Kamil Durczok w Polsacie! To moment, na który Polsat czekał od wielu lat i nie może tego zepsuć
Kojarzycie sceny, kiedy Frank Underwood zagląda wprost do kamery i tłumaczy widzowi, że to jest decydująca chwila, a od każdego wypowiedzianego zdania będzie zależało powodzenie misternie knutego od dwóch sezonów planu? No, to Polsat właśnie ma ten moment.
Polsat rozumiany jako stacja informacyjna (a więc głównie przez pryzmat Polsat News) ma swoich fanów. Widzowie są zdania, że stacja prezentuje możliwie najbardziej neutralny grunt w dyskusji politycznej, a do tego jest ceniona za zapraszanie komentatorów spoza parlamentarnego mainstreamu. Co zresztą ma swój urok, bo wierny obserwator TVN24 zapewne wzdryga się już niechętnie na widok Julii Pitery, Beaty Kempy czy Jerzego Dziewulskiego, ilekroć tylko tematyka dyskusji wydaje się adekwatna dla polskiego Jamesa Bonda.
I Polsat, trochę plankton polityczny, korwinowców, narodowców, Urbana przebranego za biskupa, ale też komentatorów istotnych, a niedocenianych (Szewko, Bartosiak) odgrzebuje. Przy czym jest to jednak stacja - jak na realia informacyjne - raczej w ogonie stawki liderów, gdyż TVN24 i TVP Info mają trzykrotnie wyższą oglądalność.
Nie śmiem oceniać redaktorów Polsat News warsztatowo, jam niegodny, ale na rynku medialnym nie są to twarze aż tak rozpoznawalne, jak w przypadku TVN24, który pozbierał prawie wszystkie gwiazdy telewizji w Polsce, a te których z różnych przyczyn mu się zebrać nie udało... swoją własną telewizję postanowiły nadawać za pośrednictwem Onetu. Dorota Gawryluk i Jarosław Gugała to chyba dwie najbardziej znane twarze stacji, internautom dobrze znana jest też zapewne aktywna na Twitterze Agnieszka Gozdyra. Dziwicie się czemu ja tak ciągle pisze o tym TVN-ie. A bo w Polsacie nie za wiele się dzieje...
To trochę jak w futbolu. Możesz zbudować dobrą drużynę, ale jeśli nie dasz światu czytelnego sygnału, że idziesz po Ligę Mistrzów, to świat może się o tym nie dowiedzieć. Wiedział o tym Massimo Moratti w 1997 roku, gdy wydał miliony na symboliczny transfer Ronaldo do Interu Mediolan. Wiedział o tym Florentino Perez, gdy do będącego w dużym kryzysie Realu Madryt sprowadził pewnego dnia równocześnie Kakę i Cristiano Ronaldo. Wiedziało PSG, które wcześniej mało kto traktował poważnie, ściągając Zlatana. A jeszcze wcześniej Manchester City idąc po Aguero. Takie transfery to często czytelny sygnał o wejściu do gry, który zmienia też odbiór danej drużyny.
I takim transferem dla Polsat News na pewno będzie Kamil Durczok.
Kamil Durczok to pod względem dziennikarskim jedno z najmocniejszych nazwisk w Polsce, mierzyć może się chyba tylko z Tomaszem Lisem, choć obaj panowie w ostatnich latach doświadczali sporych problemów wizerunkowych. O ile Tomasz Lis, nad czym ubolewam, stał się zbyt aktywną jak na dziennikarza stroną sporu politycznego, tak na Kamila Durczoka zasadzili się prawdopodobnie nierzetelni dziennikarze wydawanego w cyklu tygodniowym tabloidu.
Nie znam Kamila Durczoka prywatnie, nie wiem jakim jest człowiekiem, ani ile jest prawdy w jego szumnie opisywanych relacjach z pracownikami TVN24. Nie twierdzę, że ta druga twarz dziennikarza kompletnie nie ma dla mnie znaczenia, tego typu historie zawsze mają wpływ na postrzeganie kogoś także w sferze profesjonalnej, choć zdarza mi się to stosunkowo rzadko. Takim chyba najłatwiej przychodzącym mi do głowy przykładem osoby spalonej w życiu publicznym przez historie z życia prywatnego jest Kazimierz Marcinkiewicz. I tu już nawet nie tyle chodzi o treść tej historii, co jej formę i okoliczności... intelektualne.
Historia Kamila Durczoka wcale nie jest tak jednoznaczna, redaktorów odpowiedzialnych za próbę zrujnowania mu życia nie ma już we Wprost, a - co więcej - przegrywają rozprawy sądowe. Kiedy półtora roku wydawało się, że jest to koniec jednej z najmocniejszych marek polskiego dziennikarstwa i po pokrytych białym proszkiem butach damskich w rozmiarze 47 (czy jak to tam Wprost próbował relacjonować) nie ma już przyszłości, dziś Durczok tworzy obiecujący projekt mediów lokalnych na Śląsku i wraca do dużej telewizji.
W tajnych raportach wewnętrznych TVN-u Kamil Durczok może być (choć oczywiście nie musi) nawet najgorszą osobą na świecie, ale ja - jako telewidz - o tym nie wiem. Pamiętam go jedynie jako najlepszego prezentera Wiadomości, jako najlepszego prowadzącego Fakty po Faktach i bardzo się cieszę, że zobaczę go ponownie na antenie. Tym razem już we w pełni publicystycznej formule, która prawdopodobnie ma przywodzić na myśl coś na kształt dawne "Co z tą Polską?".
Z kolei Polsat News musi się zastanowić jak wykorzystać Durczoka w charakterze bramki kontaktowej. To jest naprawdę dobra sytuacja dla stacji Solorza-Żaka, gdyż olbrzymi kryzys wiarygodności głównych konkurentów połączony z kilkoma dobrymi transferami może przebiegunować Polsat News na mapie wpływów telewizji informacyjnych w Polsce.