Tak odchodzi ostatnie prawdziwe BlackBerry
Miał być powrót do korzeni. Miała być odpowiedź na potrzeby wiernych klientów. Wyszło… nijak. Na tyle nijak, że BlackBerry kończy produkcję Classica i próżno szukać jego prawdziwego następcy.
Patrząc na to, czym był Classic, można z całą pewnością uznać, że spełniał wszystkie wymagania, by określać go mianem prawdziwego BlackBerry. Pełna klawiatura sprzętowa umieszczona pod panoramicznym ekranem? Jest. Trackpad pomiędzy nimi, czego zabrakło w Q10? Jest. Autorski system, od podstaw przygotowany przez BlackBerry? Również na pokładzie. Do tego akumulator o rozsądnej wydajności.
Nie brakowało tu nic, absolutnie nic, żeby określić dodatkowo Classica mianem pierwszego prawowitego następcy archaicznego już BlackBerry 9900. To, co w chyba najlepszym Boldzie w historii było kiepskie - tutaj zostało poprawione. Większy ekran, większa klawiatura, większy akumulator, nowszy system operacyjny, więcej aplikacji, lepsze podzespoły.
I gdyby świat nie poszedł do przodu, pewnie by na jego punkcie oszalał.
Tyle tylko, że świat nie tyle ruszył do przodu, co wystrzelił w kierunku przyszłości i to na długo przed tym, jak mocno spóźniony Classic - bazujący zresztą na podzespołach równie spóźnionego Q10 - trafił na rynek.
Najbardziej zapaleni fani BlackBerry mieli więc mocno pod górkę. Najpierw na rynek trafił wyłącznie dotykowy Z10, który dla wielu okazał się na tyle dobry, że można było o klawiaturze fizycznej zapomnieć. Dopiero potem do sklepów zawitał Q10, który jednak… pozbawiony został TrackPada, czyli jednego z najbardziej rozpoznawalnych elementów BlackBerry.
Tak naprawdę nie było wiadomo, dla kogo jest Classic.
Najbardziej oczywistą opcją wydawały się być korporacje, które mogłyby chcieć w takie telefony wyposażyć swoich pracowników. Zresztą i takie komunikaty płynęły ze strony kanadyjskiej firmy - to produkt dla naszych najwierniejszych klientów, a więc głównie dla tych, którzy niekoniecznie zafascynowani są tym, czy na ich smartfonie uruchomią Instagrama albo Snapchata.
Ich interesuje telefon bezpieczny, niezawodny, do tego z klawiaturą, która pozwoli im odpisać każdego dnia na dziesiątki, jeśli nie setki maili.
Ale, jak się okazało, ten plan - niemal identyczny jak w przypadku Leapa i Z3 - koszmarnie zawiódł.
Tak, Classic musiał odejść
Nie dość, że pewnie rekordów sprzedaży nie bił, to jeszcze był na rynku - co zresztą przyznaje samo BlackBerry - „dłużej niż większość współczesnych smartfonów”. A to, biorąc pod uwagę jego cenę i parametry, sprawiało, że po prostu musiał w końcu wypaść z oferty. Zaskoczenie? Żadne.
Następcy, cóż, nie ma i - w formie prawdziwego BlackBerry - nigdy już nie będzie. Poza tym co w formule Classica dałoby się poprawić? Parametry i tak były jak najbardziej ok, lepsze byłyby sztuką dla sztyki. Większy ekran psułby pomysł na urządzenie. Dotykowa klawiatura jak w Passporcie czy Privie? Sztuka dla sztuki.
Classic był ostatnią gałęzią linii urządzeń, której w tej formie nie dało się po prostu dalej rozwijać.
Tak, tak, będzie jeszcze pewnie jeden, może nawet więcej modeli BlackBerry z fizyczną klawiaturą i pewnie Androidem na pokładzie. O to możemy być spokojni.
Tylko czy będzie można dalej powiedzieć, że to jest to prawdziwe BlackBerry? Sama klawiatura i TrackPad to raczej trochę za mało.
Cóż, będziemy tęsknić. A swoje wzruszające historie o dobrych czasach z Boldem 9900 czy 9700 będziemy wysyłać na Twittera lub Facebooka prosto ze swojego Samsunga, Huawei albo iPhone’a.
Szkoda.