls Carrots to także firma twórczyni całej społecznej inicjatywy - Kamili Sidor, na którą wczoraj spadły gromy krytyki z jej bezpośredniego otoczenia.
Czy w Geek Girls Carrots źle się dzieje?
Według jednej z działaczek - Van Anh Dam – tak. Głównym zarzutem jaki wystosowała w facebookowym poście było to, że korzyści z darmowej pracy wolontariuszem czerpie sama Sidor i nie zauważa dokonań innych. Oto co ciekawsze cytaty:
- Geek Girls Carrots to brand pod prywatną firmą Kamili Sidor.
- Po pięciu latach działalności i obecności na kilku kontynentach firma wypłaca wynagrodzenie dwóm osobom, Kamili i jej asystentce.
- GGC Działa w oparciu o bezpłatną pracę 110 osób. Jednocześnie na stronie możemy dowiedzieć się, że partnerami brandu są m.in. Intel, Procter&Gamble, Goldman Sachs, Credit Suisse.
- Wspominam dziewczynę z GGC, która organizowała dla społeczności wydarzenia i tworzyła dla niej grafiki. Kamila odmówiła jej umieszczenia logo swojej firmy na plakacie GGC bez uiszczenia opłaty.
- Wspominam dziewczynę z GGC, która zrobiła kawał roboty dla GGC i której Kamila odmówiła zamieszczenia w biogramie informacji w jakiej firmie pracuje.
Van Anh Dam chce oddzielić GGC od właścicielki marki - Kamili Sidor, sugerując, że może ona zostać w każdej chwili sprzedana, a inicjatywa zdradzona.
Dziewczyny, które milczą (...) mają wiele powodów, by pozostać w cieniu. Jesteśmy w małym "środowisku polskiego IT", w którym bezpieczniej jest poklepywać się po plecach, niż krytykować. Środowisku, w którym „wszyscy się znają i lubią”. Mamy nawet może trudniej, bo jesteśmy w środowisku kobiet działających wokół IT – zauważa Dam.
Czy Geek Girls Carrots potrzebuje nowej liderki?
Sprawę skomentowała na Facebooku Kamila Sidor odpierając zarzuty pod swoim adresem. Przede wszystkim zalinkowała do prezentacji opisującej finanse organizacji.
Geek Girls Carrots nie są moim prywatnym folwarkiem, co post Van Ahn zdaje się sugerować. Rację ma jednak pisząc, że zmagają się z brakiem funduszy. Stałe koszty działania Karotek to ok 6000 zł miesięcznie (biuro, internet, telefony, wynagrodzenia, ZUS, podróże służbowe, księgowość, narzędzia do obsługi społeczności takie jak MailChimp). Dodatkowo opłacamy też koszty zmienne związane z organizacją wydarzeń – napisała Sidor.
Model działania Geek Girls Carrots wzorowany jest na Startup Weekendzie. Jeśli partnera pozyskają Sidor wraz z asystentką, to 85 proc. wartości partnerstwa idzie na utrzymanie GGC, a 15 proc. przejmuje lokalna społeczność. Jeśli zaś partnera pozyska, któraś z przedstawicielek lokalnej społeczności to proporcje się odwracają.
Sidor wspomina, że przez pierwsze trzy lata pracy nie miała żadnej pensji, a czasami łatała dziurę w budżecie z własnej kieszeni. Obecnie zaś jej wynagrodzenie zawiera się pomiędzy 2,5, a 4 tys. zł.
GGC to prywatna firma, a nie NGO, ale czy coś w tym złego?
Mamy w Polsce wolny rynek. Praca jest przywilejem, nie obowiązkiem. Do wolontariatu też nikt nikogo nie zmusza. Jeśli komuś nie podoba się firma, w której coś robi – proszę bardzo, drzwi są otwarte.
GGC to jednak coś więcej niż firma. Kamila Sidor zrobiła coś niebywałego – od zera wybudowała prężną organizację. Zaraziła setki kobiet pasją do IT, a później włożyła w ich ręce narzędzia do przekazywania tego zainteresowania jeszcze dalej.
Nie wypłaca im pieniędzy, bo nie może. Można więc wysnuć wniosek, że sama czerpie zyski z darmowej pracy. Rzeczywistość jest jednak taka, że za zarządzanie firmą działającą na kilku kontynentach pobiera maksymalnie 4 tys. zł. Nie jest to wygórowana pensja.
W tym klimacie porady GGC udzielił Wojciech Orliński, felietonista Gazety Wyborczej:
Nigdy nie należy pracować w wolontariacie dla podmiotów komercyjnych, ani dużych, ani małych. Takie podmioty będą was próbować wkręcać w rzekome społeczne znaczenie pracy, którą macie dla nich odwalić za friko. Olewajcie to, bo to nie ma sensu. Nie ma żadnej "ekonomii społecznej", jest tylko ktoś, kto cały hajs zgarnie dla siebie – pisze Orliński.
Krytyka nie bierze się raczej z braku partycypacji w podziale przychodów, a z braku docenienia wkładu ogromnej rzeszy działaczek społecznych GGC, które rzekomo nie miały wpływu na działanie organizacji. Sidor odpiera te zarzuty pisząc, że choć nie jest najlepszą liderką, to swoje działanie konsultuje z innymi np. podczas warsztatów strategicznych.
Atmosfera wewnątrz GGC jest zła
Ponoć próby jej naprawy bez publicznego prania brudów spaliły na panewce. Sidor sama przyznaje, że nie jej idealną liderką, na czym cierpi komunikacja w organizacji. Warto jednak pamiętać, że zarządzająca jest jedna, a interesariuszy multum.
Wówczas cierpieć może nie tylko komunikacja, ale i względu prawne na co uwagę zwraca Piotr Cywiński z Magazynu Kontakt:
Mi to wszystko wygląda na łamanie prawa i wydaje mi się, że od tego należałoby zacząć tłumaczenie się. Według ustawy z 23 kwietnia 2003r. o działalności pożytku publicznego przedsiębiorca (firma) nie ma prawa zatrudniać wolontariuszy. Korzystać z darmowej pomocy jaką jest współpraca z wolontariuszami, czyli osobami fizycznymi ochotniczo i bez wynagrodzenia wykonującymi świadczenia mogą według polskiego prawa wyłącznie niektóre podmioty prawne (w tym ngo, czyli stowarzyszenia i fundacje) – pisze Cywiński.
Czy Geek Girls Carrots powinno działać z jeszcze większą przejrzystością? Czy błędem było zdecydowanie się na "przedsiębiorstwo społeczne", zamiast zarejestrowania stowarzyszenia?
W końcu... czy GGC wyjdzie z tej afery silniejsze?