Brexit to nie dramat, Brexit to szansa
Brexit to dramat dla całej Europy, w skali mikro i makro. Mikro, bo nieznośni, niesforni sąsiedzi z góry prawdopodobnie wrócą z Wielkiej Brytanii. A makro?
Unia Europejska jest Polsce potrzebna. Nie twierdzę, że tak będzie zawsze, ale na tę chwilę bilans jest zdecydowanie dodatni. I choćby z tego względu powinno nam zależeć na utrzymaniu Wspólnoty. Wiadomo już jednak, że nie da się jej już utrzymać w znanym od dłuższego czasu kształcie, co gorsza nie opuszczają nas te greckie darmozjady, tylko całkiem przyzwoici Brytyjczycy. Ale skoro już sobie idą, to sprawmy, by cholernie tego żałowali. Tak, żeby przypadkiem komuś innemu głupie pomysły nie przyszły do głowy.
Brytyjczycy zresztą już jakiś czas temu chcieli negocjować warunki współpracy po Brexicie, ale unijni urzędnicy raz jeden stanęli na wysokości zadania odpowiadając im "hola, hola, jakiej współpracy?". Oczywiście Unia Europejska będzie utrzymywała zaawansowane relacje z Wielką Brytanią, ale jak najbardziej zgadzam się z postawą, by tak długo jak się da, nie wiedzieli na czym stoją.
To nie jest tak, że Wielka Brytania nie miała powodów by wyjść z Unii Europejskiej. To zdegenerowana, zepsuta instytucja pod rządami polityków będących politycznymi impotentami, którymi na dodatek władają jeszcze wyżej postawieni biurokraci. Instytucje unijne realizują kabaretowe absurdy połączone z naleciałościami Franza Kafki i filmów s-f. Dogmaty i idee, zwykle błędne dogmaty i idee, przesłaniają z kolei potrzebę prowadzenia technokratycznej polityki odpowiadającej interesowi wspólnoty.
Nic zatem dziwnego, że ktoś mógł nie chcieć się w to bawić, choć akurat w mojej prywatnej ocenie Wielka Brytania błędnie z Unią Europejską utożsamiła problemy wewnętrzne. Co więcej, wyjście z Unii Europejskiej może temu państwu solidnie zaszkodzić, choćby dlatego, że przez ostatnie lata wyrosło na centrum finansowe Europy. I to usługi finansowe były największym z atutów Brytyjczyków, wcale nie gospodarka czy silna armia. Teraz, prawdopodobnie, centrum to przesunie się w kierunku wschodnim.
Na osobny akapit zasługuje przy tym David Cameron, którego wprawdzie osądzi historią, ale na tę chwilę jawi się w niezbyt imponującej roli osoby kochającej wieprzowinę w sposób wykraczający poza standardy nawet przeciętnego Brytyjczyka, który prawdopodobnie rozwalił na kawałki Wielką Brytanię, a być może i całą Unię Europejską. Well done, mister Kamerun.
Trump będzie następnym prezydentem
Ogólnie jestem przerażony. Świat jest tak niespokojny, jak jeszcze nigdy nie był za mojego życia, a może nawet za życia moich rodziców. Choć to może być perspektywa zza żelaznej kurtyny, ponieważ podczas gdy my staliśmy w kolejkach po ocet, Niemcy z RFN równie nerwowo, co my dzisiaj, spoglądali ponoć w kierunku wschodu. Szaleni islamiści organizują w Syrii (i okolicach święte wojny), a Europa mierzy się z falą emigracji, która jest straszna sama w sobie, a do tego mamy przecież emigrację ludzi z zupełnie odmiennego kręgu kulturowego, który nie tylko nie podziela europejskiego systemu wartości, ale w kwestiach takich jak prawa kobiet czy homoseksualizm jest wręcz jawnym zaprzeczeniem tego, o co od lat walczy Unia Europejska.
Jakby tego było mało, Putin jest coraz bardziej stawiany pod ścianą, Rosja się trzęsie i albo rozpadnie się na kawałki, albo będzie musiała zarzucić sieć na jakąś grubą rybę. Prawdziwe problemy rozgrywają się jednak na morzu południowochińskim, gdzie decyduje się przyszłość świata i kto wie - być może tamte wydarzenia zakończą się konfliktem wojennym na linii dwóch największych obecnie mocarstw. Oby nie, ale Ameryka czuje się zagrożona, Hillary Clinton wydaje się najbardziej niekompetentnym kandydatem na prezydenta USA w historii, a Donald Trump to jedna wielka zagadka (choć gdybym był Amerykaninem, pewnie bym na niego zagłosował). Myślę zresztą, że Trump zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych, a sukces Brexitu mnie tylko w tym przekonaniu utwierdza - Anglicy i Amerykanie trochę wstydzą się przyznawać do swoich nie-mainstreamowych poglądów, ale głosowanie jest przecież niejawne. Nie wiem tylko, czy kontrowersyjny biznesmen to dobra wiadomość dla Polski, ale coś mi niestety mówi, że Hillary Clinton byłaby nie wiele lepszą opcją.
Stało się to, w co trudno było przecież uwierzyć. Kiedy Donald Tusk własnym ciałem zaryglował przed rokiem drzwi premierowi Grecji i kanclerz Niemiec, twardo stawiał sprawę, że na jego zmianie Unia Europejska się nie rozpadnie.
Brexit to nie dramat, to szansa
Brexit stał się faktem i choć prywatnie jestem nieco przerażony - zmienia się świat, który znałem - wierzę, że nawet on może obrócić się na naszą korzyść. Przede wszystkim chciałbym żeby stał się sygnałem do głębokiej reformy Unii Europejskiej. Trzeba się zdecydować na jedną z dwóch koncepcji - albo tworzymy kontynentalne państwo federalne, które będzie w stanie rywalizować ze światowymi potęgami, doczeka się spójnej armii, władzy i dumnych obywateli, albo zróbmy z tego sensowną unię gospodarczą. Ale już nie polityczną. W obecnym stanie zawieszenia i nijakości kolejne exity wydają się chyba tylko kwestią czasu.
Niestety kompletnie nie widzę osoby, która miałaby przejąć w tym zakresie inicjatywę. Nigel Farage, który celnie punktował wady Unii Europejskiej, lada moment przestanie być jej członkiem. Brukselscy biurokraci mają ręce związane swoją nieudolnością. Angela Merkel przekreśliła lata swojej dobrej pracy tragiczną polityką w ostatnich miesiącach. Donald Tusk nic nie może zrobić, Viktor Orban gra wyłącznie na wielkie Węgry i chyba jedyne co może w tym wszystkim cieszyć to to, że Andrzej Duda od początku swojej prezydentury bardzo intensywnie zabiega o zostanie europejskim oczkiem w głowie Chińczyków, ale tego przecież nie dowiecie się z polskich portali, gdy Wojciech Szczęsny w tym samym czasie już chodzi, a nawet kopnął piłkę.
Aha, ponieważ Przemek Pająk prosił, bym napisał o Brexicie "tylko tak Kubuś wiesz, żeby nie było za dużo polityki, jednak tech" - mój laptop Samsunga jest ostatnio do bani.